Włoski kompozytor - włoski dyktator

\'Lukrecja Borgia" - reż: Michał Znaniecki - Opera Narodowa w Warszawie

Ta piękna opera zresztą pojawiła się w ostatnich latach także na niektórych polskich scenach. Gościł na nich również zabawny i pełen uroku ,,Don Pasquale\'\', a nie tak dawno ,,Napojem miłosnym\'\' zainaugurowano Festiwal Operowy w Bydgoszczy.

Nawet przysięgły melo- i operoman, chętnie nucący sobie od czasu do czasu tęskną melodię słynnej romanzy Nemorina z opery ,,Napój miłosny\'\', nie zdaje sobie przeważnie sprawy z tego, jak niebywałą popularnością cieszył się ongiś w naszym kraju twórca tego dzieła. Miarą owej popularności może być choćby fakt, że niektóre ze znanych wówczas powszechnie i drukowanych w domowych śpiewnikach polskich pieśni patriotycznych powstały właśnie w oparciu o melodie z oper Gaetana Donizettiego. I tak np. pełen bojowego entuzjazmu ,,Marsz Mierosławskiego\'\' ze słowami ,,Do broni ludy, powstańmy wraz!\'\' to przeniesiony tu żywcem śpiew chóru z opery ,,Łucja z Lammermooru\'\'; z kolei smutna melodia pieśni ,,Zgasły dla nas nadziei promienie\'\', opłakującej klęskę Powstania Styczniowego 1863 r., zaczerpnięta została z opery ,,Lukrecja Borgia\'\'. 

Czy do dziś pozostało coś z owej bezprzykładnej popularności włoskiego mistrza belcanta? Po domach już się raczej nie muzykuje przegrywając na pianinie co celniejsze operowe fragmenty (a kiedyś bywała to bardzo częsta praktyka); kolekcjonerów płytowych nagrań nie ma u nas zbyt wielu, na operowych scenach zaś (nie tylko zresztą w Polsce) pojawia się co najwyżej kilka z siedemdziesięciu aż oper Donizettiego, a i to niezbyt często. Dlaczego? 

Z pewnością nie chodzi tu o brak zainteresowania operowej publiczności, która w ogromnej większości wielbi pełne uroku belcantowe melodie; bardziej istotnym problemem są trudności ze znalezieniem grona wykonawców autentycznie wysokiej klasy, a na dobrą sprawę tylko tacy mają prawo mierzyć się z operami Donizettiego. Tam, gdzie się ich znajdzie, można z pewnością liczyć na żywe zainteresowanie; wyrazistym tego dowodem było choćby szerokie echo, jakim odbiły się w naszym kraju dostępne w kilku miastach bezpośrednie transmisje spektaklu ,,Łucji z Lammermooru\'\' z nowojorskiej Opery Metropolitan, nb. z udziałem dwu świetnych polskich śpiewaków. 

Całkiem zaś świeżo na scenę warszawskiego Teatru Wielkiego weszła nieoglądana tu od 150 z górą lat(!) ,,Lukrecja Borgia\'\' osnuta na tle ponurego dramatu Victora Hugo. I byłby to z pewnością powód do wielkiej radości, zwłaszcza że amerykański dyrygent Will Crutchfield wykazał się tu niepospolitą maestrią, a w gronie solistów co najmniej trojga (Joanna Woś, Agnieszka Rehlis i bardzo dobry włoski bas Marco Vinco) słuchało się ze szczerą satysfakcją. 

Byłby - gdyby nie ,,drobiazg\'\' w postaci faktu, że z woli kierownictwa teatru sceniczny kształt nadał całemu przedstawieniu reżyser, który - jak to się mówiło w starym teatralnym dowcipie - ,,ma pomysły\'\' i w tym przypadku wymyślił sobie, aby akcję opery z historyczną postacią z epoki renesansu w tytule przenieść w wiek XX i czas rodzącego się we Włoszech faszyzmu, a osobę złowrogiego księcia Ferrary (także przecież autentyczną!) upodobnić wręcz do... Benita Mussoliniego. Jakie racje przyświecały p. Michałowi Znanieckiemu i gdzie w muzyce bądź literackiej treści opery znalazł on przykrycie na podobny zabieg - zaiste trudno dojść... 

Pewne jest jednak, że brutalne akcje posłusznej XX-wiecznemu dyktatorowi policji to przykry zgrzyt w zestawieniu z subtelnymi frazami belcantowej muzyki; że trudno uwierzyć w zaproszenie grona proletariackiej młodzieży (w jaką przekształcił reżyser młodych XVI-wiecznych arystokratów) do książęcego pałacu Negroni, na czym opiera się jeden z kluczowych momentów dramatu. Przede wszystkim jednak łatwo było przewidzieć, że faszystowskie mundury i gesty pozdrowienia będą mocno drażnić i zniesmaczać polskich widzów (szczególnie tych starszych, pamiętających czas hitlerowskiej okupacji). A dodajmy jeszcze wyeksponowany wątek gejowski, nieobecny przecież w oryginalnej treści opery... O co w tym wszystkim chodziło? Bo na pewno nie o służebną rolę realizatorów wobec znakomitego dzieła i jego twórcy.

Teresa Grabowska, Józef Kański
Trybuna
12 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia