Wszystko przez to zezowate szczęście

"Piszczyk" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr Polski w Poznaniu - VI Europejskie Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi

Jan Piszczyk - bohater filmów Munka i Kotkowskiego powraca. Piotr Ratajczak wraz z dramaturgiem Piotrem Rowickim i Janem Czaplińskim stworzyli człowieka-symbol. Ratajczak przybył ze stolicy teatru angażującego - Wałbrzycha i wyreżyserował quasi-komiczną i ironiczną opowieść o nas - Polakach. Wszystko co nas boli i nam przeszkadza to Jan Piszczyk. Jest równocześnie ojcem i synem, tworzycielem i burzycielem. To taki ktoś, kogo można opisać wszystkimi lub żadnymi określeniami. Nie ma poglądów, a w wydarzenia wplątuje się przypadkiem, za sprawą, jak to określa, "zezowatego szczęścia".

Spektakl tworzą pojedyncze migawki z różnych momentów najnowszej historii Polski. Widzimy zatem kształtującą się "Solidarność", pierwsze wolne wybory, ostatni zjazd PZPR, otwarcie pierwszej giełdy, powstanie McDonaldów, blokady dróg, pierwsze utwory disco-polo, tworzenie się ruchu feministycznego i wreszcie powstanie firmy, wyszukującej sobowtórów znanych postaci. Wśród kandydatów na Chucków Norrisów (zabawna aluzja do reklamy banku, w którym występuje Chuck Norris i Łukasz Chruszcz, wcielający się w Piszczyka), nie brakuje także osób, które chcą być Janem Piszczykiem, co wyprowadza bohatera z równowagi. Jedynym słowem mamy miks polityczno - pop-kulturowy.

Wydarzenia nie są prezentowane chronologicznie. Istotne jest to, że wszędzie pojawia się, a jakże, Jan Piszczyk - człowiek, który nie szuka rozgłosu. Chciałby się schować przed światem i normalnie żyć, ale musi codziennie mierzyć się z nowymi sprawami, o których nie ma i nie chce mieć pojęcia. Nawet w klasztorze nie może zaznać spokoju, bo musi odzyskiwać kościelne majątki. Wszystkie popełniane przez niego błędy są mu jednak wybaczane, gdyż jest to figura, wzbudzająca raczej uśmiech czy politowanie, a nie złość.

Żeby odnaleźć się w świecie Piszczyk posługuje się usłyszanymi sloganami i cytatami. Jest konformistą. Najsłynniejsze jego hasło to: Na Kowno! Motyw zaczerpnięty z filmu Munka "Zezowate szczęście" w przedstawionych przez Ratajczaka realiach wyraźnie zgrzyta. Jeszcze dobitniej podkreślona więc zostaje nieświadomość, wręcz głupota tytułowego bohatera. Piszczyk płynie z prądem, kolejno zmieniając partie polityczne i życiowe zajęcia. Zna go wiele osób, ale każdy ma o nim inne zdanie, nikt nie wie, kim on jest naprawdę. Wyrasta na figurę średniowiecznego Everymana.

Jak na moralitet przystało, końcowa scena daje "nadzieję". Oto bohaterowie mają wizję świata bez PISzczyka. Jest to utopijna wizja Polski, krainy mlekiem i miodem płynącej. Rydzyk pracuje z Michnikiem, samoloty latają do Wałbrzycha, wszędzie są autostrady, a Niemcy pożyczają od nas pieniądze. I jeszcze sprawa Smoleńska, w którym na szczęście nikt nie ucierpiał, "bo co by to było, gdyby ktoś zginął?" - pyta jedna z aktorek.

Polska jest krajem tak szczęśliwym, że aż nudnym. Może wiec powinniśmy cieszyć się, że mamy swoich PISzczyków? Do dobrobytu daleko, ale jest przynajmniej ciekawie, chociaż nie zawsze wesoło. Jedno jest pewne - "Piszczyk" to obok "Balladyny" najlepsza premiera sezonu 2012/2013 w Teatrze Polskim.

Aleksandra Skorupa
Teatr dla Was
28 maja 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia