Widzi pani, jaki to trudny zawód?
rozmowa z Anną KadulskąRozmowa z Anną Kadulską - aktorką Teatru Śląskiego
Na wstępie chciałbym zapytać o moment, w którym powiedziała Pani sobie: „Będę aktorką”. Czy ta decyzja wynikała z wewnętrznego przekonania, a może zapadła po obejrzeniu jakiegoś przedstawienia?
W czasach, gdy chodziłam do I LO w Jaworznie, rodzice zabierali mnie do Teatru Starego. W efekcie obejrzałam chyba wszystko, co grano wówczas na krakowskiej scenie. Wcześniej oczywiście brałam udział w konkursach recytatorskich, jeździłam także do pracowni teatralnej w katowickim Pałacu Młodzieży, w autobusie linii „300” (a może już „J”) ucząc się fizyki na następny dzień. Jednak nie afiszowałam się z zamiarem zdawania do szkoły tearalnej, ponieważ otoczenie traktowało to jak kiepski żart. Nie było więc jakiegoś olśnienia czy czegoś w tym rodzaju – to powoli we mnie kiełkowało, aż doprowadziło mnie do momentu, w którym teraz jestem.
W związku z powyższym niełatwo chyba było odnaleźć się Pani w klasie o profilu biologiczno-chemicznym?
Ale ja sama ten profil wybrałam! Wtedy myślałam o zawodzie lekarza, który wydawał mi się solidną profesją, kojarzącą się z prestiżem, szacunkiem ludzi itd. Ot, typowe wyobrażenia dziecka. A biologia, którą, nawiasem mówiąc, bardzo lubiłam, przydała mi się w trakcie egzaminów na psychologię – dokumenty na ten kierunek składałam równolegle z tymi do szkoły teatralnej.
Czy teraz często bywa Pani w Jaworznie? Małgorzata Talar z Miejskiej Biblioteki Publicznej wspomina, że kiedyś często Panią widywała…
Nadal mam w portfelu kartę z jaworznickiej biblioteki (śmiech), ale książki wypożyczam w Katowicach. W Jaworznie bywam dość regularnie, bo na Warpiu jest mój dom rodzinny, w którym mieszka moja mama.
A ma Pani w mieście swoje ulubione miejsca?
Oczywiście. Sodowa Góra, gdzie znajduje się rezerwat sasanek, była i nadal jest celem moich spacerów. Niestety, samotnych, odkąd zabrakło mojego psa Dżulbasa. Spaceruję również na Kaliską. Często też przyjeżdżam specjalnie do Jaworzna na basen, bo jest tam bardzo przyjemnie, a w Katowicach próżno szukać takiego obiektu.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani kiedyś, że bardzo chętnie wystąpiłaby Pani z czymś oryginalnym w Jaworznie, ale repertuar Teatru Śląskiego na naszej scenie się po prostu nie mieści. Jednak w lutym 2007 wzięła Pani udział w koncercie „Bombonierka”, w ubiegłym roku z kolei – wspólnie z Grzegorzem Przybyłem, Wiesławem Kupczakiem i Andrzejem Kowalczykiem – wystąpiła Pani w spektaklu „Romans z Balladami”. Przedstawienie było prezentowane specyficznej publiczności, bo złożonej z młodzieży…
Ten spektakl został stworzony specjalnie dla uczniów, w związku z czym zdarzało nam się go grać np. w szkołach. Przedstawienie, grane w Jaworznie, miało znakomitą oprawę – Sala Teatralna MCKiS jest idealna dla takich kameralnych przedsięwzięć. Młodzież reagowała bardzo pozytywnie. Smuci mnie jedynie fakt, że publiczność była niezbyt liczna. Nawiasem mówiąc, granie spektaklu w innej niż pierwotna przestrzeni wymusza zupełnie odmienny sposób gry. Jeżeli chodzi o Teatr Śląski, na szczęście ostatnio nie mam „przyjemności” grania poranków dla szkół. W latach ubiegłych natomiast występowałam m.in. w „Weselu”, „Ślubach panieńskich” i „Wyzwoleniu”. Wtedy, będąc jeszcze w garderobach, słyszeliśmy w interkomie, jaką mamy publiczność. Bywa tak, że młodzi widzowie nie pomagają, ale najpiękniej jest wtedy, gdy w pewnym momencie coś zaczyna się zmieniać, pojawia się z ich strony większe zaangażowanie, wsłuchanie w spektakl.
Za Panią pracowity sezon – Margarita, Nora i Unica w „Świat jest skandalem” Tomasza Mana, Królowa Małgorzata w „Iwonie, księżniczce Burgunda” Gombrowicza i jedno z pięciu wcieleń bohaterki w „5 razy Albertyna” Tremblaya. Z czego czerpie się, tworząc postać tak odległą od siebie jak Albertyna?
Powiem teraz coś bardzo osobistego: ja w zadziwiający sposób polubiłam moją 50-letnią bohaterkę. Spodobało mi się w niej to, że jako jedyna w tym podejmującym trudną tematykę spektaklu wprowadza elementy humorystyczne i jest optymistycznie nastawiona do życia. Nie mam, na szczęście, tak ekstremalnych doświadczeń jak Albertyna (córka, która znalazła się na ulicy i chory psychicznie syn), natomiast każdy z nas zapewne zetknął się w swoim życiu z przegraną lub brakiem akceptacji. Tworząc tę postać, mogłam stąd właśnie czerpać. Bardzo dużo prawdy jest w stwierdzeniu bohaterki: w życiu, aby być słuchanym, trzeba się zbuntować. Lubię ten bunt Albertyny – spróbowała, podjęła wysiłek, by nie ulec temu, co proponowała jej rodzina i otoczenie. Może czegoś się nauczę od tej postaci?
W „Świat jest skandalem” – opowieści o życiu Hansa Bellmera – wcieliła się Pani w role trzech kobiet artysty. Czy którąś z bohaterek szczególnie Pani polubiła?
Najbardziej „zżyłam się” z Margaritą i Unicą. Wszystkim trzem postaciom poświęciłam dużo czasu, ale to właśnie chora na gruźlicę żona malarza i jego ostatnia partnerka, cierpiąca na schizofrenię poetka, są mi – za sprawą swojego dramatyzmu – najbliższe. Nora Mitriani zawiera w sobie chyba najmniej materiału, na którym można pracować, poza tym na scenie potraktowana jest bardzo plastycznie (ruch, kostium).
Na koniec chciałbym, by opowiedziała Pani Czytelnikom anegdotę, związaną z Pani występem w „Majce”…
To zabawne, zważywszy na to, że na planie spędziłam tylko jeden dzień zdjęciowy. Grałam ekspedientkę. Kiedy po emisji tego odcinka pojawiłam się w zaprzyjaźnionym warzywniaku na ulicy Słonecznej, jedna ze sprzedających tam pań – wiedząca, że jestem aktorką – przywitała mnie słowami: „Widzi pani, jaki to trudny zawód?” (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.