Widzieliśmy „Dziady", które „odradza" kurator Nowak

"Dziady" - reż. Maja Kleczewska - Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

Zaplanowane przez teatr do końca roku pięć pokazów „Dziadów" jest już wyprzedane. Warto pomyśleć o dodatkowych. I zapomnieć o neutralności ideowej i politycznej w czasach, gdy linię interpretacyjną wyznaczają rozmaite małopolskie kuratorki oświaty.

Wwolnej Polsce „Dziady" Mickiewicza wciąż były utworem ważnym, ale, inaczej niż w PRL, nie wzbudzały powszechnych emocji. Żeby usłyszeli o jakiejś inscenizacji nie tylko teatromani, trzeba było, jak Michał Zadara w 2016 r. we wrocławskim Teatrze Polskim, wystawić całość, bez skreśleń. A emocje wywołała wtedy głównie monumentalność zamierzenia i długość widowiska – 14 godzin. Od narodowej gorączki, jaką wywołała na przełomie 1967 i 1968 r. realizacja Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym, byliśmy o lata świetlne. Ale PiS od dawna już nie ukrywa, że jest grupą rekonstrukcyjną PRL, więc w sumie nie powinno dziwić, że i „Dziady" ponownie musiały się znaleźć w świetle reflektorów.

Stało się tak za sprawą listu małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak do „dyrektorów, nauczycieli i rodziców uczniów", w którym „w związku z uzyskaniem informacji o wystawianym obecnie w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie spektaklu »Dziady«" informuje, iż w jej ocenie „spektakl ten zawiera interpretacje nieadekwatne i szkodliwe dla dzieci i uczniów", „jest swobodną emanacją poglądów środowiska, które pragnie kształtować spojrzenie społeczne na współczesną Polskę nie z troską, miłością należną Ojczyźnie, lecz z nienawiścią do jej rodowodu historycznego, do tożsamości narodu ugruntowanego na fundamencie tradycji cywilizacji łacińskiej. Ten spektakl zawiera i promuje treści, które pozostają w jawnej sprzeczności z celami wychowania młodych Polaków określonych w preambule Prawa Oświatowego. Biorąc pod uwagę powyższe, Małopolski Kurator Oświaty zdecydowanie odradza organizowanie przez szkoły wyjść dzieci i młodzieży na ten spektakl".

„Dziady" Mai Kleczewskiej przy pełnej sali
Nie wiadomo, jak i od kogo kurator Nowak uzyskała informacje o spektaklu Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego, za to wiadomo, jaki jest skutek jej listu – porównania z Marcem ′68 i zdjęciem „Dziadów" Dejmka oraz zwiększone zainteresowanie tytułem. Lepszej reklamy twórcy pewnie nie mogli sobie wymarzyć. Na wczorajszym pokazie wszystkie miejsca były zajęte, w dużej mierze zresztą przez młodzież. W kolejce do kasy starsi porównywali działalność PiS i PZPR i rzucali dowcipami jak za PRL. Na samym spektaklu, po „Wielkiej Improwizacji" wygłoszonej z mocą przez grającą Konrada Dominikę Bednarczyk i prawdziwie wywołującej emocje, rozległy się brawa. Na koniec zaś widownia długo klaskała aktorom na stojąco, a przy szatni dało się usłyszeć komentarze młodych: no, może nie są to klasyczne „Dziady", ale było bardzo ciekawie.

No, było. Wizualnie Konrad Dominiki Bednarczyk to połączenie Janiny Ochojskiej z Klementyną Suchanow: krótkie włosy, spodnie, olbrzymia charyzma i kule. Mentalnie jest mieszanką współczucia, złości (może nawet wkurwu) i buntu. Kleczewska reżyseruje „Dziady" na scenie, na której 120 lat wcześniej wystawił je Stanisław Wyspiański, i spektakl ma wiele wspólnego z „Weselem", także tym filmowym i niedawnym w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Też mamy tu 120 proc. Polski i grubą kreskę, która jednak nie odrzuca, tylko wywołuje ból, bo tak bardzo jest adekwatna do opisu naszej rzeczywistości. Konrad jest obecny w każdej scenie, przygląda się Polsce, chłonie ją i od niej choruje.

Patrzy na sceny dziadów, w których na wezwanie guślarza, starszego, niepozornego mężczyzny w czarnym garniturze, schodzą się obrońcy polskości, by wyegzorcyzmować i przegonić z niej niechlubne fragmenty przeszłości, niepasujące do patriotycznej sielanki postacie i postawy. Nie będzie już złego pana ani wolnej, niezamężnej dziewczyny czy beztroskich dzieci.

Część z tych patriotów, jak mężczyznę w koszulce z napisem „Armia Boga", zobaczymy później tańcujących, „za rosyjskie ruble", w scenie balu u Senatora (Jan Peszek). Wcześniej Konrad zostanie brutalnie, biciem, egzorcyzmowany przez księdza Piotra, który w tej inscenizacji jest kardynałem, odprawia msze na tle Ołtarza Wita Stwosza, skopiowanego ze stojącej po sąsiedzku katedry Mariackiej. I gwałci rozmodlone nastolatki. „A wiesz, czemu tobie papież tak nie sprzyja?" – przycina mu Konrad, gdy kardynał wygłasza proroctwa o nadejściu mesjasza, obrońcy narodu, któremu teraz cała zachodnia Europa urąga. I zauważa, że na zachód mkną wozy – młodzi uciekają z kraju.

Mickiewicz i ucisk kobiet w państwie PiS
Sceny więzienne z kolei odwołują się do wyłapywania kobiet przez policję podczas niedawnych manifestacji m.in. Strajku Kobiet. Pobite i bezprawnie przetrzymywane więźniarki stają się spadkobierczyniami filomatów. A ich pieśń „Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem, a choćby mimo Boga" brzmi jak groźba. I trudno im odmówić racji. Ból i gniew kobiet, głównych ofiar pisowskiej władzy, niesie ten spektakl i nadaje mu moc. W „Wielkiej Improwizacji" do głosu dochodzą dotąd niezauważane metafory i porównania użyte przez Mickiewicza, jak ta: „jak matka czuje swojego płodu bóle", co dziś kojarzy się z kobietami zmuszanymi do donoszenia chorych ciąż, bohaterkami takimi jak Izabela z Pszczyny.

W roli Rollisonowej oglądamy Agnieszkę Przepiórską, która wcześniej zagrała matkę Grzegorza Przemyka w wyreżyserowanej przez Piotra Ratajczaka w warszawskiej Polonii adaptacji reportażu Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów".

Całość rozgrywa się w odbiciach luster, także podłoga jest lustrzana – jakbyśmy byli skazani na swoje odbicia, nie mogli wyjść poza własne piekło.

Teatr Słowackiego i rozmaite kuratorki oświaty
O Teatrze Słowackiego w Krakowie dawno nie było tak głośno. Dyrektor Krzysztof Głuchowski o rozgłos zabiegał, ale raczej nie o taki mu chodziło. Wrześniowa konferencja zapowiadająca obecny sezon została zorganizowana nie w Krakowie, a w Warszawie, bo trwały starania, by teatr dołączył do elitarnego grona scen narodowych (obok pobliskiego Starego Teatru, Teatru Narodowego w Warszawie i Teatru Wielkiego – Opery Narodowej). „My się czujemy teatrem narodowym. Zawsze tak było", zapewniał dyrektor Głuchowski. Wtórowała mu Iwona Gibas, członkini Zarządu Województwa Małopolskiego: „Moim marzeniem jest, by Teatr Słowackiego stał się teatrem narodowym, w pełni na to zasługuje i podejmuje wszelkie działania, by tak się stało. Czy się uda, czas pokaże".

„Dziady" Kleczewskiej zostały wystawione w 120. rocznicę inscenizacji Wyspiańskiego, w ramach sezonu rozgrywanego pod hasłem „Wolał(a)bym nie!", które dyrektor Głuchowski tłumaczył następująco: „Żyjemy w czasach, w których zachowanie własnego zdania i własnej postawy stało się szalenie trudne. Panująca dychotomia zmusza nas nieustannie do opowiadania się za jedną lub drugą »ważną« sprawą lub – nie wiem, co gorsze – przeciw jednej lub drugiej stronie. Taka sytuacja budzi nasz głęboki sprzeciw". Na inaugurację Piotr Ratajczak dał premierę „Debila" według nagrodzonego Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną dramatu Maliny Prześlugi, z opisem świata z perspektywy osoby z niepełnosprawnością intelektualną.

Następne były „Dziady". „Będą przedstawieniem o Polsce. Mając w pamięci krakowskie inscenizacje Wyspiańskiego, Swinarskiego czy Grzegorzewskiego, wiemy, że ten arcypolski dramat opowiada o naszej nieumarłej przeszłości i jej nieumarłych upiorach" – zapowiadała przed premierą reżyserka.

Zaplanowane przez teatr do końca roku pięć pokazów „Dziadów" jest już wyprzedane. Warto pomyśleć o dodatkowych. I zapomnieć o neutralności ideowej i politycznej w czasach, gdy linię interpretacyjną wyznaczają rozmaite małopolskie kuratorki oświaty.

Aneta Kyzioł
Polityka
2 grudnia 2021
Portrety
Maja Kleczewska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia