Wyjście z kuchni

"Shirley Valentine" - reż: Dariusz Miłkowski - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Wybujałe wyobrażenia każdej dziewczynki o dorosłym życiu w kilkanaście lat później mogą zamienić się w prawdziwy koszmar. Chyba, że już jako kobieta nie przestanie pielęgnować w sobie cząstki dziecięcych marzeń, do których spełnienia będzie dążyć cierpliwie, podobnie jak to zrobiła bohaterka monodramu "Shirley Valentine" w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Shirley Valentine (Małgorzata Gadecka) dla niejednego mężczyzny wydawała się być prawdziwym „ideałem żony”. Sprzątała, prała, prasowała, gotowała swojemu mężusiowi, wychowała dzieci. Jednak pomimo wszelkich złudzeń ten „robot domowy” miał jedną wadę – swój szalony charakter, który nie pozwolił jej zapomnieć o wysnutych kiedyś marzeniach o podróżach.  

Ta niby przeciętna Shirley, dzięki swojemu temperamentowi nieraz wpadała w niezłe tarapaty, a jedynym świadkiem opowiadanych przez nią zabawnych historii była cierpliwa, wierna acz nierozmowna kuchenna ściana. Pewnego dnia, pomiędzy obieraniem ogórka, a smażeniem jajek zwierzyła się jej. Zakomunikowała, że decyduje się wykorzystać niepowtarzalną szansę jaką zaoferował jej los, a mianowicie wyjazd do Grecji. Podróż ta była okazją na odmienienie swojego, a później również małżeńskiego monotonnego i bezbarwnego życia. 

Monodram Willy’ego Russel’a obnaża historię wielu kobiet, które nawet niewiadomo kiedy wcielają się w role automatycznych posługaczek, zapominając o tym, że mają być nie tylko dobrymi matkami, żonami czy kochankami, ale przede wszystkim szczęśliwymi i spełnionymi kobietami. Każda „kura domowa” powinna uświadomić sobie, że może robić to, na co ma ochotę, co sprawia jej przyjemność. Nie musi to być od razu wyjazd zagranicę, czasem wystarczy wyjście do kina czy kosmetyczki, cokolwiek, byle tylko przerwać powtarzający się jak mantra rytuał beznamiętnej codzienności. A życie Shirley Valentine to dowód na to, że taki przewrót jest możliwy. 

Małgorzata Gadecka wcielając się w rolę Shirley wdzięcznie przedstawiła historię przeciętnej kobiety, która mogłaby mieszkać gdzieś niedaleko nas, być naszą sąsiadką albo mamą. Aktorka, momentami ironizując, wyłuszczyła najważniejsze problemy (dojrzałej części) płci pięknej, wskazując jednocześnie drogę do ich rozwiązania. 

Spektakl bawi, ale i poddaje pewne sprawy do przemyślenia. To bardzo zręcznie podany spektakl, którego treści trudno jest nie wziąć sobie do serca. Nic więc dziwnego, że sztuka ta wciąż jest chętnie oglądana przez widzów w różnym przedziale wiekowym. Każdy bowiem chętnie wysłucha zwierzeń Shirley Valentine w momencie, gdy może pomilczeć podobnie jak kuchenna ściana.

Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny Katowice
23 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...