Wspomnień Zaora dawka dziś spora

"Teraz pora na Zaora. Opowieści starego aktora" - Ryszard Zaorski

W swojej pamięci przechował Ryszard Zaorski dziesiątki faktów i anegdot o artystach teatru, którzy po zejściu ze sceny powoli popadliby w zapomnienie, gdyby ich Rysio nie wspominał przy każdej okazji. Wiele tych opowieści zalazło się teraz w jego książce "Pora na Zaora. Opowieści starego aktora", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego "Śląsk"

Był taki czas, że jeśli człowiek chciał spotkać Ryszarda Zaorskiego, to po prostu wychodził na jakąkolwiek katowicką ulicę, sekundę czekał i... Rysio wyrastał spod ziemi. Przez lata zachodziliśmy w głowę, skąd ten popularny aktor Teatru Śląskiego wie, gdzie (i kiedy) jest potrzebny, a przede wszystkim, jak to robi, że w tym samym czasie można go spotkać w różnych zakątkach miasta. 

- Bo ja mam w głowie taki radar, nastawiony na spotykanie fajnych ludzi - odpowiadał na zaczepki drobnym pochlebstwem, nie zdradzając jednak swojej tajemnicy do końca.

A rzecz jest prosta. Po pierwsze Rysio Zaorski (niech się znajdzie ktoś znajomy, z kim nie byłby po imieniu!) lubi być duszą towarzystwa. Po drugie - wyznaje zasadę: im więcej wokół mnie przyjaciół, tym świat jest ciekawszy.

Ach, ubrać się w szaty biskupa...

W swojej pamięci przechował Ryszard Zaorski dziesiątki faktów i anegdot o artystach teatru, którzy po zejściu ze sceny powoli popadliby w zapomnienie, gdyby ich Rysio nie wspominał przy każdej okazji. Wiele tych opowieści zalazło się teraz w jego książce "Pora na Zaora. Opowieści starego aktora", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego "Śląsk". Jeśli chcecie wiedzieć, jak barwne życie miał jej autor i dlaczego - choć Kresowianin z pochodzenia - stał się niezbywalnym "elementem" śląskiego krajobrazu artystycznego, sięgnijcie po te 200 stron wspomnień. Dobra lektura na jesienne wieczory. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o nim samym. O Ryszardzie Zaorskim, który wcale nie planował zostać aktorem, tylko lekarzem, ale któremu los chyba jednak przeznaczył scenę, skoro urodził się 27 marca, a to jest data Międzynarodowego Dnia Teatru. Wprawdzie on urodził się w 1928 roku, a święto ustanowiono w roku... 1961, ale to chyba jeszcze bardziej wzmacnia wymowę tego faktu, no nie?!

Urodził się zaś Ryszard Zaorski we Lwowie i do dziś, choć ma przecież po osiemdziesiątce, fantastycznie posługuje się gwarą rodzinnego miasta. A przecież długo w nim nie pomieszkał; jakieś trzy miesiące.

Jako syn wojskowego mieszkał natomiast tam, gdzie akurat ojciec stacjonował. Aktor żartuje, że to było jego pierwsze tournee. Może nie teatralne (choć już jako malec strasznie chciał się przebierać za biskupa, którego zobaczył w katedrze wŁucku), ale jednak... Bo się potem po różnych teatrach zdrowo nawędrował.

Nocleg na Plantach? Łomnicki protestuje!

Jako nastolatek Ryszard Zaorski brał udział wpowstaniu warszawskim, a działalność w Szarych Sze-regach sprawiła, że harcerstwu pozostał wierny do dziś.

Koniec wojny, choć tak wyczekiwany, przyniósł mu jednak zmartwienia w życiu prywatnym. Po zdaniu egzaminów na dwie krakowskie uczelnie: na studia aktorskie i na medycynę, nagle musiał zmierzyć się z... bezdomnością. Gdy zmarli rodzice, zwyczajnie nie miał gdzie mieszkać, więc zimą sypiał na dworcu kolejowym, a nawet w kościołach, a latem na ławce, na krakowskich Plantach. Na tej ławce znalazł go kiedyś Tadeusz Łomnicki, kolega z teatralnej uczelni, a potem przyjaciel do końca życia, który wtedy zarządził: teraz będziesz, Ryszard, moim sublokatorem.

Łączyło ich aktorstwo i podobne poczucie humoru. Zaorski wspomina: "Mam piękne zdjęcie z Tadeuszem. Zrobione w Łodzi. Obaj siedzimy na słoniu!".

O rany! Teraz pora na nestora?

Na teatralną scenę wszedł Ryszard Zaorski już na II roku studiów, ale za debiut uważa rolę Walusia w "Romansie z wodewilu", którą zagrał w 1950 r. No, a potem, to już poszłooo... Najpierw sceny krakowskie, a potem Katowice (z przerwą na Warszawę, Bielsko-Białą i Sosnowiec), w których nie tylko zamieszkał, ale w których stał się jednym z najbardziej lubianych, cenionych i rozpoznawalnych aktorów Teatru Śląskiego.

 Zagrał ponad trzysta ról i w tym wirze artystycznym nawet nie zauważył, kiedy... dorobił się miana nestora. Ale pełni ją dzielnie. I, jak zwykle, z poczuciem humoru. To ono ("po warunkach", jak mówi się w teatrze) przyczyniło się do tego, że obsadzany był głównie w rolach komediowych. W pamięci widzów zapisał się jednak także postaciami smutnie tragicznymi, rolami ludzi niespełnionych i pełnych wątpliwości. Wiele z nich wraca teraz do Rysia we wspomnieniach. Aktorem się przecież jest, a nie tylko bywa.

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
20 października 2012
Portrety
Aniela Zagórska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia