Wieczór wśród pięknych kobiet, sukien, muzyki i obrazów

rozmowa z Krzysztofem Prusem

Poznajemy rzeczywistość salonu, wysokiej kultury, elegancji, symetrii, gry (to prawda, że gry niebezpiecznej, w której każde nieopacznie rzucone słowo może być wykorzystane przez przeciwnika): rzeczywistość dnia. W inscenizacji staramy się zasugerować także drugą rzeczywistość, ukrytą, ale w każdej chwili mogącą się objawić rzeczywistość Natury w rozumieniu Sadycznym: strefę nocy, podświadomości, lęków, obsesji, ukrytych pragnień, bólu i krwi, zniszczenia; rzeczywistość, w której uwięził bohaterki markiz de Sade.

– Kiedy słyszymy nazwisko markiz de Sade, to nasze pierwsze, jeśli nie jedyne skojarzenie brzmi: ten od sadyzmu. Jaki jest powód, żeby wystawiać o nim sztukę?

– Rzeczywiście, w XIX wieku, w kilkadziesiąt lat po śmierci de Sade’a, niemiecki psychiatra Richard von Krafft-Ebing, opierając się na skojarzeniach z twórczością literacką markiza oraz plotką biograficzną towarzyszącą jej twórcy, ukuł termin sadyzm. W tamtych czasach czytano ocalałe egzemplarze dzieł de Sade’a z wypiekami na twarzy, ale i poczuciem, że robi się coś niestosownego. W XX wieku markiz stracił reputację zboczeńca i sadysty; dostrzeżono w nim pisarza, filozofa, psychologa na miarę Dostojewskiego, Nietzschego i Freuda. Można powiedzieć, że wahadło przesady wychyliło się w drugą stronę. A na początku wieku XXI dzieła de Sade’a wydaje się w kolorowych okładkach z panienkami w skórzanych majteczkach i z biczem w ręku, bo a nuż ktoś, kto słyszał o sadystach, kupi, żeby się podniecić własnym zgorszeniem. Niestety, jest to lektura mało zrozumiała poza kontekstem czasów, w których powstała, i to nie tylko ze względu na filozoficzne wywody, którymi na każdym kroku częstują nas bohaterowie. We Francji „wieku Rozumu” można było ujść kary za morderstwo, ale wyrok śmierci czekał każdego, komu dowiedziono znieważenia relikwii albo grzechu „sodomii”, przez który rozumiano kontakty analne, nieważne, z mężczyzną czy kobietą. Tym właśnie czynnościom oddają się Sadyczni okrutnicy najchętniej i najczęściej. Skoro jesteśmy w stanie wyobrazić sobie gorsze zbrodnie, lektura dzieł markiza może nam się wydać mimowolnie zabawna.

– A jednak postać de Sade’a ciągle budzi emocje. Powstają o nim wciąż nowe rozprawy, filmy i sztuki teatralne.

– Częściowo za sprawą jego literackiej koncepcji wszechwładnej Natury, nakazującej ludziom dążenie do absolutnego Zła, ale przede wszystkim dzięki awanturniczej biografii, pobytom w licznych więzieniach i szpitalach dla wariatów, erotycznym skandalom, o których, w przeciwieństwie do innych libertynów tamtej epoki, którzy swoje seksualne wyczyny skrywali w zaciszu książęcych i biskupich pałaców, on opowiadał z lubością. Bardzo często myli się biografię z literaturą, przypisując markizowi wszystkie poglądy bohaterów jego dzieł.

– A jaki markiz był naprawdę?

– Jaki był i dlaczego kobiety szalały na jego punkcie? Trudno powiedzieć. Myślę, że gdybym był kobietą, to nie chciałbym mieć z nim romansu. Ale żadna to dla markiza strata, bo nigdy nie brakowało kobiet, które miały na to ochotę. Do więzienia de Sade trafił za sprawą swojej teściowej, oburzonej, że zamiast poprzestać na rozkoszach łoża małżeńskiego z jedną z jej córek, sypia także z drugą, zresztą za zgodą i być może współudziałem żony. W więzieniu, oderwany od ulubionych rozrywek, zaczął pisać. Część utworów powstawała za wiedzą nadzorców, inne w tajemnicy. Ta ukryta część pisarstwa de Sade’a, erotyczna i bluźniercza, może być rozumiana jako krzyk protestu przeciwko obłudzie systemu, który w imię Boga i dobrych obyczajów pozwala kogoś uwięzić bez sądowego wyroku, tylko za to, że odstaje od przyjętej normy.

– Czy postawa de Sade’a wobec religii może dziś jeszcze szokować?

– Tak, bo nie chodzi tu o naiwnie optymistyczny ateizm warstw oświeconych XVIII wieku (powszechny choć skrywany). Dla ateisty naiwnego, skoro Boga nie ma, to nie ma problemu. Natomiast działania Sadycznych bohaterów są podszyte przedziwnym mistycyzmem, na co zwrócił już uwagę Gustaw Flaubert, uważając Sade’a za „jedynego prawdziwego ultrakatolickiego pisarza”, który na przekór herezji humanitaryzmu we współczesnym kościele wierzy w piekło, sens inkwizytorskich tortur i ludzkie ciało jako źródło wszelkiego Zła.

– Co sprawiło, że „Madame de Sade” Yukio Mishimy, jedna z najbardziej znanych sztuk o markizie, powstała w Japonii?


– Myślę, że zaistniały tu dwie okoliczności, pozornie się wykluczające, a jednak niezbędne, żeby powstało dzieło sztuki: dystans i bliskość. Dystans geograficzny, czasowy, kulturowy, pozwalający zobaczyć problem w szerokiej perspektywie, a jednocześnie mentalna bliskość obu pisarzy, arystokratów, skłonnych do autodestrukcji skrajnych indywidualistów. Obydwaj byli pasjonatami teatru i często mylili teatr z życiem. Opisane w policyjnych raportach orgie, które organizował de Sade, przypominały teatralne inscenizacje. Mishima popełnił widowiskowe seppuku po groteskowym puczu mającym przywrócić władzę absolutną cesarzowi Japonii, skądinąd nie sprawdziwszy, czy cesarz ma na taką władzę ochotę.

– A jakie wnioski Yukio Mishima wyciągnął z biografii i lektury dzieł de Sade’a?

– Mishima jest wyczulony na ukrytą w dziełach de Sade’a metafizykę; w ogóle na to, co ukryte. W jego sztuce nawet sam markiz jest ukryty: fizycznie na scenie nie występuje, poznajemy go jedynie z relacji sześciu kobiet, z których każda w inny sposób jest zauroczona nim i jego światem. Dla świeżo uszlachconej pani de Montreuil, wydać córkę za przedstawiciela jednego z najstarszych rodów Francji to jak spełnić dziecięce marzenie i wejść pomiędzy olimpijskich bogów. Teraz musi zmierzyć się mitologią w wersji dla dorosłych. Rozwiązła hrabina de Saint-Fond zaznała wszelkich przygód ciała; tylko markiz jest w stanie ożywić jej umysł. Pobożna baronowa de Simiane wierzyła w to, że świat jest dobry, że dobry jest człowiek. De Sade wyleczył ją ze zobojętnienia: dzięki świadomości istnienia ognia piekielnego wiara baronowej staje się prawdziwie żarliwa. Niedojrzała w uczuciach szwagierka i kochanka markiza, Anna, nauczyła się, jak silnym doznaniem w miłości może być zniszczenie osoby, którą się kocha. Nawet służąca od dwudziestu lat w domu pani de Montreuil poukładana Charlotta zaraziła się w końcu wniesioną przez markiza atmosferą rozkładu. Czcząc rocznicę wybuchu Wielkiej Rewolucji, która takim jak ona przyniosła przecież wolność, założy, zamiast trójkolorowej kokardy, czarną suknię. Wreszcie Renée, pani de Sade, skryta, poszukująca swojej tożsamości, starająca odnaleźć się w małżeństwie, na przekor sobie i wszystkim wierna zdradzającemu ją mężowi, Renée rozpoznaje się w osobie bohaterki powieści „Justyna czyli nieszczęścia cnoty”, której pierwszy szkic de Sade napisał w Bastylii. Renée odkrywa, że to, co wydaje nam się rzeczywistością, to tylko cienie na ścianie jaskini. Świat realny, bo duchowy, odnajduje w stworzonej przez de Sade’a literaturze.

– A jaki świat my odnajdziemy w inscenizacji? Na ile wywiedziony z kultury europejskiej, z której wywodzi się de Sade, a na ile z japońskiej, z której pochodzi Mishima?

– Na tle bogatego w znaki plastyczne i muzyczne, znane tylko dla wtajemniczonych kody i ukryte znaczenia teatru japońskiego, „Madame de Sade” miała charakter niemal rewolucyjny, bo opierała się głównie na słowie. Dziś, po pięćdziesięciu latach, jej styl może wydać się nieco archaiczny. Naszym zadaniem było częściowe przełożenie poezji języka na poezję dźwięku i obrazu. Z przebiegu akcji, z dialogów bohaterek „Madame de Sade” poznajemy tylko jedną z przedstawionych tam rzeczywistości. Poznajemy rzeczywistość salonu, wysokiej kultury, elegancji, symetrii, gry (to prawda, że gry niebezpiecznej, w której każde nieopacznie rzucone słowo może być wykorzystane przez przeciwnika): rzeczywistość dnia. W inscenizacji staramy się zasugerować także drugą rzeczywistość, ukrytą, ale w każdej chwili mogącą się objawić rzeczywistość Natury w rozumieniu Sadycznym: strefę nocy, podświadomości, lęków, obsesji, ukrytych pragnień, bólu i krwi, zniszczenia; rzeczywistość, w której uwięził bohaterki markiz de Sade. Widzimy postaci konwersujące w salonie, ale czasem na moment podglądamy ich ociekający chorą zmysłowością świat wewnętrzny, intymny. Staramy się odnaleźć, nieraz głęboko ukryte w tekście emocje. Mam nadzieję, że widz zechce wejść w ten ukryty świat. Jeśli nie, to mam nadzieję, że przynajmniej nie straci wieczoru, spędzając go wśród pięknych kobiet, sukien, muzyki i obrazów.

(-)
Materiały Organizatora
12 września 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...