Wyliczanka stylistyczna

"I nie było już nikogo" - reż. A. Konieczna - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Kryminał na scenie teatralnej? Nic to dziwnego, w szczególności od czasów pamiętnej Kobry. Tylko że tam liczyła się sama fabuła. W co drugiej produkcji jako czarny charakter występował Wilhelmi; suspens nie zawsze skutecznie podnosił więc napięcie, ale miało to swój urok. W najnowszym spektaklu Dramatycznego, Aleksandra Konieczna nie próbuje już zaskakiwać widzów. Wielu z nich zapewne zna już klasyk Agathy Christie. "I nie było już nikogo" (mniej znany tytuł "Dziesięciu murzynków") to postmodernistyczna zabawa

Dobrym pomysłem była adaptacja górnego foyer teatru. Pruska ciekawie wykorzystała je do stworzenia willi pana Owena. Między kolumnami PKiN-u rozwiesiła olbrzymie zasłony, z tyłu stoi kartonowy obraz tajemniczej kruczowłosej dziewczyny (jak się później okaże – rozsuwany).

Goście przybywają na wyspę, wypływając z głębin morza. Ten zabieg sam w sobie nic nie mówi, jest raczej wspomnianą grą z formą. Wierszyk o dziesięciu Murzynkach zmienia się w wierszyk o ,,dziesięciu białych twarzach”. Figurki, które znikały wraz z kolejnymi zgonami, zostały zastąpione przez lilie z uszami zamiast płatków kwiatów. Jeśli ktoś pamięta balladę Mickiewicza, to powinien połączyć to z pomysłem Koniecznej. Narratorem jest enigmatyczna dziewczynka (Anzela Tarboshyan), która automatycznie przywołuje skojarzenia z filmem ,,The Ring”. Wyświetlona zostaje animacja z danse macabre w tonacji buffo. Muzyka jest specjalnie do bólu dramatyczna, jak z filmów grozy, podobnie efekty w rodzaju grzmotów i błyskawic. To nieustanne lawirowanie między kiczem a innowacyjnością wyznacza rytm całego spektaklu.

A ogląda się go naprawdę dobrze. Jest utrzymane tempo, które nie nuży nawet obeznanych z dziełem Christie. Aktorzy bawią się rolami, które specjalnych wymagań nie żądają. Z góry wiadomo, kto tu jest głównym sprawcą. Najlepiej ogląda się Marcina Tyrola, który z dystansem odgrywa postać służącego Rogersa. Dewotka Brent to zabawna kreacja Małgorzaty Rożniatowskiej. Pierwsze skrzypce odgrywa jednak tragikomiczny Łukasz Simlat, którego Philippe Lombard jest jednocześnie męskim bohaterem, jak i nieporadnym chłopcem.

To wszystko jest jednak zaledwie ciekawostką sceniczną. Bawienie się kliszami nie doprowadza do niczego odkrywczego. Konieczna chwilami stara się wydobyć z tego coś więcej – obraz terroru, który wprowadza się za pomocą zwielokrotnionych oskarżeń. Może to budzić asocjacje ze współczesnym medialnym światem, gdzie jesteśmy bombardowani natłokiem informacji, dochodzącym do naszych USZU (patrz wyżej). Tylko jakoś te tropy niejasne i niekonsekwentne. Realizacja ma wciągający rytm, interesujące rozwiązania, ale na tym się zatrzymuje. Zakładam, że to przedstawienie będzie okupowane przez szkoły. Ale obok Lupy i Miśkiewicza takie eksperymenty formalne będą dla Dramatycznego oddechem – zarówno estetycznym, jak i… finansowym.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
14 listopada 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...