Wykluczeni z kultury

Widok z Koziej

„Ale nędza, ale nędza, kto w tę nędzę nas dziś wpędza?"... Moja ulubiona piosenka Jana Kaczmarka z Kabaretu Elita dopadła mnie znienacka w Teatrze Dramatycznym po jednym z przedstawień Warszawskich Spotkań Teatralnych. Czy nie był to Rytuał, przywieziony z Teatru Słowackiego w Krakowie? A może Płatonow ze Starego? Wszystko jedno, niestety.

Plac Bohaterów Krystiana Lupy, przedstawienie nadmiernie rozciągnięte w czasie, za to dobrze zagrane i z sensem, zgrabnie reaktywowany przez Jacka Głomba Car Mikołaj czy jedna scena taneczna w Śmierci i dziewczynie wiosny nie uczyniły (choć za oknem zielono). Były to chyba najsłabsze Spotkania od lat i współczuję Wojtkowi Majcherkowi, że musiał je firmować własnym nazwiskiem. W jednym z wywiadów selekcjoner festiwalu trzeźwo zresztą określił swoje tegoroczne możliwości: „Tak krawiec kraje, jak mu materii staje". Święta prawda.

Majcherkowi należy współczuć podwójnie, przecież, jak słyszę, oberwało mu się nie tylko od recenzentów, ale i od wykonawców jednego z przedstawień. Podczas dyskusji po pokazie Dziadów Michała Zadary na krytyka napadł odtwórca roli Senatora, gdy tamten ośmielił się zapytać o metafizyczny wymiar dramatu Mickiewicza. Pewnie dlatego, że realizatorzy spektaklu całkowicie go zignorowali. Może wrocławski aktor nie wiedział, że znalazł się na stołecznej scenie właśnie dzięki temu nudziarzowi, który znowu zaczął coś bredzić o religii? A może było mu już wszystko jedno, skoro swoje zagrał, a teraz chciał się po prostu napić piwa? Warto jednak wyjść z roli Nowosilcowa, gdy rozmawia się z widzami. Piwo na tym samym spotkaniu polało się zresztą na innego upierdliwca, który swoimi uwagami popsuł artystom humor przyniesiony ze sceny. Przeczytałem na stronie Teatru Polskiego we Wrocławiu ładne, postępowe hasło: „Dziady przeciw wykluczeniu z kultury". Proponuję dodać drugie, skromniejsze: „Dziady przeciw brakowi kultury".

Niejedno już zresztą słyszałem i widziałem podczas spotkań z artystami. Pamiętam, jak młody reżyser, któremu organizatorzy Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej powierzyli czytanie finałowej sztuki, zrównał jej autora z ziemią. Albo jak inny reżyser wyszedł ze spotkania po pierwszym pytaniu i nawet na nie nie odpowiedział. Widziałem też, jak jego rówieśniczka ostentacyjnie ignorowała pytania krytyka, który wcześniej napisał nieprzychylnie o jej przedstawieniu. Znam też opowieści o latających talerzykach, które w stronę recenzenta wypuszczał znany dramatopisarz, i widziałem nagi biust pewnej autorki, która w ten sposób protestowała przeciw decyzji jurorów. Wiem też, co znani, niepokorni artyści potrafią napisać na FB, bo sam od nich oberwałem jakimś soczystym „chujem". Nastąpiło to po publikacji w „Teatrze" szkicu na ich temat pióra wybitnego eseisty, który myśli inaczej niż oni. Młodzi znajomi tłumaczą mi, że w sieci to zupełnie normalne, luz, troll i nie ma co się przejmować, ale jakoś nie potrafię. „Nędza, nędza" – zanuciłem na ostatnich WST, ale pod nosem i po cichu, żeby nikogo nie urazić. Rzetelne omówienie warszawskiego festiwalu w następnym numerze.

Jacek Kopciński
Teatr Pismo
17 czerwca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia