Wszystko jak z bajki

„Czarodziejski flet" - komp. Wolfgang Amadeusz Mozart - reż. Suzanne Andrade, Barrie Kosky - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

W Czarodziejskim flecie w inscenizacji Barrie Kosky'ego wszystko jest jak z bajki, a każdy pomysł świadczy o gigantycznym poczuciu humoru reżysera, który musiał świetnie się bawić przy muzyce Wolfganga Amadeusza Mozarta. Gdy rozsuwa się czerwona kurtyna, widz dostrzega tylko biały ekran, na którym zaraz rozpoczynają się harce – reżyser z fantazją będzie żonglował, w rytm muzyki Mozarta, elementami kina niemego, slapstickowej komedii i kreskówki.

Współtwórcy tego przedstawienia – Suzanne Andrade i Paul Barritt z zespołu „1927" – połączyli filmową animację z teatrem żywego planu. Efekt jest olśniewający. Oto Papageno, ten rubaszny prostaczek, tutaj przedstawiony jako smutny klown w typie Bustera Keatona, upija się w towarzystwie różowych słoni trąbiących koktajle z wąskich kieliszków. Królowa Nocy jest wielkim pająkiem, Monostatos pojawia się jako blady wampir w kostiumie hrabiego Drakuli, a Pamina nosi czarną perukę z grzywką, co upodobnia ją do aktorki i tancerki Louise Brooks, gwiazdy kina niemego.

Być może swoją feeryczną wyobraźnię Barrie Kosky zawdzięcza pochodzeniu – samego siebie nazywa „koktajlem wschodnioeuropejskim" ze względu na żydowskie, białoruskie, rosyjskie, polskie i węgierskie korzenie. Chętnie też przyznaje się do młodzieńczej fascynacji teatrem Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora, o których dowiedział się, studiując w latach 80. XX wieku na Uniwersytecie w Melbourne.

Oglądając jego Czarodziejski flet, widz może odnieść wrażenie, że oto cofa się do początków historii kina, kiedy miejsca, w których wyświetlano krótkie filmy mieszczące się tylko na jednej rolce nazywano z amerykańska kinoteatrami (movie theater), a celem było dostarczenie widzom prostej rozrywki. Właśnie na tej płaszczyźnie inscenizatorski pomysł Barrie Kosky'ego, przy całym swoim wyrafinowaniu, zaczyna się rymować z charakterem Czarodziejskiego fletu Mozarta – dziś postrzeganego jako arcydzieło kultury elitarnej, a napisanego przecież w formie wesołej śpiewogry (singspiel) dla ludowego Theater auf der Wieden na przedmieściach Wiednia, dokąd chadzała publiczność o niewyszukanym guście.

Mozart napisał Czarodziejski flet na zamówienie dyrektora tego teatru, zarazem swojego przyjaciela Emanuela Schikanedera, z którym współpracował już wcześniej, nie spodziewał się jednak aż tak wielkiego sukcesu. 30 września 1791 roku dyrygował premierą Czarodziejskiego fletu od klawesynu. Utwór został przyjęty entuzjastycznie, grano go przez cały październik roku 1791, a niektóre fragmenty bisowano, o czym z radością donosił kompozytor w listach do żony Konstancji. Nim minął rok, Czarodziejski flet przekroczył sto przedstawień w samym Wiedniu, a potem rozjeździł się po całej Europie, trafiając również do Teatru Narodowego w Warszawie, w dwa lata po wiedeńskiej premierze.

„Na pierwszy rzut oka akcja singspielu wydaje się dość chaotyczna. Musimy przyjąć, iż rządzi się ona innego rodzaju logiką, nie mającą nic wspólnego ze światem ludzi dorosłych i jego racjonalnością, Jesteśmy bowiem w krainie baśni" – pisze Guy Wagner, autor książki Brat Mozart o wątkach masońskich w muzyce Wolfganga Amadeusza.

Przez lata zadawano sobie pytanie, o co chodzi w tej erupcji pure nonsensu, jakim jest libretto Schikanedera. Jakkolwiek zagmatwane by się wydawało, jego wielką zaletą okazała się otwartość na przeróżne interpretacje.

W ujęciu Barrie Kosky'ego jest to niezwykle logiczna, a przy tym przesiąknięta fantazją opowieść o lęku przed samotnością i o tym, że nikt nie powinien być sam. Warszawski spektakl to przeniesienie słynnej już i pokazywanej w wielu krajach inscenizacji z Komische Oper w Berlinie (premiera w 2012 roku) – Kosky jest dyrektorem naczelnym i artystycznym tego teatru.

(-)
Teatr Wielki - Opera Narodowa
30 stycznia 2023

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia