Wierzę w cuda

rozmowa z Grzegorzem Jarzyną

Nie wierzę w astrologię, wróżby, ale wierzę w cuda. Wierzę, że istnieje pozaracjonalna sfera naszego życia. Cudem jest dla mnie wszystko to, czego nie mogę pojąć, co przekracza moją świadomość. Cudem jest dla mnie rozgwieżdżone niebo. Gdy na jakimś pustkowiu położysz się na ziemi i pozwolisz oczom patrzeć, zauważysz, że niebo się przesuwa, że wszystko krąży. To, że jesteśmy cząstką kosmosu, jest dla mnie cudem - z Grzegorzem Jarzyną rozmawia Jacek Kopciński

KOPCIŃSKI Jesteś podwójnym laureatem nagrody im. Konrada Swinarskiego. Pierwszy raz otrzymałeś ja dziesięć lat temu za reżyserię Iwony księżniczki Burgunda Gombrowicza i Niezidentyfikowanych szczątków ludzkich Frazera. W zeszłym roku powtórzyłeś tamten sukces i to w podobnym stylu, bo znowu nagrodzone zostały dwie inscenizację T.E.O.R.E.M.A.T.U Pasoliniego i Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej.

JARZYNA Wygląda na to, że co dziesięć lat mam swoją „wzwyżkę”…

KOPCIŃSKI Wtedy, gdy realizowałeś Iwonę, a wcześniej Bzika tropikalnego, należałeś do wąskiego grona młodych reżyserów, którzy rewoltowali teatr w Polsce. Po dziesięciu latach krytycy o pokolenie od ciebie młodsi nazywają Twój teatr mieszczańskim…

JARZYNA To chyba aluzja do mojego wieku... Teatr repertuarowy ze swojej natury jest teatrem mieszczański. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułem w sobie krwi awangardzisty. Na dodatek nie sądzę, żeby mój teatr jakoś znacząco się zmieniał, co oznacza, że od początku był mieszczański.

KOPCIŃSKI Ale to właśnie ty w tak śmiały sposób wprowadziłeś do teatru język popkultury. Po części po to, by opowiedzieć o świecie przez popkulturę zdominowanym, po części zaś po to, by skutecznie skomunikować się z młodymi widzami, wychowanych na filmie i rocku. Iwona miała swoje szczególne brzmienie, swój filmowy rytm i niezapomniane „transowe” sceny, pociągające także dlatego, że przypominały niektóre sekwencje z filmów Lyncha.

JARZYNA Mimo to sądzę, że ten spektakl w swojej formie był oparty na tradycyjnych zasadach, może interpretacja sztuki Gombrowicza była bardziej rewolucyjna.

KOPCIŃSKI Owszem, twoja Iwona była piękną i odważną dziewczyną, a jej śmierć – przyjęta z wyboru – nadawała jej tajemniczych rysów świętości. Świetnie pamiętam to przedstawienie, było ono ważne dla ludzi z naszego pokolenia. Odnoszę zresztą wrażenie, że w zasadzie cały czas rozmawiasz z tą samą publicznością, która tak jak Ty weszła w dorosłość po 1989 roku. Stało się to w tym szczególnym momencie, kiedy wybuchła wolność, świat się otworzył, Polska zaczęła upodabniać się do Zachodu. Dla niektórych to był początek wielkich karier: artystycznych, politycznych, medialnych. Niekiedy także początek wielkich pieniędzy. Niezależnie, kim mieliśmy być za kilkanaście lat, wtedy, na progu lat 90. wszyscy zaczęliśmy inaczej myśleć, mówić, nawet ubierać się. Po latach przymusowej ascezy zaczęliśmy też konsumować i, chcąc nie chcąc, staliśmy się mieszczanami...

JARZYNA W czasie, o którym mówisz, diametralnie zmieniła się też sytuacja artysty. Okazało się, że może to być człowiek całkiem dobrze prosperujący, żyjący w świecie ekonomicznie ustabilizowanym, korzystający z systemu, w którym kultura też jest przedmiotem konsumpcji.

KOPCIŃSKI Jako dyrektor najmodniejszego teatru w Polsce z pewnością do nich należałeś…

JARZYNA Moja twórczość rozwijała sie równolegle z tym nowym dla nas systemem. W mniejszym lub większym stopniu byłem od niego uzależniona.

KOPCIŃSKI Czy różnej maści dekadenci, którzy z czasem zaczęli pojawiać się w twoich spektaklach, to byli ci sami ludzie? Ludzie sukcesu, uchwyceni w momencie ich pozornego nasycenia, a w istocie znudzeni życiem, nawet przegrani. Co się stało z naszym pokoleniem?

JARZYNA Nasze pokolenie testowało i testuje na sobie wszystkie zmiany, społeczne, kulturowe, które od dwudziestu lat zachodzą w Polsce. Te zmiany są bardzo dynamiczne i dynamiczne jest to pokolenie. Przypomina kulę śniegową, która pędzi i zagarnia wszystko, co pojawia się na jej drodze. Nikt z nas dokładnie nie wie, dokąd zmierzamy. Zresztą w ogóle jako społeczeństwo jesteśmy przecież nieświadomi i nieuformowani, o czym zadecydowała nasza historia, pełna dziur i wyrw w rozwoju życia społecznego, intelektualnego.

KOPCIŃSKI Wydawało mi się, że właśnie dokładnie wiesz, dokąd zmierzamy. A przynajmniej: co może się nam przydarzyć w świecie powszechnej wolności i konsumpcji. Czy nie dlatego wyreżyserowałeś W dżungli miast, Cosi fan tutte, Giovaniego, Lwa w zimie żeby nam o tym opowiedzieć?

JARZYNA Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest dostępne i możliwe, każdego można poznać, wszędzie można być, wszystko można napisać, opublikować, wystawić. Zależy to tylko od naszej woli i trochę od talentu. Niby dobrze, problem w tym, że ta nasza aktywność bywa zupełnie bezproduktywna. Powstało takie zawirowanie, w którym nie ma nic. Zaczęliśmy też kręcić się wokół ogona Zachodu – zauważyłem to w galeriach, na wystawach – przejmując wzory, które tam już dawno odeszły do lamusa. Na dodatek telewizja, i w ogóle media, wszystko to zamieniają w bezsensowną papkę. Pasolini przestrzegał przed tym na początku lat sześćdziesiątych, kiedy we Włoszech z taśm zaczęły zjeżdżać pierwsze telewizory.

KOPCIŃSKI Symbolem współczesnej dekadencji jest w twoich spektaklach lanserski klub, a właściwie burdel, w którym wszyscy na swój sposób się prostytuują…

JARZYNA Pod wpływem alkoholu, narkotyków, muzyki, podniecenia erotycznego jest nam bardzo łatwo formułować myśli, którymi nasi partnerzy bardzo szybko się zaspokajają... Mamy właśnie czysto dekadenckie poczucie uczestniczenia w czymś ważnym, a tak naprawdę trwonimy czas. Te nasze spotkania nie są przecież realne, nic z tych rozmów nie wynika. Są one wyrazem pewnej nowej hedonii, która służy tylko temu, by zresetować umysły.

KOPCIŃSKI Najmocniejszą figurą nowoczesnego dekadenta jest w twoim teatrze Giovanni czyli… wielki uwodziciel.

JARZYNA Ten typ człowieka pojawił się w Polsce wraz z wolnością. Coraz więcej takich uwodzicieli wokół funkcjonuje. Giovanni odniósł wielki sukces w naszych czasach, bo potrafił przyciągnąć ludzi i nimi manipulować. Dzisiaj dla Giovanniego tworzy się całe instytucje. Giovanni uwodzi i wysysa, jest nienasyconym wampirem, a mimo to ludzie do niego przychodzą, chcą być uwodzeni i można na tym zarobić. W jakimś sensie tak funkcjonuje także teatr.

KOPCIŃSKI Czujesz się takim uwodzicielem?

JARZYNA Wystarczy kupić garnitur od Armanniego i zaraz wokół ciebie zaczyna się coś dziać. Stajesz się dla innych obietnicą jakiegoś iluzorycznego szczęścia. Na tym przecież polega sukces celebrytów, w ogóle całe to zjawisko. Giovanni daje chwilowe zaspokojenie głodu szczęścia, sam natomiast zaspokaja się cudzym pożądaniem. Ale to jest tylko chwilowe zaspokojenie. Człowiek jest przecież wiecznie głodny. Jak masz sławę, to pożądasz pieniędzy, jak masz pieniądze, to brakuje ci miłości… Giovanni nigdy się nie nasyci i o tym wie. Ma świadomość, że funkcjonuje w pustce i jedynym jego pokarmem są inni ludzie. Jego apetyt rośnie.

KOPCIŃSKI Czułeś się kiedyś w ten sposób uwodzony?

JARZYNA Nie.

KOPCIŃSKI Tajemniczy Gość w T.E.O.R.E.M.A.C.I.E także jest uwodzicielem. Zjawia się w domu Paola i po kolei ze wszystkimi wchodzi w bardzo intymną relację. Ale przecież to ktoś zupełnie inny od Giovanniego. Na czym polega różnica między nimi?

JARZYNA Zawsze interesowała mnie postać Innego. Innym była przecież Iwona w Iwonie księżniczce Burgunda, osoba, która nie mieści się w społecznej strukturze dworu i choć niczego nie robi, rozwala ją. Innym jest także Gość w T.E.O.R.E.M.A.C.I.E. Chciałem, żeby różnił się od swojego pierwowzoru w filmie Pasoliniego. Pasolini bardzo przecież akcentuje jego seksualność, pokazuje jego krocze, robi zbliżenia oczu, które uwodzą. U mnie Gość miał być wolny od erotyzmu, czysty i w jakimś sensie nijaki. Tak jak Iwona. Tylko że Gość nie jest bierny, przeciwnie, jest bardzo aktywny. Ta postać przychodzi i wyciąga z ludzi ich pragnienia, ale nie po to, żeby się nimi nakarmić – jak czyni to Giovanni. Inny nic nie potrzebuje, on tylko skupia się na tych postaciach, z którymi się spotyka, i sprawia, że ich pragnienia wychodzą na wierzch.

KOPCIŃSKI Ale czyni to w sposób, który przypomina miłosne uwodzenie. Przecież między nim i poszczególnymi członkami rodziny Paola dochodzi do zbliżenia.

JARZYNA W spektaklu padają takie słowa, że człowiek zawsze dąży do utożsamienia się z innym. Poszukuje ludzi, którzy są do niego podobni. Jest tak samotny i tak niepewny na tym świecie, że szuka w drugim jakiegoś potwierdzenia, szuka swojej drugiej połowy. Żeby nastąpiła jakaś reakcja, wszystko musi do siebie idealnie pasować. Jak klucz do zamka.

KOPCIŃSKI Ale Gość jest pod tym względem zupełnie wyjątkowy, bo jego klucz pasuje do wszystkich zamków…

JARZYNA Erotyzm jest w T.E.O.R.E.M.A.C.I.E znakiem bliskości, a zarazem takim pierwiastkiem, który nagle zmienia cały układ. Jak w wirówkach atomowych, do których wrzuca się cząstkę, która krąży w przeciwnym kierunku i w końcu doprowadza do wybuchu. Gość w domu Paola jest taką cząstką. Nie należy do układu, przychodzi z zewnątrz, idzie pod prąd i rozwala cały system. Ale wracając do erotyki. Podczas pracy nad T.E.O.R.E.M.A.T.E.M dużo o niej rozmawialiśmy, dla części aktorów ważne było, by zrozumieć jej funkcję. Mówiliśmy o tym, że w pismach wielu mistyków chrześcijańskich proces dochodzenia do Boga przedstawiany jest za pomocą języka erotyki. Jedynie ten język pozwalał mistykom uchwycić fenomen spotkania z Bogiem, jedynie ten język jest adekwatny. Nie wiem dlaczego. Być może erotyka jest pochodną kosmicznego fenomenu, który człowiek ma w sobie zapisany? Myślę o tym ciągłym odpychaniu i przyciąganiu, tęsknocie za przekroczeniem własnych granic, wejściem w miłosną relację z kimś innym.

KOPCIŃSKI Ale Gość nie zakochuje się w ludziach, do których się zbliża.

JARZYNA Bo jest tylko pośrednikiem, służącym. Ta postać nie ma żadnej przyjemności erotycznej, nie budzi się w nim tez żadne miłosne uczucie. O tyle jest szczęśliwy, o ile szczęśliwy jest jego partner. Nie zaspokaja siebie, bo nie ma pragnień. Inaczej niż Giovanni, który jest zbudowany z samych pragnień i stale dąży do ich zaspokojenia.

KOPCIŃSKI Czy w takim razie Gość w ogóle jest człowiekiem?

JARZYNA W jakimś sensie nie jest, bo przecież w samym genotypie człowieka zapisane jest pożądanie, pragnienie, nienasycenie... Gość, jeżeli już szukać dla tej postaci jakiegoś życiowego odniesienia, najbardziej przypomina mnichów. Ludzi, którzy wyrzekają się swoich pragnień i przez to stają się wolni i otwarci na zupełnie inny wymiar rzeczywistości.

KOPCIŃSKI Giovanni działa w egzystencjalnej pustce, a Gość nie. Jest przecież przybyszem z innego świata, skąd przychodzi także Angiolino. Obaj odsłaniają ten świat za sprawą opowieści. Pierwszy mówi o raju, drugi o pustyni. Te dwa fragmenty tworzą mityczny fundament T.E.O.R.E.M.A.T.U. Czym jest dla ciebie mit?

JARZYNA Świadectwem naszej nieśmiertelności.

KOPCIŃSKI Gdy Gość znika, ludzie pozostają sami pogrążeni w wewnętrznym kryzysie, chorobie. Syn odchodzi z domu, córkę dotyka katatonia, matka wychodzi na ulicę i pozwala się gwałcić, ojciec wyrzeka się największego skarbu swojego życia, jakim była dla niego rodzinna fabryka. W tym kryzysowym momencie nikt im nie pomaga. Zresztą w Twoim teatrze nigdy nie widziałem takiego pomocnika, przewodnika. Tak jakbyś im nie ufał albo nie potrafił ich znaleźć.

JARZYNA Kryzys to według mnie najważniejszy okres w życiu człowieka. Wszystko się rozwaliło i błądzisz. I nie masz nikogo, kto wskazałby ci kierunek. Nie masz ojca, nie masz matki, nie masz nauczyciela. To jest moment trudny, ale zarazem niezwykle ważny, niezwykły, zbawczy. Pamiętam takie momenty z moich podróży na Wschód. Wtedy naprawdę czujesz, że Ziemia pod nogami jest okrągła, że jesteś na planecie, która obraca się w kosmosie.

KOPCIŃSKI Nie szukałeś wtedy mistrza?

JARZYNA Nie, szukałem siebie. Dla mnie czas nauczycieli już się wtedy skończył. Tak samo, jak dla Pietra w T.E.O.R.E.M.A.C.I.E. Zresztą wszyscy mistrzowie duchowości, wschodniej czy zachodniej, podkreślają, jak ważny jest moment poznania samego siebie. Dlatego te momenty chaosu i zatracenia są cudowne, ponieważ jedynie w tych momentach możesz dotrzeć do swojej prawdy. Chodzi o prawdę większą niż ta, która określa twoje codzienne życie. Jesteśmy coraz bardziej zanurzeni w dobrobycie, ale wcale nie bardziej szczęśliwi. Wędrując po Mongolii – miałem wtedy dwadzieścia parę lat – spotykałem prostych ludzi, których życie było surowe a potrzeby minimalne. Uderzyła mnie ich życzliwość, pogoda ducha, otwartość. To mnie wtedy postawiło na nogi, pokazało, że szczęście nie zależy od sytuacji materialnej, miejsca w hierarchii społecznej, systemu, w którym żyjesz.

KOPCIŃSKI Ale jeżeli nie ma nauczyciela, skąd mam wiedzieć, co jest dobre a co złe?

JARZYNA Najgorsze, co się może człowiekowi przydarzyć, to żyć w zakłamaniu lub nieświadomości swoich pragnień i możliwości. Gdy idziesz za swoją prawdą, możesz zabrnąć w straszne rejony, możesz być nieszczęśliwy, ale to jest lepsze, niż życie w kłamstwie aż do śmierci. Pasolini bardzo mocno to podkreślał, oczywiście ze świadomością ulegania swoim pożądaniom, za które jednak brał odpowiedzialność. Pasolini przestrzegał przed życiem w iluzji, w zgodzie z pewnym społecznym status quo, bo ono nie należy do natury człowieka.

KOPCIŃSKI Czy po spotkaniu z Gościem i przejściu przez swoje indywidualne piekło i niebo poszukiwań bohaterowie T.E.O.R.E.M.A.T.U mają szansę na powrót stać się rodziną?

JARZYNA Nie, nie mają. Ale Pietro i Odetta mogą zbudować nową rodzinę. Myślę, że z tych ludzi największą szansę ma Odetta. Jeżeli wyjdzie z katatonii, może stać się matką. W swojej powieści Teoremat Pasolini pisał, że Odetta jest matka idealną, tą z pierwszego raju, najbliższą źródłowej prawdzie, która w społeczeństwie nowoczesnym zostaje zagubiona. Dlatego Pasolini ciągle wracał do myśli o społeczeństwie archaicznym, takim, które żyje w zgodzie z prawdą wywiedzioną z rytmu natury, z wierzeń. To było dla niego święte. Pasolini bardzo mnie pod tym względem zaintrygował. On, ateista, który nawet podskórnie nie wierzył w Boga, ciągle poszukiwał w świecie boskości, absolutu. Uważał, że jak zatracimy nasz boski pierwiastek, staniemy się społeczeństwem pustym, żadnym. Niezwykle ważne było dla niego doświadczenie cudu.

KOPCIŃSKI W T.E.O.R.E.M.A.C.I.E dziennikarz pyta Paola: czy wierzy w cuda? Wierzysz?

JARZYNA Wierzę. Nie wierzę w astrologię, wróżby, ale wierzę w cuda. Wierzę, że istnieje pozaracjonalna sfera naszego życia. Cudem jest dla mnie wszystko to, czego nie mogę pojąć, co przekracza moją świadomość. Cudem jest dla mnie rozgwieżdżone niebo. Gdy na jakimś pustkowiu położysz się na ziemi i pozwolisz oczom patrzeć, zauważysz, że niebo się przesuwa, że wszystko krąży. To, że jesteśmy cząstką kosmosu, jest dla mnie cudem.

KOPCIŃSKI Dla Mircei Eliadego rozgwieżdżony nieboskłon to najbardziej archaiczny i najpotężniejszy symbol boskości. Skoro zapytałem, czy wierzysz w cuda, zadam Ci też to drugie, kluczowe dla T.E.O.R.E.M.A.T.U, pytanie: czy wierzysz w Boga?

JARZYNA Nie rozumiem pytania (śmiech)… Wierzę, że jest Absolut, wierzę też, że wszystkie nasze wyobrażenia Boga są przeczuciem tego Absolutu. To się wiąże z tym niesamowitym odczuciem kosmosu, o którym mówiłem. Dla mnie samo to odczucie jest dowodem na istnienie Boga. Im bardziej poznajemy kosmos, im więcej mamy danych na jego temat, tym większe w nas przeczucie Absolutu. Po latach mam świadomość, że na różny sposób formułujemy to wyobrażenia Boga, że religia jest pewną ikonografią, próbą upostaciowienia czegoś, co w istocie nie mieści się w naszej wyobraźni. Nie jest opium – jest platformą kontaktową, dzięki której możemy złapać jakąkolwiek łączność z Absolutem. W zależności od tego, w jakiej tradycji się wychowałeś, pod jaką szerokością geograficzną, twoja platforma wygląda trochę inaczej. Zawsze jednak dzięki niej możesz poczuć się bezpiecznie, ona ułatwia ci kontakt, ale też chroni przed pierwotnym poczuciem trwogi, egzystencjalnego strachu, który nas dopada.

KOPCIŃSKI Czy liczy się także w momentach kryzysu, o których mówiliśmy wcześniej? Kiedy rozsypuje się stary świat, a nowy jeszcze nie powstał. Dla Paola to czas prawdziwej apokalipsy…

JARZYNA O tak, wtedy szczególnie.

KOPCIŃSKI Nadałeś T.E.O.R.E.M.A.T.O.W.I wyjątkową formę, taką, która pozwala nam nie tyle śledzić zdarzenia, co kontemplować ich wspólny sens. Takie kontemplacyjne sceny, kiedy czas nie przynosi zmiany i niemal staje w miejscu, pojawiały się już w twoich wcześniejszych spektaklach, na przemian z sekwencjami scen niezwykle dynamicznych, opartych na ostrej, czasami potężnej muzyce, ruchu. Skupieniu przeciwstawiasz teatralny trans, który jest znakiem szczególnym świata, w którym żyje Giovanni. T.E.O.R.E.M.A.T jest jednak inny, bo zbudowałeś go wyłącznie z obrazów, wyciszyłeś, nadałeś mu wolne tempo i stały rytm. Nasyciłeś tajemnicą, którą przynosi ze sobą Gość.

JARZYNA „Jest we mnie jest dwóch ludzi, którzy walczą o kogoś trzeciego…” – mówi Sydney Price w sztuce Witkacego. W T.E.O.R.E.M.A.C.I.E górę wzięła kontemplacja, ale jak tylko skończyliśmy ten spektakl, poczułem, że koniecznie muszę wyreżyserować coś zupełnie innego. Stąd pomysł na Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej. Znałem tę sztukę wcześniej, ale jej nie rozumiałem. Dopiero jak skończyłem T.E.O.R.E.M.A.T , tekst Masłowskiej zaczął na mnie działać.

KOPCIŃSKI W T.E.O.R.E.M.A.C.I.E bardzo dyskretnie posługujesz się słowem, jakbyś nie chciał zagadać prawdy, która wyłania się z samego spotkania ludzi z przybyszem. Ważne są oczywiście partie liryczne, w których odsłania się mityczny sens zdarzeń. Słowa wywiadu z Paolem mają inną wartość, dlatego wybrzmiewają niejako poza nawiasem spektaklu. Natomiast Masłowska rozkręca prawdziwą karuzelę słów, które kompromitują bohaterów i świat, w którym oni żyją. Między milczeniem Emilii, która bez słów rozmawia z ptakami, i  gadaniną bohaterek Między nami istnieje prawdziwa przepaść! Co cię zaintrygowało w sztuce Masłowskiej?

JARZYNA Jej ożywcza, słowiańska błyskotliwość.

KOPCIŃSKI Co było dla ciebie największa inspiracją jeśli chodzi o estetykę T.E.O.R.E.M.A.T.U?

JARZYNA Za punkt wyjścia obrałem teatr średniowieczny z jego mansjonami, czyli operowanie prostymi, ikonograficznymi obrazami. Potem Magda [Maciejewska] i Jacqueline [Sobiszewski], poprzez swoje fascynacje modernistyczną architekturą, nadały tym obrazom statyczność i minimalną formę.

KOPCIŃSKI W T.E.O.R.E.M.A.C.I.E wyczuwa się też fascynację sztuką dalekiego Wschodu. TR., kiedyś „najszybszy teatr w nieście”, poprzez twój spektakl wymusza na widzach ten rodzaj skupienia, który współczesnemu człowiekowi Zachodu przychodzi z wielką trudnością. To trudna próba zwłaszcza dla ludzi młodych.

JARZYNA T.E.O.R.E.M.A.T to spektakl przeznaczony do kontemplacji. Rzeczywiście, jego odbiorcą będzie raczej nasze pokolenie niż pokolenie współczesnych dwudziestolatków.

KOPCIŃSKI Myślę, że z młodymi rozmijasz się także z innego powodu – nie uprawiasz modnego dziś teatru politycznego, krytycznego.

JARZYNA Nie jestem publicystą, który zamiast pióra używa sceny. W teatrze poszukuję iluzji czyli robię coś dokładnie przeciwnego niż teatr krytyczny. Nie reżyseruję sytuacji, w której aktorzy przy roboczym świetle spotykają się z publicznością. Tu siedzi dyrektor banku a tam zwykła roznosicielka mleka..., i zaczyna się coś w rodzaju społecznej debaty. Platon uznał naszą ludzką rzeczywistość za niejasne odbicie rzeczywistości właściwej, boskiej. Scena jest dla mnie jakimś trzecim wymiarem. Świat na niej wykreowany dąży do upostaciowania rzeczywistości światła, słońca, jest jej bliższy niż świat cieni, świat realny, w którym żyjemy.

KOPCIŃSKI Czym ostatecznie jest dla ciebie teatr?

JARZYNA Jest narzędziem poznania istoty rzeczywistości. Co my robimy w teatrze? Analizujemy zdarzenia z naszego życia, powtarzając je w taki sposób, który pozwala szalenie precyzyjnie nazwać sam fenomen tych zdarzeń. Ta teatralna analiza jest bezpieczna, bo nawet najbardziej drastyczne, bolesne zdarzenia są w niej powtarzane w sposób bezbolesny. Teatr oczyszcza nasze życie z rozmaitych przypadłości, materialnych, psychologicznych, destyluje samą istotę. Gdy na widowni gaśnie światło, ciemność, która zapada, symbolicznie pozbawia cię tego, z czym przyszedłeś do teatru: pozycji społecznej, miejsca, które zajmujesz wobec innych ludzi. Teatr krytyczny czyni z tego miejsca agorę, a ja wolę teatr, taki jak w Epidaurus.

KOPCIŃSKI Teatr-sanktuarium boga uzdrowiciela… Tymczasem widz w teatrze krytycznym nie może być nikim więcej jak tylko uczestnikiem gry społecznej. W tym teatrze nie ma też miejsca na tragiczność. Paradoksalnie jest to teatr bardzo optymistyczny. Jeżeli razem z nami przeprowadzisz krytyczną analizę systemu, świat stanie się lepszy, bo przybędzie w nim jednej uświadomionej jednostki. Po premierze T.E.O.R.E.M.A.T.U recenzent „Krytyki Politycznej” zarzucił Ci pesymizm. Coś się zasadniczo zmieniło w świadomości młodego pokolenia, jest ono spokojniejsze, a zarazem bardziej zaangażowane, zna mechanizm władzy i polityki, no i skupia się na systemie społecznym, a nie gwiazdach…

JARZYNA Pamiętam moje pierwsze świadome wejście do teatru. To była scena kameralna w Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach. Nagle zgasło światło, zapadła ciemność. Trwało to długo. Pamiętam, że potem gasiłem światło w swoim pokoju i słuchałem muzyki, najpierw Joy Division, potem Mozarta. Kiedy w teatrze zapala się scena, masz poczucie, że uczestniczysz w jakiejś innej rzeczywistości. Kontemplujesz czas. Teatr krytyczny jest ciekawy jako zjawisko ale z perspektywy teorematu jest teatrem doczesnym.

Grzegorz Jarzyna (ur. 1968 r.) reżyser teatralny i operowy. Od 1998 r. dyrektor TR Warszawa (dawnego Teatru Rozmaitości). Studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, kształcił się również w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Ukończył reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Podczas studiów był asystentem Krystiana Lupy przy realizacji Lunatyków Hermanna Brocha w Starym Teatrze (1995) Debiutował przedstawieniem Bzik tropikalny na podstawie Mister Price\'a i Nowego wyzwolenia Stanisława Ignacego Witkiewicza w warszawskim Teatrze Rozmaitości (1997). Najważniejsze spektakle Jarzyny to: Iwona, księżniczka Burgunda Witolda Gombrowicza (Stary Teatr w Krakowie, 1997), Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwa natura miłości Brada Frasera (Teatr Dramatyczny w Warszawie, 1998), Magnetyzm serca wg Ślubów panieńskich Aleksandra Fredry (Teatr Rozmaitości w Warszawie, 1999), Giovanni wg Molière\'a i Wolfganga Amadeusza Mozarta (spektakl TR Warszawa gościnnie w Teatrze Wielkim, 2006), Medea. Ein Projekt von Grzegorz Jarzyna (Burgtheater w Wiedniu, 2006), Der Löwe im Winter (Lew w zimie) wg Jamesa Goldmana (Burgtheater w Wiedniu, koprodukcja z TR Warszawa, 2007), T.E.O.R.E.M.A.T na podstawie twórczości Piera Paolo Pasoliniego (TR Warszawa), Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej (koprodukcja TR Warszawa i Schaubühne am Lehniner Platz w Berlinie, 2009) Dwukrotny laureat Nagrody im. Konrada Swinarskiego.

Jacek Kopciński
Teatr 03/10
12 marca 2010
Portrety
Grzegorz Jarzyna

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...