Władza w nogach kobiet

Infantka - Teatr Okazjonalny

Jacek Krawczyk postanowił dokonać bardzo trudnej rzeczy - ukazać męską uległość wobec kobiet, nie wpadając przy tym w banał i stereotypy. Dlaczego - pomimo dobrego pomysłu - "Infantka" wypada nieprzekonująco?

Za inspirację posłużyła Jackowi Krawczykowi "Xięga bałwochwalcza", czyli cykl grafik Brunona Schulza. Schulz prezentuje tam kobietę jako atrakcyjną, bardzo zmysłową, często niekompletnie ubraną postać, wokół której (przeważnie zbiorowo) krążą mężczyźni. Panowie na rycinach Schulza są skarlali, wynaturzeni, zapamiętali w adorowaniu kobiet (całują im nogi) i zawsze przedstawieni w stosunku do nich podrzędnie - leżą, wiją się, klęczą. Panie stoją lub siedzą na podwyższeniu, prężąc się w seksownej pozie. 

Jacek Krawczyk, pomysłodawca i choreograf przedstawienia, wprowadził na scenę trzy kobiety, przedstawiające dwie strony kobiecości - Alicja Domańska i Anna Rusiecka niemal identycznie ubrane na czarno w zasznurowane na plecach kostiumy, czarne pończochy i buty na wysokim obcasie, wyglądają na podwójny obraz femme fatale, wampa z okładki pisma dla mężczyzn. Natomiast postać Larysy Grabińskiej jest ich przeciwieństwem - to uosobienie delikatności, ukojenia, matczynego ciepła, choć jej rola nie jest jednoznaczna, co podkreślone zostało w stroju (biała sukienka z licznymi czarnymi dodatkami i wielki czarny ni to szal, ni rękaw z kołnierzem, zasłaniający jej część twarzy i całą rękę). 

Między nimi - trzema kobietami, a raczej wizerunkami kobiet - krąży Krawczyk. Jest wylękniony, stara się dotknąć którąś z posągowych dam, ale w ostatniej chwili cofa dłoń. Naśladuje i odtwarza ruchy podziwianych kobiet. Podobnie jak mężczyźni z grafik Schulza, tancerz większość czasu spędza na podłodze, zbliżając się i odsuwając od obiektów pożądania i fascynacji podszytej lękiem. Jego zabiegom, które przypominają nieco taniec godowy, towarzyszy ciekawa muzyka Marcina Dymitera i Pawła Nowickiego. 

Jednak Krawczyk nie opowiada historii z perspektywy Brunona Schulza. W pewnym momencie tancerz podejmuje z kobietami, czy raczej z kobiecością, dialog. Staje się pełnoprawnym partnerem, prawdziwym władczym samcem, budząc zainteresowanie każdej z kobiet. Teraz to one zaczynają między sobą rywalizować o jego względy. Gdy wydaje się, że zdobędzie jedną z nich, jego bohater wycofuje się do statusu uniżonego czciciela. 

Najciekawsze w "Infantce" są postaci kobiece, chociaż tylko Larysa Grabińska ma stały kontakt z teatrem tańca. Choreograf i główny aktor przedstawienia nie znalazł dla siebie samego odpowiedniej formy - od początku do końca porusza się powtarzalnie, monotonnie, nijako. I dlatego drobiazgowo poprowadzone i bardzo wyraziste role kobiet-wampów wyraźnie kontrastują z kreacją samego Krawczyka. 

Niektóre sceny (np. z wachlarzami) wiele tracą z uwagi na niepotrzebne dłużyzny. Pomimo świetnych, niezwykle plastycznych kostiumów (Justyna Wiejak) i kilku ciekawych zwrotów akcji, spektakl ten pozostanie w cieniu poprzednich produkcji Teatru Okazjonalnego w wykonaniu Jacka Krawczyka (np. "Helikopter Tanz Streichquartett", "BIO-OBIEKT.INTRO"). 

Szkoda, że przedstawienie o męskim zniewoleniu przez kobiety i zagubieniu w ich świecie pozbawione jest dobrego tańca. Bohater Krawczyka podobnie jak bohater Schulzowski przeżywa wzloty i upadki, nie radzi sobie z presją męskości, nie pasuje do roli dominującego samca. To kapitał na świetny spektakl. Niestety po "Infantce" w pamięci pozostają tylko zimne spojrzenia obu femme fatale i ich długie, długie nogi.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
18 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...