Wyjątkowy aktor wyjątkowego teatru

Najważniejszą lekcję teatralnego rzemiosła dostał po powrocie z polskiej stolicy

Niewielu absolwentów teatralnych studiów otrzymuje propozycję pracy w Teatrze Narodowym w Warszawie. Karol Suszka ją dostał. Ale grzecznie odmówił, wyjaśniając, że wraca do Sceny Polskiej w Czeskim Cieszynie, która dla niego jest właśnie Teatrem Narodowym.

Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie powstała w 1951 roku. Karol Suszka wszedł w skład jej zespołu osiem lat później, jako świeżo upieczony maturzysta. Scena Polska funkcjonowała wówczas w sali hotelu "Piast". Wkrótce potem Karol Suszka ruszył do Warszawy na studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Tam, w którejś ze sztuk granych w Teatrze Narodowym, wypatrzył go ówczesny dyrektor Kazimierz Dejmek. I po studiach zaoferował mu pracę. - Przyznam, że był to dla mnie spory zaszczyt, nie tylko z uwagi na rangę Teatru Narodowego, ale i fakt, że wówczas aktor po skończeniu studiów teatralnych nie mógł zostać w Warszawie, lecz był kierowany na tak zwaną prowincję. Mimo to grzecznie odmówiłem dyrektorowi Dejmkowi wyjaśniając, że chcę wrócić do Sceny Polskiej w Czeskim Cieszynie, która dla mnie jest właśnie Teatrem Narodowym.

To "moje "miejsce w Teatrze Narodowym w Warszawie zajął wówczas Damian Damięcki. A kiedy po latach spotkałem się z Kazimierzem Dejmkiem w sprawie sztuki, którą przy jego pomocy miała wystawić Scena Polska, okazało się, że pamięta on swoją ofertę sprzed lat i moją odmowę. Nie miał o nią do mnie żalu i stwierdził, że dobrze wybrałem - wspomina Karol Suszka, który po powrocie ze studiów już na dobre zakotwiczył w Scenie Polskiej. Z czasem został jej kierownikiem artystycznym, a w końcu dyrektorem całego Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie, czyli szefem wszystkich trzech funkcjonujących tam scen: czeskiej, polskiej i lalkowej.

Nie kryje on, że najważniejszą lekcję teatralnego rzemiosła dostał wkrótce po powrocie z polskiej stolicy, gdy jako młody aktor otrzymał do zagrania w jednej z bajek skromny epizod szpiega który krótko pojawiał się na scenie i niewiele mówił. - Razem z kolegą, który towarzyszył mi na scenie w tym epizodzie, rozbudowaliśmy nasze role do wręcz monstrualnych rozmiarów, tak, że scena z naszym udziałem trwała znacznie dłużej niż pierwotnie zakładano. Reżyser to zaakceptował, a widowni bardzo się nasza gra podobała, bo zawsze żegnano nas wielkimi brawami. A te są dla aktora największą nagrodą. I wówczas zrozumiałem, że nie ma znaczenia to, czy grasz Hamleta, czy też epizodyczną rolę szpiega w bajce, ale zawsze musisz grać na maksimum swoich umiejętności i dać z siebie wszystko. Tak robię przez całą aktorską karierę i tego samego oczekuję od aktorów występujących w sztukach, które reżyseruję - mówi Karol Suszka.

Pytany o najbardziej dramatyczny moment w dziejach Sceny Polskiej, wspomina rok 1981, kiedy to los tego jedynego w pełni zawodowego polskiego teatru działającego poza polskimi granicami dosłownie zawisł na włosku'. Wówczas to Scena Polska - która od 1961 roku mieści się w obecnym gmachu Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie - na jubileusz swojego 30-lecia chciała wystawić "Pana Tadeusza". A był to czas, gdy w Polsce "Solidarność" przyniosła nadzieję wolności, budząc jednak dużą nieufność i obawę w innych krajach wschodniego bloku. Dwa dni przed premierą zapadła decyzja o wstrzymaniu tego przedstawienia. Urzędnik, który zakomunikował zespołowi Sceny Polskiej tę decyzję, nie podał jej przyczyn. Co ciekawe, człowiek ten najpierw był przeciwko tej sztuce, ale gdy zobaczył jej próby, wręcz się w niej zakochał i mocno dopingował polski zespół do jej realizacji. - Prawdę poznałem wiele lat później, gdy ten urzędnik był już pensjonariuszem domu opieki w Czeskim Cieszynie. Odwiedziłem go, a on widząc mnie zawołał: pewnie chcesz wiedzieć, dlaczego zatrzymałem wam to przedstawienie. Rzeczywiście, chciałem to wiedzieć i on wyjaśnił mi, że tę decyzję podjęła nadzorująca nas szefowa Wydziału Kultury w Ostrawie, która była wielką miłośniczką i sympatyczką Sceny Polskiej. Ona obawiała się, że gdzieś na jakimś partyjnym spotkaniu ktoś wstanie i powie: towarzysze, "Pan Tadeusz" to sztuka antyradziecka i dlatego proponuję wstrzymać nie tylko to przedstawienie, ale w ogóle działalność Sceny Polskiej. Gdyby tak się stało, to już by nikt tego by nie odkręcił, to znaczy nie byłoby reaktywacji Sceny Polskiej. Decyzja o zatrzymaniu premiery "Pana Tadeusza" tak naprawdę miała więc nas ochronić przed bardzo możliwą wówczas likwidacją. Słuchając tej relacji zrozumiałem, że wówczas wisieliśmy na przysłowiowym włosku, a ta mądra kobieta uprzedziła ewentualny cios, biorąc na swoje barki trudną decyzję - opowiada dyrektor Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Dodaje on, że w dziejach Sceny Polskiej były nie tylko takie, dramatyczne momenty, ale i epizody wesołe, które - choć dzisiaj wywołują uśmiech - to kiedy miały miejsce, kosztowały go wiele nerwów.

Tak było na przykład przed laty, gdy Scena Polska miała się zaprezentować w pewnej miejscowości na Zaolziu. Niestety, jeden z aktorów ostro przed występem zabalował, a ponieważ grał oficera Armii Krajowej i nie wchodziło w rachubę, iż będzie na scenie "wczorajszy", więc zapadła decyzja o odwołaniu przedstawienia. A Karol Suszka miejscowym Polakom uzasadnił ją ciężką chorobą aktora i zabraniem go do szpitala, co wszyscy uznali za oczywiste i zrozumiałe. - Ale kilka godzin później ktoś z tej miejscowości do mnie zatelefonował i powiedział: Dlaczego opowiadasz bajki o chorobie i szpitalu, skoro ten aktor siedzi u nas w gospodzie i pije wódkę? Cóż było robić. Pojechałem tam jeszcze raz i przeprosiłem za to, że chciałem ratować sytuację mijającym się z prawdą fortelem. Dzisiaj się z tego śmieję, ale zapewniam, że wówczas nie było mi do śmiechu - mówi Karol Suszka.

Pytany o to, która z licznych ról, jakie zagrał jest dla niego najważniejsza, bez wahania odpowiada, że dla aktora to zawsze jest rola ostatnia. A w jego przypadku ta ostatnia rola jest w dodatku szczególna. Chodzi bowiem o "Rajską jabłonkę" [na zdjęciu], którą Scena Polska wystawiła w tym roku na jubileusz swojego 65-lecia. To sztuka autorstwa wiślanina Andrzeja Niedoby, który napisał ją przed laty z myślą o swoim stryju Władysławie, który był jednym z założycieli Sceny Polskiej i miał w "Rajskiej jabłonce" zagrać główną rolę. Ale Władysław Niedoba zrezygnował z tego zadania zaś "Rajska jabłonka" bardzo długo czekała na sceniczne życie. - Współpracowałem z Władysławem Niedobą, doskonale go pamiętam i do dzisiaj często wspominam, więc wcielając się w postać, która została napisana specjalnie dla niego mam dodatkową motywację do tego, aby dać z siebie w tej roli absolutnie* wszystko - mówi Karol Suszka.

Sławomir Horowski
Głos Ziemi Cieszyńskiej
30 grudnia 2016
Portrety
Karol Suszka

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia