Wszystko wreszcie na swoim miejscu
"Regulamin pracy" autorstwa Roberta Bolesty wywołał burzę"Regulamin pracy" autorstwa Roberta Bolesty wywołał w polskim środowisku teatralnym burzę, jakiej nie było chyba od czasu dyskusji wokół "Oczyszczonych" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Jedni - jak Tomasz Mościcki - potępiali kierownika literackiego w czambuł, inni - jak poeta i krytyk literacki Zdzisław Jaskuła - bagatelizowali całą sprawę, pisząc o "trywialnych gryzmołach" i stwierdzając, że potrzeba nam "więcej zdrowego dystansu i choć odrobiny poczucia humoru".
Nie był to jednak chyba jedynie szczeniacki wybryk, skoro najpierw z pracy wyrzucono samego Bolestę, później zaś rezygnację złożył jego przełożony Remigiusz Brzyk. Z teatru odszedł również reżyser Łukasz Kos. Najsmutniejsze, że żadnych decyzji, związanych z przyszłością wszystkich trzech panów, nie potrafiła podjąć Rada Artystyczna Powszechnego, w której zasiadają m. in. Kazimierz Kaczor i Zbigniew Zapasiewicz. Kto jak kto, ale ten ostatni na pewno ma w tym teatrze coś do powiedzenia.
Cała sprawa zaczęła się jednak nie w momencie, gdy pan Bolesta wywiesił na ścianie w swoim gabinecie ów "regulamin pracy". Mało tego - nawet nie wtedy, gdy odczytał treść kartki na głos zgromadzonym aktorom, wśród których była również Mirosława Dubrawska, wdowa po Zygmuncie Hübnerze. Kierownik literacki pokazał, jak szanuje mistrzów, już na etapie powstawania owego tekstu. Pisząc swój "manifest", Bolesta nie tylko użył języka nie licującego z pełnioną przez siebie funkcją. Nie tylko udowodnił, że ma za nic aktora, reżysera, felietonistę, autora słynnej "Modlitwy", człowieka, za dyrekcji którego wystawiono m. in. "Sprawę Dantona", "Lot nad kukułczym gniazdem" czy "Garderobianego"". Ów kierownik literacki nie tylko pokazał, że obca jest mu zasada "o zmarłych albo dobrze albo w ogóle". Najbardziej niesprawiedliwe jest to, że Bolesta - 29 - letni absolwent technikum elektrycznego, niedoszły inżynier materiałowy i kiepski dramaturg - stwierdził, że należy "pierdolić" człowieka bardzo dobrze wychowanego w niezwykle kulturalnym domu, z którego wyniósł szacunek dla ludzi starszych (Hübner nigdy nie obraził starszego aktora).
Wyrzucenie z pracy Bolesty nie było niezbędne. Przecież wystarczyło, by w miejscu, w którym do niedawna wisiał jeszcze ów "regulamin pracy" - tj. nad biurkiem kierownika literackiego - powiesić "Pochwałę miernoty" autorstwa Hübnera, albo chociaż tylko jej fragment: "Naprawdę groźna jest miernota, świadoma swej miernoty, obarczona kompleksem miernoty. Ta potrafi być agresywna, zawistna, pamiętliwa. Aby wyróść ponad własną nijakość, musi wpierw zdeptać lepszych, zdolniejszych".
Wtedy wreszcie wszystko byłoby na swoim miejscu.