Wybrzeże różnorodności

8. Festiwal Wybrzeże Sztuki

Relacja z gdańskiego przeglądu teatralnego Wybrzeże Sztuki. Jak można opisać przegląd teatralny, na który składają się spektakle tak różnorodne, że niemal niemożliwe jest ich porównywanie? Całe szczęście, że „Wybrzeże Sztuki" nie jest konkursem, ponieważ jurorzy mieliby ogromny problem z wyborem najlepszej sztuki. Każda z zaprezentowanych w Gdańsku inscenizacji należy bowiem do zupełnie oddzielnej kategorii teatralnej.

VIII edycję przeglądu „Wybrzeże Sztuki" otworzył „Koncert życzeń" Teatru Łaźnia Nowa i TR Warszawa, na podstawie sztuki Franza Xavera Kroetza. Danuta Stenka, jedyna aktorka spektaklu, nie wypowiada w sztuce ani jednego słowa. Materia spektaklu to życie samotnej kobiety. Stojąca wokół mieszkania widownia wystawiona zostaje na próbę – nie dość, że trzeba stać, to jeszcze musimy oglądać żmudne czynności, które kobieta wykonuje po powrocie z pracy do domu. Tutaj dopiero uwidacznia się, jak bardzo czynności, (które znamy przecież doskonale) są śmieszne i mało znaczące. Jednak po chwili śmiechu przychodzi smutna konstatacja – z tych miałkich gestów składa się większość naszego życia. Sceny uniesień, wielkiego szczęścia czy smutku, zdrady, przełomy – które na scenie widzimy najczęściej, zdarzają się nam niezwykle rzadko. Okazuje się, że większość tego, co robimy, to jest zwyczajne nic. Bycie człowiekiem jest brzydkie, mało wzniosłe czy fascynujące. Spektakl ten jest jednak raczej eksperymentem scenicznym, czymś czego nie sposób powtórzyć z sukcesem, a w dłuższej perspektywie męczy – pomimo świetnej oczywiście gry Danuty Stenki.

Kolejnym spektaklem, jaki trójmiejska publiczność miała okazję zobaczyć, był „Wróg ludu" Ibsena z Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Jan Klata jak zwykle nie zawiódł i trzymał widownię w napięciu od samego początku aż po finał. Nie brakowało oczywiście odniesień do obecnej sytuacji politycznej, szczególnie obrywa się tutaj władzom Krakowa. W spektaklu pojawia się, jak wbity brutalnie klin, wyrwa w oryginalnym tekście. Juliusz Chrząstowski, rewelacyjny w głównej (tytułowej!) roli, wygłasza monolog w obronie prawdy, praw prześladowanych i uchodźców. Oczywiście spektakl, jak to u Klaty, jest naładowany efektami, dźwiękami, zwrotami, w grze aktorskiej realizm przeplata się z absurdem, jednak te zabiegi nie przyćmiewają wydźwięku sztuki Ibsena. Na uwagę zasługuje scenografia (Justyna Łagowska), oraz poprowadzenie całego zespołu aktorskiego. Wszystkie role zagrane są bezbłędnie, widać, że mamy tutaj do czynienia z naprawdę zgranym zespołem niezwykle utalentowanych ludzi.

Z zaangażowanym politycznie teatrem – choć w nieco inny sposób – mieliśmy do czynienia podczas „Dziewczyny z Marszu Niepodległości" grupy teatralnej Pożar w Burdelu. Nieco odstający od pozostałych spektakli, jeśli chodzi o poziom gry aktorskiej czy dopracowanie techniczne, zdobył jednak przychylność widowni i kilkakrotnie bisował. Tutaj najważniejsze jest bowiem przesłanie – „Dziewczynie..." bliżej do teatralnej publicystyki niż samego teatru. Spektakl utrzymany jest w konwencji serialu skrzyżowanego z wodewilem czy też musicalem. Liryczne piosenki przeplatają się tutaj z niewybrednym momentami żartem, czasem ocierającym się o granice dobrego smaku, jak np. w momencie, gdy ze sceny pada kwestia, że żon stoczniowców nie stać na bilety do teatru. Pożar w burdelu jest mocno osadzony w rzeczywistości warszawskiej, i stał się on na tamtejszym gruncie prawdziwym fenomenem. Adam Orzechowski zapraszając ten spektakl na „Wybrzeże Sztuki" dokonał zdaje się pewnej deklaracji światopoglądowej. Pozostaje jedynie żałować, że w Trójmieście nie ma takiego fermentu artystycznego, jak w stolicy, że nie pojawiają się oddolne, nawet amatorskie próby artystycznej debaty czy choćby komentarza do zmian, jakie mają miejsce w naszym kraju. Być może obecna sytuacja polityczna zmobilizuje lokalne środowiska artystyczne do zabrania bardziej stanowczego, odważnego głosu.

W kolejnych dniach mieliśmy szansę obejrzeć „Portret damy" – spektakl Teatru Wybrzeże, ogłoszony powszechnie jako jeden z ciekawszych w minionym sezonie. Od prapremiery, która miała miejsce w maju, inscenizacja zdaje się straciła nieco na dynamice – przynajmniej pierwsza połowa prowadzona jest w zbyt wolnym, sennym tempie, a znaki, symbole poumieszczane przez twórców, tracą siłę znaczącą. Jednak jest to chyba jeden z najbardziej intrygujących, nieoczywistych inscenizacji, jakie widziałam na Dużej Scenie gdańskiego teatru. Na szczególną uwagę zasługują tutaj role kobiece. W szczególności Katarzyna Dałek, która od jakiegoś czasu gra pierwsze skrzypce w Wybrzeżu. Jej Isabel Archer jest kapryśną, nieco wulgarną na tle angielskich gentlemanów i konwenansów amerykanką. Świetnie gra także Małgorzata Brajner, która nie daje się zepchnąć na dalszy plan i z roli służącej robi postać niemal kluczową. Agata Bykowska w roli Anny Molyneux w końcu otwiera się i gra na 100%, co bardzo cieszy. Wspomnieć trzeba także Sylwię Górę-Weber, która po „Faraonie" tworzy kolejną hipnotyczną kreację. Zdaje się, że mogłaby zagrać uosobioną odwagę i tupet, nie ma w jej grze miejsca na wahania czy kompromis. „Portret damy" to spektakl niezwykle kobiecy, może nawet feministyczny. Na pewno jest on niepokojący, drażniący, pozostawiający w głowie wiele znaków zapytania.

Przedostatnim spektaklem w ramach przeglądu był „Maciej Korbowa i Bellatrix" Teatru Łaźnia Nowa i Teatru IMKA. Jest to rekonstrukcja (lub też próba rekonstrukcji) spektaklu dyplomowego PWST w Krakowie z 1993 roku w reżyserii i w scenografii Krystiana Lupy. Ze zdziwieniem przyznaję, że bardziej wciągnęła mnie część reżyserowana przez Tomasza Węgorzewskiego, niż przez Krystiana Lupę. Spektakl jest (oczywiście) rozwlekły, przegadany, przefilozofowany. Są to znaki rozpoznawcze stylu Lupy, jednak czegoś tu zabrakło. Nie wiem też dlaczego, ale niektórzy aktorzy grający u Krystiana Lupy mają przyzwolenie na mówienie bardzo cicho i niewyraźnie. Niestety spore części tekstu w ogóle do mnie nie dotarły. Mimo że aktorzy mieli mikroporty, nie sposób było ich zrozumieć. Jedynym niemal jasnym punktem w spektaklu była Barbara Szotek-Stonawski, która wcieliła się w androgyniczną postać, a na końcu wykonuje szalony taniec. Spektakl ratuje także oczywiście tekst Witkacego oraz scenografia – podczas sztuki widownia zamknięta jest w czymś w rodzaju klatki. Muszę przyznać, że całość była dla mnie rozczarowaniem, zwłaszcza po obejrzeniu rewelacyjnej „Wycinki".

Na finał przeglądu Adam Orzechowski zaplanował spektakl „Maria Callas. Master Class" OCH-Teatru. Muszę przyznać uczciwie, że ta inscenizacja wycisnęła mi łzy aż dwa razy. Jest to spektakl, który absolutnie trzeba obejrzeć. Zwłaszcza jeśli jest się artystą. Krystyna Janda jest oczywiście genialna, już po minucie jej obecności na scenie widownia zdaje się zapomniała o 30-minutowym opóźnieniu spektaklu. Oszczędna scenografia, skromna obsada (można powiedzieć, że jest to „prawie" monodram) – wszystko staje się tłem do popisu aktorskiego Jandy, która z biegiem lat nie traci energii, ale nadal potrafi samym tylko głosem wbić widownię w fotele. Jej gra, podobnie jak losy Callas, jest niezwykle emocjonalna, dramatyczna. Nic dodać, nic ująć – dzięki Jandzie ta edycja „Wybrzeża Sztuki" zostanie zapamiętana na długo.

Wspólnym mianownikiem tych bardzo różnych od siebie spektakli jest bolesna konfrontacja jednostki z miejscem, w jakim się ona znalazła. W „Koncercie życzeń" jest to zwykłe mieszkanie, w którym uwięziona jest samotna kobieta. We „Wrogu ludu", „Dziewczynie z Marszu Niepodległości" i „Portrecie Damy" jest to nieprzyjazny kraj, w którym nie akceptuje się odstępstw od normy. W sztukach „Macieju Korbowa i Bellatrix" czy w „Marii Callas" takim miejscem „problematycznym" jest przestrzeń sceniczna. W tych spektaklach teatr staje się miejscem, które z jednej strony jest, jak mówi Callas, święte, a z drugiej narzuca ograniczenia, niewoli, przejmuje kontrolę. To miejsce, które się kocha i które się nienawidzi, które daje szczęście i zarazem zadaje cierpienie. Zawsze jednak są to emocje prawdziwe. Tak zresztą zawsze powinno być w teatrze.

Katarzyna Gajewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
13 listopada 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia