Wybitne spektakle na scenie PWST

"Pływalnia" - Teatr PWST

W codziennej pracy recenzenta zdarzają się sytuacje mniej oczywiste. Spektakle nie najlepiej przyjęte w dniu premiery, w miarę upływu czasu nie pozwalają salwować się ucieczką pamięci, zostają. Takim właśnie przedstawieniem jest dla mnie "Pływalnia" według Larsa Norena, dyplomowy spektakl Krystiana Lupy zrealizowany ze studentami IV roku Wydziału Aktorskiego PWST.

Nie pamiętam, kiedy krakowscy studenci mieli szansę na tak fantastyczny zawodowy start. Udane spektakle ginęły w powodzi propozycji artystycznie miernych. Tymczasem w tym roku wszystkie spektakle szkolne PWST stały się wydarzeniami deklasującymi większość profesjonalnych przedstawień w Krakowie. Najpierw "Ufo. Kontakt" Iwana Wyrypajewa, intrygujący "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem" w reżyserii Krzysztofa Globisza, "Jak wam się podoba" Pawła Miśkiewicza, wreszcie najlepszy od wielu lat spektakl Wojciecha Kościelniaka "Niech no tylko zakwitną jabłonie" według Osieckiej, z porywającą przyszłą gwiazdą kina i teatru Martą Mazurek.

Na tak ciekawym tle "Pływalnia" Lupy w pierwszej chwili wydaje się jedynie artystowskim ekscesem, mimo to jestem przekonany, że gdy za kilka lat będę wspominał dyplomy w PWST, właśnie "Pływalnia" zostanie we mnie najdłużej. Nie zgadzam się, że nie ma już tamtego Lupy, jak chóralnie piszą recenzenci. Lunatyczny sen bohaterów jego legendarnych przedstawień funkcjonuje tutaj na innych zasadach, ale wciąż jest obecny.

"Pływalnia" oznacza trwanie. Basen jest nieczynny, stacjonują w nim urodziwe wyrzutki z Lupowego "azylu". Jeżeli całość twórczości Krystiana Lupy z pewnymi oporami można etykietować jako życie snem, to bohaterowie szkolnego spektaklu śnią w krzyku, w narcystycznych zwidach, w przerażeniu. Studenci Wydziału Aktorskiego PWST - zwłaszcza zjawiskowy Bartłomiej Kotschedoff oraz dwie utalentowane dziewczyny - Aleksandra Pisula i Sandra Staniszewska - są modnie ubrani i uczesani, wyglądają jak idealni klienci lokalu "Charlotte", ale pięknie kłamią: wcielając się w narkomanów, abnegatów i wyrzutków. Ich ciuchy są tylko teatralnymi rekwizytami, a miny i wspomnienia (nieraz traumatyczne) wzruszeniami przejętymi z literatury, komiksów, z własnej lub cudzej egzaltacji. Aktorzy stają przed nami, zbliżenia ich twarzy oglądamy także z projekcji wideo, mówią niedbale, ponieważ według Lupy potoczystość tak zwanego języka scenicznego jest kłamstwem w państwie teatralnej umowy. Są fascynujący i odpychający, lojalni wobec mistrza i samotni na scenie. Lupa rozpalił w nich marzenia, zaprosił do własnego świata. Teraz będą musieli odkryć własny.

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
29 maja 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia