Wiem, że nic nie wiem

"CBAPKA (swarka) " - reż. Katarzyna Szyngiera - Teatr Polski w Bydgoszczy

To nie jest spektakl dokumentalny. Chociaż nosi jego znamiona. Różnica jest o tyle zasadnicza, że bohaterowie spektaklu mówią sami za siebie. Aktorzy natomiast są tubą, która podbija znaczenie słów.

"Swarkę" napisali Katarzyna Szyngiera reżyserka i dramaturg reportażysta Mirosław Wlekły. Wspólnie pojechali na Ukrainę, by szukać śladów współobecności Polaków i Ukraińców i rozmawiać z mieszkańcami na temat przeszłości. Rozmawiali z tymi, którzy pamiętają tamte czasy. Albo inaczej - pokazali nagrania rozmów ze staruszkami, którzy opowiadali swoje historie.

Na wielkim ekranie ustawionym z boku sceny pojawiają się kolejne kobiety i mężczyźni. Są w domach albo na podwórkach. Mówią, że nic nie pamiętają, albo opowiadają ze szczegółami jak to było: kiedyś mieszkali tu Polacy, kiedyś mieszkaliśmy tu razem; była rzeź, nie było rzezi; ja widziałam, ja nic nie widziałam.

Pamięć jednostkowa, wybiórcza, uświadomiona albo wyparta. To materiał, który zebrali twórcy. Przedstawili go na scenie, na której postawili szereg mównic. Za każdą z nich stanęli aktor lub aktorka i komentowali materiał filmowy. Zadawali napastliwe lub refleksyjne pytania o przyczyny i mechanizm, który doprowadził do rzezi na Wołyniu.

Aktorzy są naiwni, oskarżający, broniący się, nierozumiejący. Mężczyźni, kobiety, agresywni i pasywni. Mówią jednak jednym głosem i cichną, kiedy nagle na ekranie pojawiają się pomarszczone, spracowane twarze ludzi. Takich ludzi, o których mówi się, że są solą tej ziemi. Jej kultywatorami, jej przyjaciółmi. Tym silniejszy daje to efekt, kiedy ukraińska żołnierka UPA mówi z ekranu o dobrych Ukraińcach i złych Polakach, a inna staruszka o dobrych Polakach i zwyrodniałych Ukraińcach.

Relatywizm słów przebija w każdej scenie i mieszają się porządki. Polak zastanawia się, co musiałoby się stać, by chwycił za siekierę i zabił Ukraińca, który przyjechał zarobić na utrzymanie rodziny. Dziennikarka uparcie zadaje irytujące naiwnością pytania o powody rzezi. Wyprowadza z równowagi swoją postawą, do momentu, gdy uświadamiam sobie, że w gruncie rzeczy zadaję podobne i oczekuję jasnej odpowiedzi. A takiej nie otrzymam i to zdaje się być najbardziej frustrujące. Bezsilność wobec prawdy tamtego okresu, relatywizm tej prawdy i porażka wszelkich prób uzyskania jasnych odpowiedzi. Bo nie jest satysfakcjonujące rozbicie kolejnych mitów, obnażenie manipulacji informacją i politycznych nadużyć, jak w przypadku osławionego zdjęcia zamordowanych dzieci, które przedstawiane były jako ofiary wołyńskiej kaźni. W rzeczywistości zabiła je kilkanaście lat wcześniej szalona matka.

Istotne, że w tym spektaklu nie ma moralizatorstwa i indoktrynacji. Raczej mamy do czynienia z przedstawianiem faktów. Ale których faktów? Kto decyduje co jest faktem a co fałszem? Podstawowym problemem twórców przedstawienia jest to, że nie rozumieją języka rozmówców. Nie są pewni precyzji zadanego pytania i właściwego rozumienia odpowiedzi.

Jak więc mamy dotrzeć do prawdy, jeśli nie jesteśmy pewni narzędzi jej badania? To pytanie jest dla mnie kluczem rozumienia całego przedstawienia. Nie ma możliwości docieczenia prawdy, zrozumienia, a przez to wybaczenia. Nie zrozumiemy się nigdy, bo twój język nie jest moim językiem. Możemy sobie pozwolić jedynie na własne wyobrażenia o konflikcie, a równowagę utrzymywać określając granice, gdzie spotykają się nasze kreacje z kreacjami innych. Do niczego poza tym, nie mamy prawa.

"Swarka" mówi jednoznacznie, że ten konflikt istniał naprawdę. Pokazuje, że żyją ludzie, którzy przeżyli te czasy w tamtym miejscu. Ma to znacznie silniejszy wymiar niż recytowane ze sceny retoryczne pytania - co musiałoby się stać, żebym złapał siekierę i zabił sąsiada? Spektakl odpowiada na to pytanie jednoznacznie - i nic, i wszystko.

Ewa Hevelke
e-teatr.pl
2 czerwca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia