Wiele hałasu o nic

"Dziady" - reż. Eimuntas Nekrošius - Teatr Narodowy w Warszawie

Teatr Narodowy swą najnowszą premierą funduje widzom przykrą powtórkę z historii. Wyobraźmy sobie szkolne wystawienie "Dziadów" gdzieś w ponurych latach 80.

Pusta scena, długie szare płaszcze i ciężkie wojskowe buty. Wieśniacy, teatralnie wystraszeni sztuczkami Guślarza, i poetycko nadęty Gustaw. Patos i siermiężnie ogrywane rekwizyty. I tak przez niemal pięć godzin. Scenę pokrywają wielkie golfowe dołki przypominające mogiły, przez które z trudem przedzierają się bohaterowie. Nad wszystkim góruje ogromna sylwetka wieszcza. Jest ciemno i głucho, podniosłość chwili potęguje muzyka.

Aktorzy grupami snują się po scenie, karykaturalnie gestykulując. Egzaltacja miesza się z udawanym dystansem. Gustaw-Konrad (Grzegorz Małecki) najpierw gra upiora z filmów niemieckiego ekspresjonizmu, a potem zmienia się w cwaniaka, któremu diabli przydają rogów. W Wielkiej Improwizacji zajęty jest głównie przestawianiem krzesła. Filomaci i filareci to hałaśliwa banda rockandrollowej młodzieży, tyleż głośna, co pozbawiona znaczenia. A przecież, jak przekonuje słowami Mickiewiczowskiej powiastki Nowosilcow (niezły Arkadiusz Janiczek), w życiu tak jak w polityce liczy się pragmatyczna skuteczność, a nie efektowny gest. To chyba najbłyskotliwsza myśl płynąca z ciągnącego się niemiłosiernie spektaklu Nekrošiusa. Przez chwilę wydawało się, że swymi "Dziadami" wielki litewski reżyser powie nam o świecie coś, czego dotąd nie wiedzieliśmy albo nie chcieliśmy wiedzieć. Nie powiedział.

Michał Centkowski
Newsweek Polska
22 marca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia