Witold Mrożek

o Warszawskich Spotkaniach teatralnych i krytykach

Warszawskie Spotkania Teatralne dobiegają końca. I obrastają w medialne wypowiedzi. Na łamach gazet, w eterze i w sieci mówi się nie tylko o przedstawieniach. Protest, konferencje prasowe, oświadczenia i przemówienia urzędników, rola kultury i kształt polskiej sfery publicznej- stały się tematem szerokiej dyskusji.

Tymczasem w „Rzepie” ukazało się chyba pierwsze podsumowanie Spotkań. Jacek Cieślak pisze o głównym nurcie festiwalu. I narzeka na to, że polski teatr nieoryginalny, że wszystko na jedno kopyto - a przede wszystkim, że sceny pełne feministycznej sztancy. Przez chwilę poczułem się, jakbym się cofnął o ładnych parę lat. Dawno nie widziałem takiego zbioru recenzenckich klisz – choćby znane doskonale oskarżenia polskich twórców o „kopiowanie niemieckiego teatru”  i oczywiście, powracająca niewiara w widza, co to sobie z „wyrafinowaną sztuką” nie poradzi. Nie radzi sobie jednak ktoś inny.

Doskonale rozumiem, że coś może się nie podobać. Zapewniam – mi na WST też nie wszystko się podoba. Rozumiem również, że czegoś można nie zrozumieć – mi też się to zdarza. Ba, mogę nawet zrozumieć, że ktoś o konserwatywnych poglądach bliżej nieokreślony „feminizm” uważa jedynie za intelektualną modę – choć trudno mi ukrywać, że z mojego punktu widzenia jakieś mało to poważne. Dlatego też nie będę polemizował z politycznymi czy ideowymi konsekwencjami wywodów Cieślaka. Chociażby o tym, czym propozycja myślenia o kobiecości i historii w spektaklach Weroniki Szczawińskiej różni się od perspektywy z III Furii Marcina Libera - a różni się dobitnie - już można dowiedzieć się z dziesiątek stron tekstów.

Nie rozumiem za to, jak człowiek zawodowo piszący o sztuce może z lekceważącym machnięciem ręki mówić o teatralnej formie jako o czymś nieważnym, zbywając ją frazesami o „grach” czy „modnym, mocnym obrazku”. Co trzeba zrobić, żeby sceniczny anarchizm Wiktora Rubina, osobliwy flirt postbrechtowskiego teatru z powracającą emocjonalnością – utożsamiać z radykalnie precyzyjnym, a zarazem subtelnym formalizmem Szczawińskiej? Albo ich oboje - z punkową estetyką Libera i jego grą z klasyczną tragedią? Nie wiem - może recenzent został w foyer? Bo o to, że niezależnie od oglądanej poetyki, Jackowi Cieślakowi na kolejnych spektaklach WST wraz z zapaleniem się lampki „znów o babach”, wyłączała się krytyczna wrażliwość – wolałbym autora nie podejrzewać.

Praca krytyka polega nie tylko na tworzeniu efektownych uogólnień - których mamy ostatnio aż zanadto nie tylko w „Rzepie”, ale i choćby „Wyborczej” - a również na dostrzeganiu różnic, niuansowaniu, opisywaniu scenicznych mechanizmów. Głęboko wierzę, że można to zrobić – chociażby szczątkowo – nawet w gazecie codziennej, nawet gdy tną niemiłosiernie i z wierszówką krucho. Wystarczy chcieć.

Witold Mrozek
http://witoldmrozek.blox.pl
3 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia