Wielki teatr w czasach kryzysu

czyli wiele świetnych spektakli przepełnionych pesymizmem i niepokojem

Teatr w zakończonym sezonie podjął wysiłek, by zmierzyć się z makro- i mikrokryzysami obejmującymi wszystkie dziedziny życia - od schyłku kapitalizmu po kryzys ojcostwa, męskości, miłości. Efekt: wiele świetnych spektakli przepełnionych pesymizmem i niepokojem.
Wielki, nowy, ważny. Arcydzieło, hit, sukces. W zakończonym właśnie sezonie teatralnym recenzenci musieli się zdrowo pilnować, by nie nadużywać określeń górnolotnych i pretensjonalnych. W ruch poszły słowniki synonimów. A i tak z nagłówków krzyczało co chwilę niezastąpione "świetny", "odkrywczy", "rewelacyjny". Nic dziwnego, skoro zaraz po "Trylogii" Jana Klaty (Stary Teatr w Krakowie) Grzegorz Jarzyna powracał do teatralnego życia spektaklem "T.E.O.R.E.M.A.T" (TR Warszawa), Krystian Lupa pokazywał "Personę. Tryptyk/Marilyn" (Dramatyczny, Warszawa), Krzysztof Warlikowski otwierał działalność swojego (wirtualnego na razie) Nowego Teatru "(A)pollonią", a Maja Kleczewska zaskakiwała spektaklem "Marat/Sade" (Narodowy, Warszawa).

Popisowe przedstawienia przygotowały nagle wszystkie generacje twórców: najmłodsi (działający na małych scenach), dawni "młodsi zdolniejsi" (otrząsający się z marazmu i patyny), wciąż aktywni mistrzowie.

Grupa reżyserów, którzy w ostatnich sezonach ściągali najwięcej uwagi ("Notatnik Teatralny" opisywał ich jako "siedmiu wspaniałych"), przycichła (m.in. Michał Zadara, Monika Strzępka, Monika Pęcikiewicz) lub bardziej koncentrowała się na diagnozowaniu rzeczywistości niż na znalezieniu dla tych rozpoznań odpowiedniej formy (stąd np. budzące wiele wątpliwości: "Lalka" Wiktora Rubina, "Samsara Disco" Agnieszki Olsten, "Portret Doriana Graya" Michała Borczucha, "Pasażerka" Natalii Korczakowskiej). Budowanie zjawisk "pokoleniowych" staje się coraz większym obciążeniem dla twórców, którzy wydają się działać o wiele swobodniej i bardziej kreatywnie, gdy nie jest wywierana na nich presja natychmiastowego sukcesu w imię "młodego, postępowego teatru".

Polski teatr wyraziście włączył się w światowy obieg dzięki dwóm festiwalom (krakowska Boska Komedia i Warszawskie Spotkania Teatralne), międzynarodowym projektom i koprodukcjom (zamówione przez Instytut Goethego "Czekając na Turka" Andrzeja Stasiuka i "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej zrealizowane przez Grzegorza Jarzynę w ramach współpracy TR Warszawa i berlińskiego Schaubühne), nagrodom (Europejska Nagroda Teatralna dla Krystiana Lupy i towarzyszący jej festiwal we Wrocławiu). Zaczął jeździć, przyciągać uwagę, być oglądany i doceniany. Gorzej z przepływem w drugą stronę. Brakowało w tym roku inspirujących "występów gościnnych", które wzbudziłyby podobny ferment jak w swoim czasie Frank Castorf, René Pollesch i Alvis Hermanis.

portowanym dobrem nie do przecenienia okazał się za to temat wszelakich kryzysów - od kryzysu gospodarczego po kryzys męskości i relacji międzyludzkich. Można powiedzieć, że Barack Obama (jako współczesny "superbohater" mający pokonać recesję i ocalić świat) i Michel Houellebecq (ze swoimi katastroficznymi wizjami fatalnych skutków wyzwolenia obyczajowego i końca ludzkości) byli patronami tego sezonu w większym może nawet stopniu niż obchodzący oficjalne rocznice Juliusz Słowacki i Jerzy Grotowski.

Szaleństwo rewolucji i wiara w lidera zbawcę. Sentymentalne westchnienia nad miłością, która jest już niemożliwa. Ostre rozliczenia z kapitalistycznymi utopiami, liberalizmem i dziedzictwem \'68 roku. Osobiste wyznania wiecznych piotrusiów panów, których nauczono chcieć wszystkiego, ale nie nauczono, jak iść na kompromisy. Wszystkie te tematy przenikały się, zderzały, pokazując, jak wielka w polskim teatrze była w tym sezonie potrzeba, by dać świadectwo przemianom, które niespodziewanie dotknęły wszystkich dziedzin życia. Stąd może mniej było spektakli bezpośrednio komentujących bieżące życie polityczne, więcej zaś tych najbardziej intymnych i najbardziej uniwersalnych, pokazujących mechanizmy władzy, pamięci, przewrotów społecznych. Zamiast do codziennych gazet chętniej sięgano do wspomnień i najdalszej przyszłości, mieszając nostalgię za złotym wiekiem jasnych zasad i wyrazistych ról płciowych z futurystycznymi projektami. Dawno nie było już sezonu, który przyniósłby tyle ciekawych produkcji. Dawno też nie było czuć tak silnie płynącej ze scen fali pesymizmu, rozczarowania, niepokoju. Coś się kończy, a teatr próbuje nadążyć za zmianami i znów stać się barometrem swoich czasów.
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
3 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...