Wszystko zawsze zależy od chwili
rozmowa z Koriną KordovąRozmowa z Koriną Kordovą, tancerką Śląskiego Teatru Tańca
Marta Ławrowska / Ad Spectatores: Czy możesz powiedzieć kilka słów o Laboratorium Choreograficznym?
Korina Kordova: Laboratorium powstało z inicjatywy Sylwii Hefczyńskiej, która zdecydowała się zrobić coś swojego, za zgodą Jacka Łumińskiego oczywiście. Każdy z członków zrobił jakiś spektakl np. "Przenikanie" Sylwii. Potem Jacek zdecydował się powołać Laboratorium ponieważ nie miało ono nic wspólnego z naszą codzienną pracą. Mogliśmy realizować swoje pomysły przy technicznym wsparciu Teatru Tańca. Na pracę w Laboratorium poświęcamy swój wolny czas, gdyż na co dzień pracujemy z Jackiem.
Sztuka "Karolina" jest pierwszym spektaklem, który zrealizowałaś samodzielnie. Czy możesz nam coś o nim powiedzieć?
K. K: To, co najwspanialsze w tej sztuce, to fakt, że po prostu się przytrafiła. To było dość trudne zadanie, zwłaszcza, że bardzo krytycznie podchodzę do swojej własnej pracy. Najgorsze są początki. Zaczęło się od tego, że poproszono mnie o przygotowanie dwóch krótkich układów do muzyki Krzysztofa Wołka, polskiego kompozytora mieszkającego w Stanach. Te dwa fragmenty zostały zaprezentowane na V Festiwalu Muzyki Nowej. Potem pojawił się pomysł, abym na tej podstawie zrealizowała swoją sztukę. Tworzenie całego spektaklu nie polegało na robieniu collage\'u z dwóch gotowych części. "Karolina" trwa około półtorej godziny. Na początku myślałam, żeby pracować z doradcą. Ostatecznie poradziłam sobie sama. Co ciekawe, spektakl premierowy trwał krócej, niż w trakcie przygotowań. Po prostu, w międzyczasie, zmieniłam kilka rzeczy. Wydaje mi się, że "Karolina" jest ciągle w trakcie przygotowywania, stale ulega przemianom. Wszystko zależy od dnia. Dziś wieczorem mamy spektakl, a ja zastanawiam się jak będzie wyglądał, ponieważ niektóre decyzje podejmuję w ostatniej chwili. Po premierze słyszałam od publiczności, że nie rozumieją tej historii, a ja odpowiadałam, że tam nie ma żadnej historii. Tutaj widzowie przyzwyczajeni są do linearnego rozwoju akcji. Oczywiście w "Karolinie" jest fabuła, ale nie rozwija się w sposób linearny. Chciałam zostawić wolną przestrzeń, którą mogłaby wypełnić wyobraźnia widzów. Ja pokazuję jakiś kierunek, ale nie prowadzę publiczności do końca. Dzisiaj będzie ciekawie, bo po raz pierwszy wystawiam "Karolinę" przed międzynarodową publicznością.
Pochodzisz z Brazylii. Czy w "Karolinie" zobaczymy jakieś brazylijskie wpływy: muzyczne, ruchowe?
K.K: Nie, raczej nie. Przede wszystkim dlatego, że muzykę skomponował Krzysztof Wołek. Może ludzie dostrzegą coś, co wyda im się bardzo brazylijskie, ale na pewno nie będzie to wynikiem jakieś koncepcji, może po prostu mam to w ciele...
Odwiedziłaś już USA i Holandię. Studiowałaś, uczyłaś się od znanych tancerzy, choreografów, a co sprawiło, że zostałaś w Polsce?
K.K: Wszystko zawsze zależy od chwili. Kontrakt tutaj, w Bytomiu, pojawił się w odpowiednim momencie. Szukałam czegoś nowego, co będzie dawało mi radość i na czym będę mogła się skupić. Wiedziałam, że Jacek wypracował swój własny styl pracy, byłam pod wrażeniem tancerzy, których spotkałam i pomyślałam, że to będzie coś interesującego. Oczywiście, bałam się przeprowadzić do Polski. Nigdy wcześniej nie byłam tutaj nawet jako turystka. Przyjechałam w środku sezonu, to był styczeń. Nie byłam przyzwyczajona do tak niskich temperatur, do jedzenia, ale z czasem przywykłam i nie mogłam wyjechać.
Spotkałaś na swojej drodze wielu ludzi, od których mogłaś się uczyć. Zastanawiam się czy wykorzystujesz to, czego się nauczyłaś na własny użytek. Czy wyznaczyłaś sobie jakiś tor, którym chcesz podążać, czy też po prostu uczysz się i czekasz co z tego wyniknie?
K.K: Myślę, że człowiek wyobraża sobie jak to będzie, kiedy zacznie pracę nad swoimi pomysłami, a ja właśnie zaczynam. Wykorzystuję rzeczy, których się nauczyłam tutaj w Polsce, chociażby dlatego, że uczyłam się od Jacka. Przełamałam się jeśli chodzi o wykorzystywanie w pracy mojego głosu. Lubię także improwizować.