Wielki protest song

rozmowa z Konradem Imielą

- Cieszę się, że Festiwal Teatrów Muzycznych odbywa się zaraz po zakończeniu żałoby narodowej. To potrzebne wydarzenie w takim momencie. Musimy powrócić do normalności po tej tragedii i myślę, że festiwal nam w tym pomoże - mówi Konrad Imiela, reżyser i aktor musicalu "Hair" z wrocławskiego Teatru Capitol.

Piotr Sobierski: "Hair" to w Gdyni tytuł kultowy. Można się spodziewać, że jeszcze przed podniesieniem kurtyny pojawiać się będą porównania waszego spektaklu z wersją z 1999 roku. Macie tego świadomość? 

Konrad Imiela: Oczywiście, że tak. W naszym "Hair" występują artyści, którzy grali w gdyńskiej wersji. 

Rozmawiałem z Wojtkiem Kościelniakiem po premierze we Wrocławiu i obaj cieszymy się, że powstało zupełnie inne przedstawienie. Ale jak to zostanie odebrane... Mam wrażenie, że gdyńska publiczność po prostu darzy ten materiał sentymentem. Niesiemy hipisowskie przesłanie miłości. Będzie nam miło jeśli zostanie odwzajemnione przez świetną gdyńską publiczność. 

Polskiej publiczność "Hair" znane jest przede wszystkim za sprawą filmu Miloša Formana. Czy wrocławski spektakl bliższy jest tej produkcji czy pierwowzorowi z Broadwayu z 1968 roku. 

"Hair" filmowe i teatralne to dwa różne scenariusze. Fabularne wątki w filmie Formana dość znacznie różnią się od tych w oryginalnym musicalu. Spektakl teatralny to rodzaj manifestu, happeningu, koncertu piosenek hipisowskich, gdzie fabuła nie jest tak bardzo istotna i uwypuklona. Musical "Hair" to jeden wielki protest song i jest dużo bardziej oparty na piosenkach niż film. Forman skupia się na perypetiach bohaterów, to swobodne przetworzenie oryginalnego scenariusza teatralnego.

Jeżeli patrzeć kategorią atrakcyjności fabularnej scenariusza to ten filmowy jest dużo lepszy, wątki głównych bohaterów "lepiej się kleją". W musicalu scenicznym nie do końca jednak o to chodzi. Fabuła i problem Claude\'a Bukowskiego jest tylko pretekstem do wyśpiewania buntu.

Trzeba też pamiętać, że nasz musical jest licencjonowaną wersją oryginału broadwayowskiego, wobec tego trzymamy się tego scenariusza.

O czym jest "Hair" w 2010 roku? 

O potrzebie wolności i miłości, wyzwolenia się z rozmaitych uwikłań i zniewoleń. Te są inne niż 40 lat temu. To już nie problem Wietnamu, nie ma obowiązku wojskowego, ale jednocześnie temat wojny nadal jest bardzo aktualny, nasz kraj bierze wciąż udział w wojnie. Na świecie wciąż toczą się wojny, coraz bardziej sterowane przez interesy finansowe. 

Natomiast problem braku wolności przenosi się bardziej w sferę życia codziennego. To zniewolenie przejawia się pewnymi mechanizmami, nawet nie bardzo widocznymi. Bo przecież każdy z nam chce mieć dostęp do internetu, posiadać telefon komórkowy, każdy płaci rachunki, wiele osób ma zaciągnięty kredyt. Chodzimy na sznurkach wielkich korporacji i banków. I najgorsze jest to, że dzisiaj to jest tak sprytnie uknute, że wielokrotnie nam się bardzo podoba. 

Nie potrafimy nazwać rzeczy po imieniu. 

Jakby się nad tym głębiej zastanowić to dzisiaj bycie całkowicie wolnym nie jest możliwe.

Wraz z Agnieszką Imielą dokonał pan nowego tłumaczenia "Hair". Czego można się po nim spodziewać? Aktualizacji tekstu? 

Po przeczytaniu oryginału byliśmy mocno zaskoczeni, jak wiele kwestii tam padających jest dzisiaj aktualnych. Problemy dotyczące praktycznej strony codziennego życia w USA są aktualne u nas dopiero teraz. Pogoń za gratisami, udział w telekonkursach, śledzenie życia celebrytów itp. 

Bardzo mocny nacisk położyliśmy na brzmienie piosenek. To osobna kwestia. Coś może być wiernie przetłumaczone, ale na scenie potem nie za dobrze leży w ustach wykonawców.

Myślę, że to tłumaczenie jest komunikatywne dla dzisiejszej młodzieży. Bardzo mi na tym zależało. W sferze skrótów reżyserskich ograniczyłem dość mocno realia historyczne w jakich został napisany musical "Hair". Trudno co chwilę tłumaczyć kim był dany polityk czy zapomniana już gwiazda muzyki. 

Mieliśmy nawet apetyt, żeby wojnę w Wietnamie przełożyć na wojnę z korporacją lub inny mocny ekwiwalent, ale podczas pracy zrozumiałem, że problem zetknięcia się z zabijaniem, tematem wojny i protestem przeciwko wojnie jest bardzo silny i ciężko znaleźć jakiś substytut. Zastępowanie tego tematu czymś innym wypacza sens spektaklu. Dlatego nasz Bukowski jest wysyłany na wojnę w Wietnamie i tego się trzymamy. Ale myślę, że ma to wymiar uniwersalny, chociażby przez to, że Claude w końcowej scenie nie zakłada munduru tylko dobrze skrojony garnitur. 

Rok temu Capitol odniósł na festiwalu wielki sukces, nie tylko nagroda dla zespołu za zbiorową kreację w "Operze za trzy grosze", ale i uznanie krytyki oraz publiczności. 

To było znakomite przeżycie. Dla mnie, jako dyrektora, to potwierdzenie kontynuacji drogi zapoczątkowanej przez Kościelniaka we wrocławskim teatrze. Potwierdzenie, że nasz zespół jest w świetnej kondycji, bo to właśnie walory gry aktorskiej podlegały ocenie. 

Zdaje sobie sprawę z oczekiwań, które sami rozbudziliśmy naszym przedstawieniem, ale też zadziornym profilem naszego teatru. Jednak na tym festiwalu nie konkurs jest najważniejszy. Nie ma co ukrywać, że w świadomości publiczności i krytyki teatr muzyczny kojarzony jest głównie z rozrywką i rzadko zaprasza się przedstawienia muzyczne do udziału w renomowanych festiwalach teatrów dramatycznych. W związku z tym cieszę się, że teatry muzyczne mają swój festiwal, gdzie odbywa się przegląd dorobku, spotkanie z artystami, reżyserami i dyrektorami. To dla nas fajna platforma do wymiany doświadczeń.

W tym roku przyjeżdżacie po kolejne laury? Wiemy już, że nie będzie konkursu z jury, ale publiczność przyzna swoje wyróżnienia dla najlepszych kreacji aktorskich. 

Teatr to nie jest sport, to nie jest najistotniejsze, a już szczególnie jeżeli chodzi o musical "Hair". Istotą tego przedstawienia nie jest jedna czy druga rola, ale manifest i energia. Jeżeli uda nam się poruszyć publiczność i sprawić, że ludzie będą odnosić się do siebie z większą miłością, a jednocześnie poczują potrzebę szukania wolności w codziennym życiu, będzie to nasz sukces. Zrobimy wszystko aby taką filozofią i ideą zarazić gdyńską publiczność. Laury nie są najważniejsze.

Konrad Imiela - dyrektor Teatru Capitol we Wrocławiu, reżyser i aktor musicalu "Hair".

Piotr Sobierski
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
24 kwietnia 2010
Portrety
Konrad Imiela

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia