Wszystkie stany ciała

"Station de Corps" - reż: Tomasz Bazan - Teatr Maat

"Tańczę tutaj dla Ciebie. To moja stacja. Jestem pewien, że istnieje możliwość spotkania się na tej stacji. Na tej stacji jest tylko jedna zasada: musisz udowodnić, że tańczysz dla mnie". Spektakl Teatru Maat Projekt "Station de Corps", zaprezentowany we Wrocławiu w ramach projektu Wibracje Taneczne, ukazuje ciało jako pojemnik na emocje, jedyne narzędzie międzyludzkiego kontaktu, który naznaczony jest ryzykiem nieakceptacji.

Pojawiający się na scenie tancerz (Tomasz Bazan, reżyser i choreograf), zapowiada, że jego taniec będzie próbą nawiązania dialogu z drugą osobą, ekspresją osobowości ze wszystkimi jej niedoskonałościami. Ruch jest wyrazem „ja” granej przez niego postaci, poszukiwaniem aprobaty nieobecnego „ty”. W pierwszych chwilach tancerz, wędrując wokół sceny, opanowuje przestrzeń wokół siebie, bierze ją w posiadanie. Raz po raz przyjmuje postawę wyprostowaną z wyciągniętymi wzdłuż tułowia rękami, otwiera dłonie, mówiąc jakby: „oto ja, pokazuję się tobie w prawdzie”. Na uznanie zasługuje zwłaszcza precyzja jego ruchu, ukazywanie piękna i sprężystości ludzkiego ciała, szczególnie w scenie, w której artysta, siedząc na krześle, wprawia dłonie i ramiona w płynny, subtelny taniec. Jego ciało staje się także membraną, rezonującym instrumentem, z którego wydobywa się dźwięki przez uderzenia w klatkę piersiową i twarz.

Wyraźne wejście w dialog z „ty”, odmiennym, tajemniczym, a przez to pięknym, następuje w momencie, gdy na scenę wkracza kobieta (Patrycja Płanik). Damsko-męska wymiana tanecznych „zdań” pełna jest dramatyzmu i nieporozumień. Mężczyzna prezentuje swoje fizyczne możliwości wybrance, niczym paw stroszący ogon. Kobieta wydaje się niewrażliwa na jego awanse, prosząc śpiewnie „pocałuj mnie”. Pocałunek przypomina jednak bardziej walkę niż wymianę czułości, staje się wyrazem agresji, podkreśla różnice oczekiwań bohaterów i symbolizuje ich egzystencjalną samotność.

Kiedy Bazan znów zostaje sam na scenie, dramatycznie woła w przestrzeń: „pomóż mi!”. W odpowiedzi na jego wezwanie, pojawia się, początkowo jako siedzący w milczeniu obserwator, drugi mężczyzna (Paweł Korbus). Razem wykonują iście akrobatyczny taniec, który opiera się na wymianie sił: ten, kto potrzebuje wsparcia, otrzymuje je (Bazan zawisa na ramionach Korbusa w nienaturalnych pozach, jakby poszukując nowych możliwości ruchu swojego ciała).

Dialogiczność spektaklu znajduje swoją pełnię w finale, gdy ponownie na scenę wkracza kobieta. Tym razem jednak imituje ruchy mężczyzny, wprowadzając motyw zrozumienia, otwarcia „ja” na potrzeby „ty”. Mężczyzna obserwuje ją jakby z niedowierzaniem, ich jedność zostaje wzięta w nawias, zawieszona w próżni niepewności.

„Station de Corps” to przedsięwzięcie niewątpliwie ciekawe, lecz wywołujące w widzu poczucie niedosytu. Obok pięknych, lirycznych scen, prezentuje bowiem dłużące się sekwencje ruchów, które zdają się nie wnosić nowych treści. Pewien dysonans poznawczy wprowadza też agresywny dźwięk (huk głośników, zmutowany śpiew ptaka) i jaskrawe żółte światło. Poetyckość rozważań nad istotą międzyludzkiego dialogu gubi się chwilami w niepotrzebnym nagromadzeniu scenicznych efektów.

Istotą spektaklu jest wyrażanie osobowości i emocji przez ruch. I to właśnie ascetyczne, pozbawione słowa, muzyki i ostrego światła, początkowe sceny oddziałują na widza najmocniej. Pokazują bowiem możliwości ludzkiego ciała i jego ograniczenia. Zaś siłą przedstawienia okazuje się swoista metaforyczność, ukazywana w opozycji do męczącej dosłowności.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
24 października 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia