Wielkopolska rewolucja

W Wielkopolsce postanowili wysiąść na małych stacjach

Polskie życie kulturalne skupia się w największych metropoliach. Młodzi polscy artyści oglądają zwykle tak zwaną prowincję tylko z okien pociągów ekspresowych. W Wielkopolsce postanowili wysiąść na małych stacjach, żeby rozpocząć rewolucje kulturalne. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania.

– Projekt był dla nas zaskoczeniem i wielką niewiadomą. Już w samym słowie "rewolucje" jest przecież coś przewrotnego – mówi Łucja Podlewska, członkini Zespołu Śpiewaczego Wrzos, który tworzą emeryci z Zakrzewia. Podlewska dodaje: – Ale to nie było tak, że przyjeżdża choreograf czy reżyser i ustawia nas: ty staniesz w tym miejscu, ty powiesz to. Mikołaj chciał po prostu wydobyć z nas to, co w tym miejscu możemy o sobie powiedzieć, i to mu się udało. Mikołaj Mikołajczyk, bo o nim mowa, to znakomity tancerz i choreograf były solista baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu, jedna z czołowych postaci polskiej sceny tańca współczesnego. Przyjechał do Zakrzewia wzniecić artystyczną rewolucję, która zaczęła się w zeszłym roku tlić w Wielkopolsce.

Mały może więcej

Wszystko zaczęło się w 2011 r. podczas Europejskiego Kongresu Kultury, na którym spotkały się dwie panie znające się na kulturze i zarządzaniu nią. Agata Grenda, rodowita kaliszanka przez pięć lat była wicedyrektorką Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, a od półtora roku jest szefową Departamentu Kultury w Wielkopolskim Urzędzie Marszałkowskim. Agata Siwiak to kulturoznawczyni, kuratorka niezliczonych projektów artystycznych i festiwali, na co dzień wykładowczyni w Katedrze Teatru, Dramatu i Widowisk na poznańskim uniwersytecie.

Połączyła je podobna refleksja o kulturze, która w Polsce przybiera ostatnio rozmiary niezliczonych i monstrualnych wydarzeń za wielkie pieniądze. A nawet nie wydarzeń, tylko eventów – to jest właściwe słowo klucz. Owe eventy (bez wątpienia także potrzebne), o których rozpisują się media, zaczęły zasysać większość funduszy na kulturę. Życie kulturalne skupiło się w dużych polskich miastach. W dodatku biorą w nich udział wciąż ci sami artyści, te same instytucje kultury i ta sama widownia. Zaklęty krąg.

– To wszystko spowodowało mój kryzys w myśleniu o sztuce – mówi Agata Siwiak. – I sama – żeby była jasność – nie jestem tu bez winy, bo przecież przez lata kuratorowałam wielkie wydarzenia za setki tysięcy złotych. Ale zawsze też uważałam się za osobę myślącą o sztuce w sposób demokratyczny, a tu taka refleksja! Poczułam, że trzeba wyjść z tego zaklętego kręgu. Spotkałam się z Agatą okazało się, że myśli dokładnie tak samo. Stwierdziłyśmy, że musimy ruszyć w teren.

Agata Grenda: – Przez lata mieszkania w Stanach Zjednoczonych obserwowałam działania lokalnych społeczności. Wzorem były dla mnie grupy rodziców, emerytów, sąsiadów, którzy brali sprawy w swoje ręce i organizowali różne wydarzenia. To jest wielka siła i bogactwo, których w Polsce – skupionej niemal wyłącznie na metropoliach – nikt nie docenia.

Do boju!

Panie podzieliły się zadaniami, Siwiak pisze program, Grenda szuka pieniędzy. Te znalazły się w szufladzie z napisem "promocja". – Nie mamy w urzędzie marszałkowskim oddzielnego działu promocji, więc kasa na nią jest w puli przeznaczonej na kulturę – tłumaczy szefowa departamentu kultury. – W zeszłym roku było to prawie 200 tys. złotych. Czy mogliśmy wydać je lepiej, niż promując Wielkopolskę jako krainę małych, prężnych społeczności, które nie boją się wyzwań i przygotowują projekty artystyczne z wybitnymi polskimi artystami?

Kiedy wystartował program "Wielkopolska: Rewolucje", Roman Pawłowski pisał w "Krytyce Politycznej": "Polskie samorządy mają żałośnie mało pomysłów na kulturę, ich aktywność w tej dziedzinie ogranicza się zazwyczaj do standardowego finansowania instytucji i festiwali. Wyjątkiem na tym tle jest projekt Wielkopolska: Rewolucje. To jedno z lepszych przedsięwzięć kultury partycypacyjnej, jakie pojawiły się w Polsce w ostatnich latach. Zamiast spontanicznych wypraw do małych ojczyzn samorząd organizuje całą serię wydarzeń w małych miejscowościach, których istotą jest długofalowa praca artystów z lokalnymi wspólnotami wokół lokalnych tematów i problemów. Efekty przerosły oczekiwania".

Agata Siwiak: – To prawda, zaskoczyło nas aż tak dobre przyjęcie przez lokalne społeczności, które zawsze podchodzą podejrzliwie do projektów przywożonych z Poznania czy Warszawy. Ale kiedy bariera nieufności została przełamana, poszło znakomicie. Okazało się że nie ma lepszych i gorszych widzów, że publika w małym wielkopolskim miasteczku jest tak samo wymagająca jak ta z dużego miasta. I niezwykle było wsparcie, jakie nieustannie dostawaliśmy. Zawsze ktoś nas nakarmił zupą lub podał szklankę kompotu.

Otwieranie furtki

Jednak nie wszyscy ten projekt rozumieli. Kiedy Agata Siwiak wysłała e-mail do TVP Kultura, by stacja objęła patronat medialny nad programem, szybko dostała odpowiedź odmowną. Wydarzenia artystyczne w tak nieznaczących miejscach jak Swarzędz, Zakrzewo czy Biskupizna publicznego nadawcy z misją nie obchodzą. Zabrakło splendoru, celebrytów i sekcji VIP.

Ale i bez tego wielkopolskie rewolucje ruszyły z kopyta i w zeszłorocznej odsłonie objęły oprócz wspomnianych miejscowości także Konin, Krzyż Wielkopolski i Kołatę. A co się tam działo? W Szwarzędzu artystka i projektantka Monika Jakubiak połączyła sztukę, destgn i ekologię. Wraz z podopiecznymi ze Stowarzyszenia Przyjaciół Dzieci Specjalnej Troski w Swarzędzu poprowadziła ekologiczne warsztaty w Muzeum Pszczelarstwa. Pod okiem artystki młodzież zaprojektowała m.in. przepiękne etykiety na słoiki do miodu.

W Koninie mieszkańcy wzięli z kolei na warsztat trudną kwestię romską. Dlaczego? Ponieważ w latach 80. w mieście dochodziło do ataków na Romów. Ten projekt pilotowała znana kuratorka Joanna Warsza, która w Warszawie zajmowała się m.m. mniejszością wietnamską. W Koninie odbyły się spotkania, warsztaty i wystawy. Powstała też instalacja dźwiękowa poświęcona słynnej romskiej poetce Bronisławie Wajs, czyli Papuszy, a do swojego domu zaprosił mieszkańców Konina romski wójt Adam Paczkowski. Prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego Polskich Romów mówił: "Projekt na pewno dużo zmienił, bo przybliżył innym ludziom naszą kulturę, nasz styl życia. Romów cieszy każda, nawet najdrobniejsza wzmianka, która promuje kulturę romską. Im więcej takich projektów, tym furtka szerzej się otwiera, aż kiedyś przestanie się zamykać".

Dudy, ekoubranie i gra terenowa

Na Biskupiźnie powstał film, którego inicjatorem był muzykolog i kurator projektów muzycznych Antoni Beksiak, a reżyserem student łódzkiej Filmówki Klaudiusz Chrostowski. Dokument, nad którym baczenie miał znakomity polski dokumentalista Maciej Drygas, pokazywał życie lokalnych dudziarzy, kontynuujących starą tradycję muzyczną regionu.

Do aktywności nie trzeba było zachęcać mieszkanek sołectwa Kołata, które swoją determinacją doprowadziły m.in. do remontu wiejskiej świetlicy. Tym razem panie pod okiem Magdy Hasiak, używając znalezionych na strychach starych ubrań i materiałów, zaprojektowały nowe ciuchy spełniające wszelkie wymogi modnego obecnie ekodesignu. Wynik ich pracy zaprezentowano później w poznańskim centrum ConcoriaDesign.

W Krzyżu Wielkopolskim młody dramaturg i reżyser Bartek Frąckowiak zajął się fascynującą postacią lokalnego bohatera Hansa Paaschego, którego odkryła i przywróciła pamięci miejscowa nauczycielka historii i społecznica Ludmiła Wicher. Paasche, oficer niemieckiej marynarki wojennej biorący udział w tłumieniu antykolonialnego powstania Maji-Maji we wschodniej Afryce, powrócił do rodzinnego Waldenfrieden, czyli kolonii Zacisze, będącego dzisiaj częścią gminy Krzyż, i przeszedł wielką przemianę. Stał się zdeklarowanym pacyfistą, ekologiem i feministą. W tamtejszym gimnazjum im. Polskich Noblistów Frąckowiak najpierw poprowadził warsztaty antropologiczno-medialne oparte na twórczości literackiej Paaschego, a następnie przygotował z uczniami wystawę i grę terenową "Hans Paasche: GroBpolen Hero". Ale największą furorę zrobił bez wątpienia Zespół Śpiewaczy Wrzos.

Teraz jest czas

– Mikołaj do mnie zadzwonił i powiedział, że chce zatańczyć seniorom z Zakrzewia "taniec śmierci", który wykonuje w "Lubiewie" w reżyserii Piotra Siekluckiego w krakowskim Teatrze Nowym. Pomyślałam wtedy, że to będzie początek końca. Seniorzy od razu zrezygnują, bo to dla nich zbyt kontrowersyjne – opowiada Agata Siwiaki dodaje: – A on to zatańczył i odbiór był wspaniały! Nikt nie zrezygnował.

– Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Zakrzewia, przyjęto mnie po królewsku. Były śpiewy i tańce – cały program artystyczny oraz stół zastawiony domowymi smakołykami. A ja tak z pustymi rękami – wspomina dzisiaj Mikołaj Mikołajczyk. – Ale szybko zabraliśmy się do ciężkiej pracy i starałem się dać od siebie tyle, ile mogłem. Od początku też wiedziałem, że to, co stworzymy, musi być wspólne, że na scenie będziemy razem.

Praca nie była łatwa, bo wymagała zaufania i otwarcia. Niektórzy uczestnicy bali się ośmieszenia. Nie chcieli wyjść na wygłupiających się przez całym Zakrzcwiem emerytów, którym w głowie pląsy na scenie. Okazało się, że Mikołajczyk – artysta z opinią wielkiego narcyza – świetnie sobie poradził z grupą. Siwiak: – Członkowie Wrzosu poszliby za nim w ogień.

Po wielu intensywnych tygodniach pracy powstał poruszający spektakl "Teraz jest czas". Maciej Nowak pisał o nim w "Przekroju": "Na scenie staje przed nimi [członkami zespołu Wrzos – przyp. red.] Mikołaj Mikołajczyk i niczym demiurg wydobywa z seniorów to, co najpiękniejsze. Opowieści o życiu długim i trudnym, chóralne pieśni oraz poruszające zmagania z własnymi ciałami, uwięzionymi w niedzielnych sukienkach i koszulach z krawatami. Obcisły trykot eksponuje olśniewająco zbudowane ciało zawodowego tancerza. Emanują z niego energia, radość, dynamika, które udzielają się całej grupie".

Ten projekt zachwycił krytyków i publiczności – ku zaskoczeniu uczestników – wyruszył w tournće po Polsce. Na zaproszenie Instytutu Muzyki i Tańca w Warszawie był dwukrotnie pokazywany w stołecznym Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Błyszczał też na tegorocznym Malta Festival Poznań. Zakrzewiacy zrobili furorę i szybko zapadła decyzja, że projekt trzeba kontynuować.

Idziemy dalej

– Udało nam się dzięki wsparciu zarządu województwa zdobyć kolejne pieniądze z Unii Europejskiej, w sumie 5 mln złotych, i w ramach projektu "Budzik" będziemy także w tym roku kontynuować nasze wielkopolskie rewolucje – cieszy się Agata Grenda i od razu zaznacza: – Jestem przekonana, że za kilka lat pokażemy Polsce, że ten region to kulturalne zagłębie, że dzieją się u nas rzeczy wspaniałe, niezwykle wartościowe.

Co do tego nie ma też żadnych wątpliwości Agata Siwiak, która już prawie zamknęła tegoroczny program. I tak do Szamocin wysyła Michała Borczucha – jednego z najlepszych reżyserów teatralnych młodego pokolenia, który przygotuje z dzieciakami spektakl w konwencji fantasy. Zagrają w nim także aktorzy Narodowego Starego Teatru w Krakowie: Marta Ojrzyńska i Krzysztof Zarzecki. Do Słupcy pojedzie z kolei jeden z najbardziej utalentowanych młodych polskich muzyków Marcin Masecki, który będzie pracował z członkami słupeckiej Orkiestry Dętej Ochotniczej Straży Pożarnej. Wielkopolskie rewolucje będą też wywoływać w tym roku, tylko jeszcze nie wiadomo gdzie (typowane są miejsca), znakomity reportażysta Włodzimierz Nowak oraz architekt i designer Paweł Grobelny.

I, co było do przewidzenia, nie odpuszcza Mikołaj Mikołajczyk. Wraca do Zakrzewia, by ze swoimi seniorami przygotować spektakl "Noce i dnie" według Marii Dąbrowskiej. W roli Barbary wystąpi choreografka i tancerka Iwona Pasińska, a w roli Bogumiła sam Adam Ferency

Agata Siwiak: – Mikołaj tak mocno związał się z seniorami z Zakrzewia, że jeździ do nich nieustannie. Panie obdarowują go miodem i malinami. Mówią teraz o nim "nasz Mikołaj". I to właśnie jest prawdziwa rewolucja.

Mike Urbaniak
panodkultury.wordpress.com
18 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...