Wielka książka, wielki spektakl

"Mistrz i Małgorzata" - reż: G. Lifanow - Teatr Polski w Poznaniu

Po adaptacji "Panien z Wilka" Teatr Polski w Poznaniu wziął na warsztat kolejne wielkie dzieło - "Mistrza i Małgorzatę" Michaiła Bułhakowa - jedną z ulubionych lektur dzisiejszej młodzieży, a zarazem powieść, do której z przyjemnością wraca każdy dorosły. Warto zaznaczyć, że rosyjski tekst wyreżyserował równie rosyjski reżyser - Grigorij Lifanow.

Spektakl zaczyna się od beztroskiej rozmowy na ławce na temat istnienia Jezusa. Redaktor Berlioz (Wojciech Kalwat) przekonuje Iwana Bezdomnego (Łukasz Chrzuszcz) do napisania antyreligijnego poematu. Ich spokój zostaje przerwany wraz z nadejściem tajemniczego cudzoziemca. Cały świat nagle obraca się do góry nogami, kiedy okazuje się, iż cudzoziemiec jest uosobieniem szatana, który w dodatku przewidział tragiczną śmierć Berlioza. Od tego momentu akcja nabiera zawrotnego tempa. 

Rewolucyjne okazało się wykorzystanie efektów specjalnych. Na scenie podziwiamy błyskawiczne zmiany wybujałej i unikatowej scenografii Anny Tomczyńskiej, widowiskowe sztuczki magiczne, brawurową grę świateł, a wszystko to przyprawione akrobacjami powietrznymi. Zmiany kostiumów musiały być bardzo szybkie, co wymagało doskonałej organizacji za kulisami. Na scenie widzieliśmy dwadzieścioro jeden aktorów, piętnaścioro statystów i trójkę muzyków. Liczby te do prawdy zdumiewają, a przede wszystkim podkreślają rozmach przedsięwzięcia, które wymagało niebotycznej organizacji, synchronizacji i perfekcji. Ogrom wszystkiego podkreśla czas trwania spektaklu – 4 godziny, co, do tej pory, w poznańskich teatrach było rzadko spotykane.  

Spektakl jest złożony z trzech różnych od siebie aktów - są różne bynajmniej nie przypadkowo. Owe podzielenie mało na celu zwrócić nam uwagę na trzy konkretne, odrębne aspekty. Pierwszy akt obrazował nam bardzo wymownie Moskwę jako stolicę państwa totalitarnego. W drugim akcie akcja toczy się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zgłębimy problem wolności jednostki. W ostatnim, trzecim akcie poznamy nie tylko smak wyjątkowej miłości, ale również dostrzeżemy rozważania o wolności z aktu drugiego, zaś tym razem przez pryzmat samego Mistrza i Małgorzaty. Warto wspomnieć również, że w czasie przerw pomiędzy aktami mogliśmy usłyszeć odczytywaną na żywo, pominiętą przez reżysera opowieść o Piłacie. Całość widowiska łączy osoba narratora, który wprowadza nas w każdą scenę.

Za to mieszane uczucia pozostawiają kreacje aktorskie. W "Pannach z Wilka" rolę Wiktora Rubena dostał Michał Kaleta, który tutaj gra rolę Mistrza. Porównując sposób, w jaki Kaleta odgrywał te dwie postaci dostrzegam wiele podobieństw. Można odnieść wrażenie, że opiarł on obie kreacje na tych samych, utartych schematach. Natomiast Anna Wodzyńska nie oddała w pełni natury Małgorzaty. Wydawało się, że opiera swoją rolę tylko i wyłącznie na walorach estetycznych Małgorzaty, a nie na jej barwnej osobowości. Większość swoich kwestii wygłaszała w postaci chaotycznego krzyku, który nijak pasował do pierwowzoru postaci. Zaś Sylwester Woroniecki jako narrator mógłby się wykazać o wiele lepszymi umiejętnościami konferansjerskimi - wyglądał na wyzbytego energii i niepewnego siebie.

Jednak jedna z ról mnie zachwyciła - rola Wolanda. Piotr B. Dąbrowski był tajemniczy, diaboliczny i niesamowicie charyzmatyczny. Nie ukrywam, że w czasie trwania spektaklu wyczekiwałem momentu, kiedy znów pojawi się Dąbrowski ze swoją uroczą świtą – takie piorunujące wrażenie wywierają na widzu. 

Inscenizacja w reżyserii Lifanowa rozważa, gdzie znajdują się granice naszej wiary, dyskutuje się wciąż nad istnieniem Boga. Przenosi widza w głęboko zanurzoną w komunizmie Rosję, którego cienie widać praktycznie w każdej scenie. Partia, łapówki, donosy, układy - wszystko to na porządku dziennym. Spektakl to także wspaniała opowieść o pięknie, filozofii i artystach, zwieńczona nietuzinkowym wątkiem miłosnym. Sam Lifanow o swoim dziele mówi: „To będzie trochę bajkowy, ale też podniosły dramat osobowości. Chciałbym odpowiedzieć na pytanie: gdzie człowiek może znaleźć spokój twórczy?” 

Mistrz i Małgorzata w Teatrze Polskim zapoczątkował nowy nurt teatralny. Pokrótce można go zdefiniować, jako ogromne, perfekcyjnie dopracowane widowisko połączone z tekstem dramatycznym na najwyższym poziomie. Chcemy więcej takich spektakli, nawet gdyby miał trwać aż 4 godziny.

Witold Kobyłka
Dziennik Teatralny Poznań
19 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia