Wirus współczesności

"Projekt 'P'" - reż. Wojtek Blecharz - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

"Projekt P" znaczy Projekt Polska. Wymyślił go Mariusz Treliński na określenie sceny eksperymentalnej w kierowanym przez siebie Teatrze Wielkim-Operze Narodowej.

Przez trzy kolejne lata zadebiutuje tu sześcioro młodych, poszukujących kompozytorów, których zadanie będzie polegać na zakażeniu opery wirusem współczesności, wpuszczeniu do szacownej instytucji - nazywanej ironicznie Nekropolitan Opera - bakcyla moderny Kompozytorom pomogą w tym młodzi reżyserzy, plastycy, dyrygenci i - last but not least - publiczność, która przybędzie do opery z bardzo różnymi zainteresowaniami artystycznymi. Chwała za to dyrektorowi, bo TW-ON jest dziś wyjątkowy na skalę światową - nigdzie na świecie nie gra się w sezonie tylu współczesnych dzieł, co w Warszawie!Pierwsza odsłona "Projektu P" miała miejsce pod koniec maja i przyniosła "dla głosów i rąk" Jagody Szmytki i Michała Zadary oraz "Transcryptum" Wojtka Blecharza i Anny Marii Śmigielskiej. Ujęte pod jednym tytułem opery są od siebie skrajnie odmienne, choć też na swój sposób komplementarne. Inne jest libretto, inna przestrzeń i koncepcja formy, inny model współpracy między twórcami. Podobne zaś myślenie o dźwięku jako nośniku tożsamości, o znaczeniu obecności muzyki na scenie, o jej teatralnych i wizualnych walorach. Nade wszystko opery mówią o anatomii - muzyki, teatru, przestrzeni, instytucji i percepcji.

"dla głosów i rąk" to przezabawna komedia oparta na motywie "teatru w teatrze". Widz poznaje proces powstawania opery od momentu przedstawiania przez Kompozytorkę projektu Dyrektorowi teatru, poprzez wszystkie etapy i rozmaite przeszkody przy jej realizacji (szukanie skradzionego fortepianu, praca ze sceptycznymi wobec muzyki wykonawcami), aż po próbę generalną z udziałem niefrasobliwej Solistki (brawurowa Izabela Kłosińska), która ledwie kaszle. To opera dokumentująca pracę nad tą operą - jak napisali w programie autorzy, wszelkie podobieństwo do osób żyjących jest nieuniknione. Libretto utkane jest z zasłyszanych w TW-ON dialogów {moje skrzypce mają sto lat i nie mogę ich zniszczyć, albo: nikt wam nie obiecał, że będziecie decydować o tytule swojej opery), na scenie występują nie tylko chórzyści wystylizowani na pracowników administracji, jest też sam Treliński (Tomasz Borkowski), jest Szmytka (Barbara Wysocka) i Zadara (Bartosz Tomczyk).

Akcja toczy się wartko, opera skrzy się humorem (publiczność cały czas zrywa boki), na scenie kameralnej panuje chaos przygotowań, ktoś coś wnosi lub wynosi, montuje i podłącza. Przedstawienie rozgrywa się równocześnie na kilku planach (muzycy w ćwiczeniówkach, Dyrektor w gabinecie, Reżyser u Inspektora orkiestry) konkurujących między sobą o uwagę widza. Bodźców jest naprawdę dużo, równocześnie z tekstem brzmi bowiem muzyka, która bynajmniej nie jest tłem dla teatru.

Jagoda Szmytka skomponowała ją na dużą obsadę kameralną. To gęsta, gryząca, na swój sposób agresywna tkanka dźwiękowa (niskie rejestry instrumentów basowych, pocieranie smyczkiem styropianu, uderzanie młotkami w metalową skrzynię), przepleciona fragmentami bardziej lirycznymi, wyciszonymi (scena ze Skypeem i finałowe rozważania Kompozytorki). Muzyka zdradza dobry warsztat instrumentalny

- to precyzyjna, koronkowa robota. Niekiedy operuje też teatralnymi gestami, współtworząc teatr na wielu jeszcze innych poziomach.

Muzycy - soliści orkiestry TW-ON - i dyrygentka (Marta Kluczyńska), a także soliści chóru TW-ON biorą z powodzeniem udział w akcji scenicznej (fantastyczna scena ćwiczeń ze skrzypaczkami). Brak za to głosów śpiewających, które zastępują role mówione. Nie jest to bynajmniej novum w operze, raczej chęć stworzenia pełnokrwistego teatru muzycznego, która - przyznaję to - powiodła się!

Zupełnie inaczej wyobraził sobie swoją operę-instalację Wojtek Blecharz. Zaprosił widzów w podróż po zapleczach budynku TW-ON, nawiązując tym samym do utworów przestrzennych i oper konceptualnych. "Transcryptum" to porozrzucane w różnych miejscach okruchy traumatycznych wspomnień kobiety, która straciła męża w pożarze. Wędrowanie labiryntem opery jest więc metaforą psychicznego doświad-

czenia bohaterki. Topografię traumy tworzą rozmieszczone w przestrzeni instalacje ze świetlówek (Wojtek Puś) oraz drobnych obiektów, jak wideo, inscenizowane obrazy, woda, setki czarnych kostek (Anna Maria Śmigielska), przede wszystkim jednak interwencje muzyczne.

Transcryptum zaczyna się na scenie kameralnej wykonaniem przepięknej kompozycji kan na steel drum i 130 patyczków, następnie pięć grup widzów wyrusza pod opieką przewodników w podróż pięcioma różnymi trasami, wiodącymi przez korytarze, windy, warsztaty scenograficzne, wąskie klatki schodowe, pralnię... W kilku stacjach rozbrzmiewa muzyka: w przepięknej okrągłej malarni gra trio (sopran, flet basowy i perkusja), w wąskim, długim korytarzu na przeciwległych krańcach - dwaj akordeoniści, w innym korytarzu rozbrzmiewają dźwięki klarnetu basowego, w zapadni pod wielką sceną słuchamy wiolonczeli solo. Przewodnicy uniemożliwiają zatrzymanie się przy danej stacji dowolnie długo, grupy docierają do miejsc, w których muzyka już brzmi i opuszczają je, nim utwór się skończy - każdy słucha więc nieco innej muzyki i doświadcza opery w inny sposób, za każdym razem jednak swoiście rozbitej, pokawałkowanej, ulotnej, przypominającej strukturę traumy.

Libretto opery Wojtka Blecharza - będącej też jego udanym debiutem reżyserskim - nie jest dramatem (czytamy je z kartek spiętych w segregatorach przy jednej ze stacji, w sali prób chóru). Nie ma tu też teatralnych protagonistów (spotykamy na trasie liczne statystki, które uosabiają bohaterkę, oglądamy zapętlone urywki filmu, w windzie słuchamy nagranej ścieżki dźwiękowej z "Antychrysta" Larsa von Triera). Ten pokawałkowany świat pozwala jednak złożyć się w spójną całość, która jest zarówno psychologicznie, jak i artystycznie przekonująca.

Na koniec publiczność powraca do sali kameralnej i słucha utworu na wszystkie instrumenty oraz sopran (czarująca Anna Radziejewska), będącego niejako sumą wszystkich solowych kawałków. Rozpoznajemy w nim cechy muzyki Blecharza, szeroką paletę szmerów oraz wyraźny, miarowy puls.

Co to wszystko ma wspólnego z anatomią? Jeśli rozumieć ją jako badanie położenia, kształtu, składu oraz ewolucji narządów, tkanek i komórek (za Wikipedią), to każdy z utworów analizuje bądź rozkłada na części pierwsze inny "organ", "dla głosów i rąk" Szmytki i Zadary to wiwisekcja instytucji, operacja na całym wręcz organizmie ze wskazaniem na jego choroby. To także analityczne spojrzenie na sztukę i jej środki. Kompozytorka powtarza gorączkowo, że nie ma ani ładnych, ani brzydkich dźwięków. Nie ma ani prawdziwych, ani nieprawdziwych dźwięków. Wszystkie możliwe do wydobycia dźwięki należą do danego instrumentu. A Michał Zadara w drukowanym programie dodaje: Teatr dzięki szumowi może być miejscem prawdy. Trzeba się tylko nauczyć go słuchać i docenić brzmienie hałasu, bo to brzmienie jest brzmieniem prawdy. W operze dla głosów i rąk studiujemy więc anatomię instytucji, muzyki i teatru. W "Transcryptum" zaś to anatomia traumy, ale i realnej przestrzeni budynku teatralnego oraz percepcji. Zakomponowane słuchanie muzyki i doświadczanie różnych bodźców zmysłowych - zawsze fragmentaryczne i rodzące poczucie niedosytu - to zabieg otwierający słuchacza na inny kontakt ze sztuką. Do tego można jeszcze dodać zafascynowanie obojga kompozytorów cielesnością samej muzyki, fizycznym kontaktem wykonawcy z jego instrumentem, swoiście organiczną więzią pomiędzy ciałem i dźwiękiem, które tworzą podskórną tkankę współczesnego spektaklu operowego.

Pierwsza odsłona "Projektu P" okazała się wydarzeniem ważkim, które - miejmy nadzieję - znajdzie kontynuację w przyszłych latach (na konferencji prasowej ogłoszono już kolejne nazwiska: Wojciechowski, Stańczyk, Garbaczewski). Wirus został zaszczepiony, w sztuce jego działanie może być tylko pozytywne.

Monika Pasiecznik
Odra
13 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...