Wieś

"Wieś" to najczęściej spokojne, sielskie miejsce, w którym odpoczywa się od zgiełku i zabójczego tempa miejskiego życia. "Wiocha" to "zapyziała" dziura, której nawet brak na mapie, brak perspektyw, podręczny symbol biedy i marazmu. Z "wiochy" ucieka się do miasta, z miasta ucieka się na "wieś". Która charakterystyka lepiej pasuje do najnowszego spektaklu Wrocławskiego Teatru Współczesnego? Odpowiedź na to pytanie jest długa i wyboista, dokładnie jak droga z "wiochy" do miasta.
Historię opowiadaną w spektaklu, znamy już z niejednego dramatu - oto więc trójkąt: Ona, On i Ta Trzecia (naturalnie młodsza). On jest lekarzem, Ona jego żoną, przenieśli się z dużego miasta na wieś, żeby odbudować swoje małżeństwo, nadszarpnięte Jego romansem. Z czasem okazuje się, że powód wyjazdu był kompletnie odmienny, romans trwa w najlepsze, a małżeństwo zamiast odżywać - powoli umiera. Podstawową bolączką spektaklu jest niestety jego baza - czyli dramat Martina Crimpa. Ten, skądinąd uznany i sprawny autor, w drażniący sposób powiela znane nam od dawna schematy fabularne i dramaturgiczne. I tak - On jest manifestacyjnie zimny i nieczuły wobec żony, za to perwersyjnie wylewny w obecności dwa razy młodszej od niego kochanki. Ona jest celowo nieatrakcyjną kurą domową, nieustannie błagającą męża o choć odrobinę uwagi. Ta Trzecia to młoda, prowokacyjna i pretensjonalna nimfetka. Wiąże ją z Nim perwersyjna fascynacja lekarza i pacjentki, Jego z żoną - prawdopodobnie tylko dom i dzieci, uczuć brak. Wszystko rozgrywa się w przestrzeni wiejskiego domu, klimatu odludzia dodają wizualizacje z bezludnym, skalistym krajobrazem...Znacie? Znamy. To obejrzyjcie! Osobiście nie mam nic przeciwko twórczemu czerpaniu z takich, klasycznych już, motywów, ale jeżeli za klasyka ma się Ingmara Bergmana, to wypadałoby tchnąć w stary format coś nowego. O tym już Crimp najprawdopodobniej zapomniał, a realizatorzy również nie próbowali ratować spektaklu przed niechybnym wpadnięciem do wyżej wymienionej szufladki. A właściwie na jej dno. Relacje między postaciami są o tyle czytelne i jednoznaczne, co niedopracowane i płytkie. Wiemy, co łączy wiejskiego lekarza z młodą dziewczyną, ale ta wiedza pochodzi z dialogów, monologów, retrospekcji, a nie z obserwacji prawdziwych emocji, które można by pokazać na scenie. Tak samo w przypadku (braku) uczuć w małżeństwie - niespełnienie żony, nieczułość męża, pustka emocjonalna, wszystkie te akcenty odnajdziemy w bezpośrednich i pełnych deklaracji rozmowach między Nią i Nim. Nie wiemy np., co skłoniło Jego do małżeństwa z Nią, kim tak na prawdę jest Ta Trzecia, a kilkakrotnie powracające pseudo - metafizyczne opisy krajobrazu i wiele sytuacji scenicznych wydaje się po prostu naciąganych. Trójce aktorów w próbach tchnięcia w spektakl prawdziwych emocji, nie pomaga tekst - poza paroma fragmentami składa się on bowiem z pretensjonalnych, a czasem nawet nieporadnych kwestii. Co nie zmienia faktu, że to właśnie aktorzy ratują cały spektakl. Krzysztof Kuliński, Ewelina Paszke-Lowitzsch i Maria Czykwin grają tak, jak im tekst pozwala, czyli czasem nierówno, ale miejscami udaje im się własnymi środkami wypracować jakąś głębię do przekazania. Zdarza się tak szczególnie pod koniec spektaklu, gdy oglądamy sceny z życia pozornie "naprawionego" małżeństwa, w których czuć jednak silnie podskórny niepokój i wzajemną manipulację emocjonalną, którą najsilniej odczuwa się w kreacji Eweliny Paszke-Lowitzsch. Gorzej wypada niestety duet Krzysztof Kuliński - Maria Czykwin. Oglądając "w akcji" tę parę, ciężko czasem zrozumieć, skąd właściwie wziął się ich romans i dlaczego On tak silnie oszalał na punkcie Tej Trzeciej... Przyzwoity poziom podtrzymuje także scenografia autorstwa Jagny Janickiej. Scena na Strychu nie daje wielkiego pola do popisu, ale dobry scenograf (vide: chociażby: Robert Rumas w "Kartotece", czy Honza Polivka w "Historii przypadku") potrafi z niej "wycisnąć", co się da. Miejscem akcji "Na wsi" jest wnętrze wiejskiego domu - zarysowane bardzo zręcznym "skrótem" - podłoga jest po prostu wyłożona sztuczną trawą. Z zachowaniem bohaterów, którzy próbują ukryć swoje prawdziwe uczucia i zasłaniać się pozami, wymówkami, świetnie zgrywa się pomysłowa konstrukcja ścian, oskrzydlająca główny pokój. Ściany wykonane są z cienkiego materiału przypominającego płótno, który jednocześnie oddziela od siebie pomieszczenia, pozwala się w nich schować, ale podświetlony pod odpowiednim kątem, staje się przeźroczysty, odsłaniając wszystko, co się za nim kryje. Niepokojącą i przytłaczającą atmosferę dopełniają wizualizacje z pustynną, pełną skał "nieludzką ziemią" i przeszywający kobiecy śpiew. Gdybym chciał, pisząc tę recenzję, odwzorować styl spektaklu, pewnie powinienem zakończyć ją z zaskoczenia i bez puenty. Nie należy jednak powielać złych wzorów. Podsumujmy więc...Praca nad każdym dziełem teatralnym jest pracą zbiorową, należałoby zatem (do)ocenić każdego z uczestników tego artystycznego przedsięwzięcia. Aktorzy zapewne odbiją sobie zawodowy dyskomfort w kolejnym, miejmy nadzieję lepszym, spektaklu. Pani scenograf, razem z odpowiedzialnym za światła - Adamem Sikorą, na pewno mogą się udać na zasłużone wakacje na "wieś". Reżyserowi zaś życzymy więcej szczęścia przy "doborze" następnych tekstów i doskonaleniu reżyserskiego kunsztu. Wrocławski Teatr Współczesny Martin Crimp "Na wsi" ("The Country") przekład: Małgorzata Semil reżyseria i opracowanie muzyczne: Adam Guziński scenografia: Jaga Janicka reżyseria świateł: Adam Sikora Obsada: Maria Czykwin, Ewelina Paszke - Lowitzsch, Krzysztof Kuliński Premiera: 15 grudnia 2007r.
Paweł Łapiński
Dziennik Teatralny
24 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia