Wolne Tatry

7. Pałac Teatralny w Warszawie

Co dziś łączy Czechów, Polaków i Słowaków? Oczywiście bardzo wiele. Jesteśmy w Unii Europejskiej, borykamy się z tymi samymi problemami strefy euro (słowackie piwo już nigdy nie będzie takie tanie...), walczymy o dobrobyt, depcząc po piętach europejskim potęgom. Ponadto czujemy wspólnotę kulturową i nawet jesteśmy w stanie dogadać się, mówiąc każdy w swoim języku. Co nieco o sobie wiemy, ale raczej na poziomie stereotypu i popularnych dowcipów lingwistycznych. Mamy wspólne granice, a na granicach góry. Sudety, Karpaty - tu zaczyna się legenda.

Wspólna legenda słowiańskiego Robin Hooda, czyli Janosika, którego historię wzięły na warsztat trzy teatry, polski, słowacki i czeski. A były to: warszawski Teatr Lalka, Stary Teatr Karola Spišáka w Nitrze i Teatr Drak w Hradcu Králové [na zdjęciu scena ze spektaklu]. Każdy z nich zrealizował własną wersję legendy, a następnie, podczas festiwalu Warszawski Pałac Teatralny, artyści dali pokaz łączący wybrane elementy trzech spektakli (wcześniej prezentowany w Nitrze). Międzynarodowy Jánošík Janosik Jánošík jest wart uwagi z jeszcze jednej przyczyny. Inspiracją dla całego przedsięwzięcia był słynny projekt teatralny zrealizowany w 1975 roku przez Teatr Drak, poznański Teatr Marcinek i Teatr Lalek w Bańskiej Bystrzycy. W dzisiejszych czasach współpraca międzynarodowa nikogo nie dziwi, teatrom wręcz wypada brać udział w tego rodzaju wydarzeniach. Wtedy było to coś zupełnie wyjątkowego i nowatorskiego. Wspólny spektakl firmowały znaczące nazwiska: Jan Dvořák, Josef Krofta, Karel Brožek, Wojciech Wieczorkiewicz i Leokadia Serafinowicz. Wówczas każdy teatr opracowywał fragment historii mitycznego zbójnika. Teraz ekipy mierzyły się z całością legendy, z góry wyznaczono jedynie węzły narracji, które miały pomóc połączyć trzy utwory w jedną całość.

Premiera polskiej wersji Janosika odbyła się pod koniec marca. Przedstawienie to zupełnie nowa, autorska produkcja, do realizacji której zaproszono zdolnych i rozpoznawalnych twórców. Tekst napisał Michał Walczak, nadając mu ironiczny podtytuł (choćby w odniesieniu do filmu Agnieszki Holland i Kasi Adamik) Naprawd prawdziwa historia. Scenografię zaprojektował artysta lalkarz Adam Walny. Spektakl wyreżyserował Łukasz Kos. Natomiast choreografię ułożył Jarosław Staniek. Ze spotkania indywidualności wyszła wybuchowa mieszanka. Spektakl dobry, spójny i dynamiczny, którego szczególnym urokiem, udzielającym się publiczności, jest frajda, jaką zdaje się sprawiać wykonawcom. Historię zbudowano na opozycji dwóch bohaterów: Janosika i ścigającego go na zlecenie murgrabiego - Łowcy. O ile jednak Łowca, omotany przez fałszywe wizje murgrabiego i biskupa, w porę odzyskuje moralny pion, Janosik przechodzi drogę odwrotną: od chęci bezinteresownej pomocy biedakom krzywdzonym przez władzę, do samouwielbienia i okrucieństwa. Główną wartością, do której odnoszą się bohaterowie, jest rodzina. Jedyne, czego Łowca nie jest w stanie dla niej zrobić, to dopuścić się zdrady. Janosik rodziny nie ma, bo nie starczyło mu na nią czasu i zaangażowania. Niebieski ptak żyje bez zobowiązań.

Łowca to superbohater masowej wyobraźni, najszybszy, najsprytniejszy, najzwinniejszy.

Uzbrojony po zęby, ubrany w czarnyskórzany płaszcz Neo i kapelusz Indiany Jonesa. Jego bronią jest metaforyczny i dosłowny hak ("a jak!"). Oprócz Indiany przywołuje skojarzenia z bohaterami Matriksa, a z drugiej strony ze szlachetnymi stróżami autorstwa Joanny Niemirskiej sprawia, że Kos wygląda tak, jakby miał ze trzy metry wzrostu. Efekt osiągnięto przy pomocy wielkich gipsowych bicepsów i rozbudowanej klatki piersiowej przymocowanej do ciała aktora oraz wysokiego nakrycia głowy harnasia. Kawał chłopa w skórzanych portkach z rockowym zacięciem wyśpiewuje niektóre kwestie do mikrofonu (kapitalne "Wolne Tatry!"). Janosik w wydaniu Kosa to taki trochę Rysiek Riedel - wielkolud o dobrym sercu, którego zdemoralizowały popularność i hulanki. Co oczywiście prowadzi do tragedii. Zbójca, tym razem pod postacią lalki z surowego drewnianego kloca, zgodnie z legendą - zawiśnie na poślednim ziobrze. W warszawskim przedstawieniu przyczyną tej śmierci są nie tylko knowania murgrabiego, ale także upadek herosa.

Rewelacyjnym pomysłem Walczaka było postawienie u boku Janosika spersonifikowanej Ciupagi. Żadne to dziewczątko z Cepelii, ale ostra pchełka z irokezem na głowie (brawa dla Moniki Babuli, jedynej kobiety w obsadzie spektaklu Kosa). Ciupaga demaskuje harnasia. Wbrew pozorom jej pragnieniem jest normalny dom i rodzina, co nie znajduje zrozumienia u Janosika. Powyższy opis nie brzmi jak historyjka dla dzieci, bo też taką nie jest. Spektaklu raczej nie polecam widzom poniżej dziesiątego roku życia. Za to starsi na pewno będą się świetnie bawić i wyjdą z poczuciem, że teatr może być równie atrakcyjny jak film. A sprawia to z pewnością koncentracja energii na scenie, smak przygody i postaci, którym dużo bliżej do współczesnych idoli niż do Księcia z Kopciuszka.

Efekt pracy trzech zespołów miałam okazję obejrzeć już po zapoznaniu się ze spektaklem warszawskim. Jánošík Janosik Jánošík jest grany zarówno na drewnianym podeście, zwieńczonym konstrukcją z trzech grubych belek (które pod koniec okażą się szubienicą), jak i wokół niego. Aktorzy trzech zespołów od początku są obecni w pobliżu pola gry, więc widzowie nieustannie mają ich na oku. Spektakl na początku toczy się wolnym rytmem, zacina i zgrzyta. Fabuła się klei, ale teatralna robota poznaczona jest grubymi szwami. Ekipy jedna po drugiej odgrywają sceny ze swoich spektakli, ustępując sobie miejsca. Jest to drażniące i razi sztucznością. Poszczególne sceny ogląda się z zaciekawieniem, ale całości brak spójności.

Z czasem mechanizm zaskakuje, trybiki zazębiają się i przedstawienie nabiera tempa. Pojedynczy aktorzy dołączają do działań nie swoich zespołów. Sceny nie następują już sztywno jedna po drugiej, ale płynnie, na zakładkę. Spektakl kończy scena zbiorowa angażująca wszystkich uczestników widowiska. Trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania i doświadczenie reżyserów, że powyższy schemat jest przypadkową niedoróbką. To raczej celowa gra z widzem, który przecież nie musiał wcześniej widzieć wszystkich spektakli - a mógł nie widzieć żadnego. Odbyło się to ze szkodą dla wspólnego przedstawienia, ale pozwoliło zaprezentować trzy ścieżki odczytania jednej legendy. W pierwszej części spektaklu fragmenty wszystkich przedstawień pojawiają się jak motywy muzyczne, które dopiero później stworzą jedną melodię. We wspólnym przedsięwzięciu trzech teatrów, które ma przecież nie tylko wymiar teatralny, ale też socjologiczny, a nawet filozoficzny, nie chodzi o gotowy produkt, ale o konfrontację na poziomie interpretacji wspólnego mitu.

Zespół Teatru Drak wybrał najmniej dosłowny sposób opowiedzenia historii. Zbiorowym bohaterem czeskiego przedstawienia jest grupa turystów udających się na górską wycieczkę śladami Janosika. Obwieszeni aparatami fotograficznymi i regionalnymi pamiątkami, wędrują przez hale z widokiem na majestatyczne góry, zaglądają do Terchovej - miejsca narodzin bohatera i zwiedzają muzeum jego imienia. Spontanicznie odgrywają sceny, o których opowiada im przewodnik. Grupa jest wyraźnie naznaczona narodowo, wszyscy ubrani są w czeskie kolory: biały, niebieski i czerwony. Kiedy jednak przyjrzymy się im dokładniej, zauważymy, że jeden nosi koszulkę z napisem "Hawaii", inny dres z naszywką USA, a kolejny T-shirt ze szwajcarskim krzyżem. Ten prosty, a jednocześnie niezwykle celny zabieg powoduje, że kostiumy stają się nośnikiem wielu znaczeń. Z jednej strony świadczą o otwartości, zakorzenieniu tej małej społeczności w kulturze światowej, z drugiej - o jej powierzchownym patriotyzmie i relatywnym podejściu do kwestii narodowych. W kontekście janosikowego projektu stawiają Czechów w roli obserwatorów, a nie uczestników osobiście przeżywających mit. Jest on dla nich raczej kolejną ciekawą historią, trochę miłosną, trochę folkową, jakich wiele w książkach, w sieci, w telewizji.

Spektakl stawia też diagnozę dotyczącą przemian pokoleniowych. W wędrówkę śladami Janosika wyrusza bowiem wycieczka szkolna, a na jej czele staje nauczyciel - postać siłą rzeczy wyłączona z grupy. Wokół niego unosi się atmosfera lat osiemdziesiątych, to człowiek sprzed wielkich przemian. Jego ubiór, utrzymany w tej samej kolorystyce co inne kostiumy, pozbawiony jest nadruków i emblematów, a jednak wiele mówi o swoim właścicielu. Lustrując od dołu: białe pepegi, podciągnięte niemal pod pachy i karykaturalnie wydłużające nogi spodnie, pulower, muszka, a na głowie rożek z płóciennej chustki do nosa. Jako jedyny głęboko angażuje się w historię, którą sam opowiada. W czeskiej wersji na scenie nie pojawia się Janosik, jego metaforycznym wcieleniem bywa przedpotopowy nauczyciel. Czesi podeszli do zadania najbardziej innowacyjnie, a pomysł ogrania tematu dał im łatwą możliwość włączania się - w roli obserwatorów - w działania pozostałych grup.

Słowacka interpretacja historii Janosika ma kształt tradycyjnej narracji o wydźwięku lirycznym. Janosik jest w niej przedstawiony jako słowacki bohater narodowy, choć fragmenty spektaklu Ondreja Spišáka ani trochę nie pachną szkolną akademią. Słowacy, podobnie jak autorzy polskiego przedstawienia, wydobyli wątek upadku bohatera, ale ich historia, mimo aury bajkowości, jest najbardziej ze wszystkich trzech osadzona w konkretnych realiach. Rzecz dzieje się w państwie Habsburgów, a przeciwnikami Janosika są umundurowani hajducy. Bohater z Terchovej tańczy z rusałkami, ale już w następnej scenie znajduje się w karczmie, z namacalnym stołem, kuflem i ścierką. Tu na każdym kroku czuje się, że opowieść o Janosiku jest częścią narodowego mitu Słowaków. W scenie z wędrownym kukiełkowym teatrzykiem, niejako w kontrze do żartobliwych polskich "Wolnych Tatr!" pada okrzyk: "Wolna Słowacja!". Powagi przedstawieniu dodaje rozszczepienie osoby Janosika na dwie postaci: chłopaka hulaki występującego w ciągu zdarzeń fabularnych i ducha, komentatora ubranego w strój przypominający białą sutannę. Słowacki spektakl, a jednocześnie całe trójnarodowe przedstawienie, puentuje scena modlitwy przed ikoną, w typie Pantokratora, przedstawiającą Janosika - pokaz ludowej pobożności, żarliwej, lecz zdobnej w plastikowe kwiaty. Aby nie było zbyt patetycznie, należy wspomnieć, że słowackie przedstawienie ma charakter muzyczny, z songami śpiewanymi z musicalową werwą. Nie brak w nim też pikantnego humoru, jak w scenie uwodzenia przez Janosika kolejnych dziewcząt, w której dwuznaczną funkcję pełni góralska trombita, a kobiety są obdarowywane piernikowymi sercami.

W kontekście prezentacji czeskiej i słowackiej spektakl Łukasza Kosa należy odczytywać jako historię o bohaterze masowej wyobraźni, ukształtowanej przez przesławny serial z Markiem Perepeczką w roli tytułowej. Janosik Walczaka i Kosa nie jest wyzwolicielem gór ani obowiązkową atrakcją na wakacyjnej trasie, ale superbohaterem, takim jak Batman czy Superman. Jest postacią porywającą i ekscytującą, która angażuje bardziej emocje niż umysł. Mimo trudnych do ukrycia przewinień i błędów bohatera widz zawsze będzie stał po jego stronie. Choć przedstawienie rozgrywane jest w żywym planie, nie należy zapominać, że zrealizowały je teatry przyznające się do tradycji lalkowej. Dlatego na koniec kilka słów o formach plastycznych. W ramach całej konstrukcji pojawiają się one jak inkrustacja mebla. W spektaklu Teatru Lalka życiorys Janosika odegrany jest przy pomocy płaskich i schematycznych tekturowych lalek w oknie przenośnej sceny parawanowej. Słowacy prezentują wspomniany już teatrzyk lalkowy, który pojawia się tu na zasadzie jarmarcznej atrakcji. Charakterystyczne jest spotkanie Janosika z opętującymi go rusałkami. Dziewczyny mają na głowach wieńce z elektrycznych lampeczek, a pokusy serwowane bohaterowi wyrażają lalkami Barbie. Czesi, zgodnie ze swym lalkarskim powołaniem, ogrywają przedmioty (ciupaga, torba, chusta) i własne ciała, komponując z nich układy odpowiadające danym momentom z życiorysu Janosika. Na pytanie, czy realizacja projektów takich jak Jánošík Janosik Jánošík ma sens, odpowiadam twierdząco. Nie dla osiągnięcia efektu w postaci skończonego i odkrywczego dzieła, ale dla autentycznego spotkania twórców, których cieszy wspólna praca. Świadków tego międzynarodowego przedsięwzięcia też.

Rewelacyjnym pomysłem Walczaka było postawienie u boku Janosika spersonifikowanej Ciupagi. Żadne to dziewczątko z Cepelii, ale ostra pchełka z irokezem na głowie.

Magdalena Foks - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, studiowała historię sztuki na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorantka Instytutu Sztuki PAN. Publikuje w kwartalniku "Teatr Lalek".

Magdalena Foks
"Teatr"
23 września 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...