Winy nie mogę brać na siebie

rozmowa z Jerzym Limonem

wywiad z profesorem Jerzym Limonem, Dyrektorem Artystycznym Festiwalu Szekspirowskiego i Dyrektorem Naczelnym Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego oraz Prezesem Fundacji Theatrum Gedanense

Piotr Wyszomirski: Za nami XV Festiwal Szekspirowski, wyjątkowy, bo kryształowy. Jaki był poziom w tym roku?

Jerzy Limon*: Na pewno nie był jednakowy, a różnorodny i dobry. Trudno jest mi oceniać, co lepsze, a co gorsze. Wiem, że w fachu dziennikarskim i krytyce artystycznej zawsze się ocenia. Oferta festiwalowa w tym roku była „wysmakowana”. Tak zapowiadałem i tak się stało. Wiadomo, że były przedstawienia, które podobały się bardziej i mniej. Jednak wszystkie były na dobrym i bardzo dobrym poziomie.

Parafrazując słowa jednego z bohaterów:„Źle się dzieję w… polskim Szekspirze”, jak to było tym razem z naszą polską reprezentacją? Wyróżniono, a nie nagrodzono nikogo Nagrodą Złotego Yoricka. Międzynarodowy projekt „Burza” prezentowany w przeglądzie Szekspiroff wygrał z waszym projektem, a „Hamlet” z Bytomia wypadł bardzo słabo.

Winy nie mogę brać na siebie. Można powiedzieć, że pojawił się pewien kryzys, przesyt w teatrze polskim.  Kilka lat temu Jacek Sieradzki powiedział mniej więcej tak: „Nieszczęściem jest, że do teatru polskiego wtargnęła banda idiotów”. Jest to oczywiście uproszczenie. Wydaję mi się, że do teatru wkroczyła niezbyt rozsądna ideologia. Jeśli kryterium estetycznym jest brak koherencji, to powstają dzieła, których nikt nie rozumie, zarówno sami twórcy, jak i odbiorcy. Brak koherencji nie może być kryterium estetycznym, chyba że w zamian za podważenie wartości dzieła literackiego otrzymujemy coś w zamian. Nie wystarczy pokazać, że język nie jest właściwym narzędziem do opisu rzeczywistości. Nie wystarczy też pokazać, że język to konwencja. Nie wystarczy pokazać, że język jest linearny a przez to nieprawdziwy. Jeśli stwierdzamy coś takiego poprzez negowanie tradycji literackiej w teatrze, to w zamian musimy dać propozycję, która będzie bardziej nośna. Znaczenia mają być głębsze i prawdziwsze niż język. Jeżeli podważamy język, to musimy dać coś w zamian, a tego właśnie brakuje. Nie wystarczy sama negacja tradycji i cytowanie. Cytowanie jest zresztą manią wśród młodych reżyserów, którzy tworzą teatr środowiskowy. Przecież wykształcony odbiorca teatralny nie jeździ po Polsce i nie ogląda wszystkiego, tym samym trudne dla niego są do odczytania w dziełach jednych twórców cytaty innych. Nie rozumie dialogu, nie wie, o co w tym tak naprawdę chodzi, a więc nie znajduje uzasadnienia dla tego, co tradycyjnie nazywa się formą. Przez to upadają walory estetyczne i nawet dobrze wykształcony widz odrzuca dzieło, nie rozumiejąc kodów rozpoznawalnych wyłącznie dla kilku czy kilkudziesięciu osób w Polsce.

Zabrakło mi lepszego „opakowania” niewątpliwie wyjątkowego wydarzenia artystycznego, jakim była „Miranda” Oskarasa Korsunovasa, chociażby programu teatralnego.

Podejrzewam, że takiego solidnego programu teatralnego do tego przedstawienia nie ma, ponieważ  tydzień wcześniej była prapremiera spektaklu na Węgrzech i prosto stamtąd twórcy przyjechali na Festiwal Szekspirowski. Na Węgrzech z prapremierą prawie nie zdążyli, terminy tam były bardzo napięte, ale udało się. Od razu po swojej premierze wystąpili u nas, teraz jadą na Litwę i myślę, że dopiero tam przygotują materiały. Przyznam, że wszystko znaliśmy wyłącznie z opisów, to była inwestycja „ w ciemno”, ale z naszej inspiracji. Chcemy tę współpracę kontynuować. Mogę zdradzić, że w przyszłym roku będziemy gościć z nowym dziełem wybitnego rumuńskiego reżysera Siviu Purcarete . Będzie u nas gościł ze swoim nowym spektaklem, do którego próby zaczynają się jesienią. Tam występujemy w roli koproducenta wraz z innymi członkami sieci festiwali szekspirowskich. W kwietniu odbędzie się prapremiera w Craiovej w Rumunii a latem pojawią się u nas. Z Purcarete będzie współpracował wybitny scenograf, który otwierał tegoroczny festiwal, Dragos Buhagiar. Obaj to twórcy nagradzani i uznawani za czołówkę światową, co nas bardzo cieszy. I jeżeli zapraszamy taką czołówkę realizatorów, rzeczywiście przy nich wypadamy słabo. Nie chce dłużej mówić na ten temat. Pana Rychcika wyróżniliśmy w tym roku za odwagę artystyczną i za szukanie języka teatralnego czy indywidualnego, którym zechce w przyszłości mówić niż za to, że taki język już wykreował.

W zeszłym roku dużo ciekawszy, podobny w poetyce był spektakl „ Wieczór trzech króli” z Opola.

Tak, był przecież wyróżniony przez nas, multimedialny i ciekawie zrobiony, ale nie chcę porównywać, który był lepszy. W tym roku wyjątkowo mało było premier szekspirowskich w Polsce i nie wszystkie teatry zgłaszają się do nas. Na przykład Teatr Narodowy w Warszawie uważa,  że nie wypada mu startować w konkursach. Nie jest to takie proste również w skali europejskiej. Robimy przecież międzynarodowy festiwal, a nie jest tak, że w całej Europie następuje wysyp wspaniałych propozycji przedstawień, takich jak spektakle Korsunovasa czy Perservala, którego nie udało nam się ściągnąć w tym roku, może uda się w przyszłym. Może po remoncie Teatr Muzyczny będzie miał silniejszy strop i uda się zawiesić scenografię do wybitnego „Hamleta” w reżyserii Luka Persevala Teatru Thalia w Hamburgu. Tego reżysera gościliśmy kilka lat temu z „Otellem”, gdzie elementami scenografii były dwa fortepiany ustawione jeden na drugim i między nimi ekspresyjny pianista, który gra zresztą w najnowszym „Hamlecie”.

Dlaczego tegoroczny festiwal nie objął tylu miejsc i miast, gdzie prezentowano spektakle Festiwalu Szekspirowskiego, co w poprzednich latach? W tym roku zabrakło Dolnego Miasta. Lokacja przedsięwzięć festiwalowych właśnie w tym miejscu, bardzo trudnym, była wręcz wzruszająca. Dlaczego w tym roku tak mało miejsc?

Dwie największe widownie: Teatr Muzyczny w Gdyni oraz opera w Gdańsku są obecnie remontowane. Dwa ważne dla nas miejsca i dwie największe widownie odpadają zatem. Na Dolnym Mieście, jak co roku, był prowadzony niewielki program edukacyjny. Tam wystawiliśmy „Kochanków z Werony” wiosną tego roku wraz z Teatrem Modrzejewskiej z Legnicy ( w reżyserii Jacka Głomba – przyp. red). Na lato niczego nie przygotowaliśmy, bo nie było takiego zapotrzebowania. Reżyserzy i kierownicy techniczni sami przyjeżdżają i wybierają miejsca dla swoich spektakli. Proszą nas o przesyłanie planów zagospodarowania przestrzennego. Na przykład Teatr Pieśń Kozła sam dokonał wyboru Sceny Kameralnej. My wolelibyśmy jakąś większą przestrzeń, wtedy moglibyśmy pomieścić jeszcze raz taką publiczność jak dzisiaj. Nie zawsze to od nas zależy. W tym roku zabrakło nam kilku punktów, aby zrealizować kilkuletni program europejski, ale w przyszłym roku będziemy ponownie startować i wtedy ta skala może być inna, jak również te działania okołofestiwalowe.

Jaki był budżet Festiwalu Szekspirowskiego w tym roku? Czy wszyscy sponsorzy spisali się tak dobrze jak w poprzednich latach?

Jeśli chodzi o sponsorów mamy nawet zwyżkę. Mamy parę kategorii sponsorów. W tym roku kilku z nich weszło o „oczko wyżej” w sponsorowaniu. Z tego, co wiem, budżet festiwalu to kwota około ośmiuset tysięcy złotych. W tym jednak nie są zawarte koszty stałe, które obejmują opłacenie pracowników, utrzymanie biura. Jest to kwota, jaką płacimy zespołom za przyjazd, obsługę techniczną i całą organizację tych dziesięciu dni. W tym roku Gdynia  dała mniej pieniędzy i zapowiedziała, że w przyszłym roku w ogóle nie da.

A jakie są powody?

Nie wiem, trzeba zapytać prezydenta Szczurka. Myślę, że to dlatego, że może odczuwają, że jest to bardziej gdańska niż gdyńska impreza. Wszyscy znamy te miejscowe tarcia i my na tym tracimy. W tym roku nasza oferta gdyńska była skromniejsza, ale w zeszłym roku i w poprzednich latach była niezwykle bogata. Gdynia i gdynianie mają z tego wymierną korzyść. Nasz wkład festiwalowy w Gdynię wahał się między 250 a 400 tysięcy złotych. I to Gdynia dostawała, niewielką z tego część zwracając w formie wsparcia finansowego. Oczywiście Gdyni sobie nie odpuścimy. Gdynię bardzo lubimy. To jest też kwestia widowni, która niechętnie jeździ do Gdańska, i odwrotnie, gdańszczanie niechętnie jeżdżą do Gdyni. To jest sprawa odległości. Może gdyby pociągi były szybsze, czystsze, bezpieczniejsze, wszystko wyglądałoby inaczej. Na pewno w Gdyni będziemy nadal grać.

Na koniec zrobiło się mrocznie...

Nie. Nigdy nie myślałem w kategoriach rocznych ani dwuletnich, tylko wieloletnich. Inaczej może to wyglądać za pięć lat. Myślę perspektywicznie.

Inaczej nie zbudowałby pan Teatru Szekspirowskiego. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję.

*Jerzy Limon (ur. 24 maja 1950 w Malborku) – polski anglista, literaturoznawca, pisarz, tłumacz i teatrolog, doktor habilitowany, profesor zwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego, kierownik Zakładu Historii Literatury i Kultury Brytyjskiej UG, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i ZAiKS, członek krajowy korespondent Polskiej Akademii Umiejętności, Wydział I Filologiczny.

Absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Sopocie i Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. 20 stycznia 1993 uzyskał tytuł naukowy profesora w dziedzinie nauk humanistycznych. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim, po polsku i po angielsku. Promotor licznych prac doktorskich oraz recenzent prac doktorskich i habilitacyjnych.

Autor ok. 80 artykułów i recenzji, drukowanych w Polsce, Wielkiej Brytanii ("Shakespeare Survey"), Niemczech i Stanach Zjednoczonych ("Shakespeare Quarterly"). Autor 120 haseł do Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN. W jego dorobku są również liczne artykuły, eseje i szkice popularno-naukowe.

Żonaty z Justyną (wiceprezes "English Unlimited"); ma dwoje dzieci – Tomasza (mgr historii) i Julię. Mieszka w Wielkim Kacku.

Fundator i prezes Fundacji Theatrum Gedanense, która pragnie odbudować teatr „szekspirowski” w Gdańsku i organizuje coroczny festiwal teatralny. Współzałożyciel Sopockiego Forum Integracji Nauki Kultury i Sztuki - Sfinks. Wydał 9 książek i opublikował ok. 80 artykułów. Współpracował z pismem literackim "Migotania, przejaśnienia".

W 2006 otrzymał Nagrodę Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza.

6 lutego 2006, podczas uroczystości w siedzibie Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku, odebrał z rąk sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Jarosława Sellina, nadany przez ministra Kazimierza Michała Ujazdowskiego Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. W 2011 został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011).

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
11 sierpnia 2011
Portrety
Jerzy Limon

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...