Wyłuskać perłę spośród ziarenek fasoli

rozmowa z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk

- Prawda nieoczywista daje największą siłę, taką siłę, jaką ma góra - że można ustać. Przynajmniej na czas wyzwania - mówi Małgorzata Sikorska-Miszczuk w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w miesięczniku Teatr.

CIEŚLAK Z jakimi refleksjami zaczęłaś pisanie sztuk?

SIKORSKA-MISZCZUK Nie przypominam sobie, żebym miała gotowy plan na siebie.

CIEŚLAK Tak mówią tylko ludzie bezinteresowni.

SIKORSKA-MISZCZUK Może to i racja. Może moja historia jest romantyczna? Wcześniej dobrze sobie radziłam w biznesie. Pracowałam w korporacjach, w dobrych agencjach reklamowych. To jest chyba tak, że jeśli masz pisarza w środku, ale pisarska kura nie wysiedziała jeszcze pisarskiego jajka, to człowiek zajmuje przestrzenie pokrewne pisarstwu.

Byłam copywriterem. Copywriter pracuje nad tekstami reklamowymi: scenariuszami reklam radiowych, prasowych i telewizyjnych. Taki rodzaj pisania jest szkołą pracy w niezwykle wymagającym środowisku, które wskazuje bardzo konkretny cel (marketingowy, sprzedażowy) do osiągnięcia. Sprostanie mu jest możliwe tylko dzięki profesjonalizmowi i kreatywności. I trzeba się kreatywnością wykazać na zawołanie, bo zawsze jest za mało czasu.

CIEŚLAK Mówimy o pisaniu na zamówienie.

SIKORSKA-MISZCZUK Jak najbardziej. To jest "być albo nie być" w tym zawodzie. Krótka piłka. Masz klientów, którym jesteś podporządkowana - na przykład Henkel, McDonald's czy LOT. Jesteś ty i art director, czyli grafik, taki mały duet artystyczny

CIEŚLAK taki mały teatr

SIKORSKA-MISZCZUK jeśli nie zadowolisz klienta, jeśli klient cię nie zaakceptuje, jeśli nie wygrywasz konkursów branżowych - przestajesz się liczyć.

CIEŚLAK Recenzje zawsze masz natychmiast.

SIKORSKA-MISZCZUK Pozytywną lub negatywną.

CIEŚLAK Pamiętasz swoje hasła reklamowe?

SIKORSKA-MISZCZUK Jakieś tam miałam fajne, ale zawsze odpowiadam: "W zestawie taniej, oddzielnie drożej". To z McDonald's. Byłam copywriterem, a jednocześnie wiedziałam, że przyjdzie moment, kiedy powiem reklamie "nie", bo nie dam rady wykonywać pracy, być żoną i matką, a jednocześnie próbować znajdować swój pisarski głos. Różnica między pisaniem na własne konto a reklamą jest taka, że w agencjach nie potrzebujesz własnego głosu.

A artysta funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie. Musi mieć swój głos. Pisarz to jest ktoś, kto opowiada własne historie. Czy to jest opowieść, która w sensie formalnym przechodzi przez teatr, kino czy prozę - jest tylko kwestią konwencji. Najważniejsze jest, żeby wiedzieć, co chcesz i jak opowiadać. Tylko jak to zrobić, jak do tego dojść? Kiedy zwalniałam się z agencji - a to była bardzo dobra agencja Corporate Profiles DDB, która wciąż funkcjonuje na rynku, jako DDB - dyrektor Paweł Kastory powiedział mi, że jestem pierwszą osobą podejmującą decyzję o odejściu i mam trzy lata na powrót.

CIEŚLAK Dobry szef.

SIKORSKA-MISZCZUK Bardzo dobry. Miałam też bardzo ciekawego dyrektora kreatywnego, Marcina Mroszczaka. Ale kiedy już na początku wzięłam kilkumiesięczny urlop bezpłatny, wiedziałam, że nie wrócę do agencji.

CIEŚLAK Tymczasem drogi inteligentów, generalnie osób o ambicjach pisarskich, układały się na odwrót, o czym Doman Nowakowski pisał w Ketchupie Schroedera: wszyscy sprzedawali swoje ambicje za dobrą pracę i dobrą pensję, a z korporacji nie było już drogi powrotu do pisania.

SIKORSKA-MISZCZUK A ja czułam, że to, czego szukam w życiu, nie mieści się w okręgu, który zakreśliłam wcześniej. Musiałam z niego wyjść. Przekroczyć linię.

CIEŚLAK I jak się czułaś na wolności?

SIKORSKA-MISZCZUK Ten pierwszy rok był koszmarny. Nie pisałam nic i to było przerażające uczucie. Do tej pory dostawałam zlecenie, mogła się zżymać i wyrzekać, że z moim niepowtarzalnym wnętrzem muszę robić różne dziwne rzeczy. Mogłam się zastanawiać, co by było, gdybym rozpoczęła swoją pieśń, mogłam fantazjować i odbierać Oscary. Tymczasem wyszłam na wolność i pytałam siebie: "Gdzie ta pieśń?".

CIEŚLAK A spore zarobki zniknęły bezpowrotnie?

SIKORSKA-MISZCZUK Oczywiście. To były pierwsze lata transformacji i z moimi dochodami mogłam wejść z ulicy do salonu samochodowego, powiedzieć: "Chcę ten czerwony". Takie były czasy.

CIEŚLAK Kiedy konkretnie odeszłaś z agencji?

SIKORSKA-MISZCZUK W 1998 roku. I poszłam do filmówki, gdzie zdałam na Studium Scenariuszowe. Poszłam też na Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim.

CIEŚLAK Wtedy jeszcze mało kto wiedział, co to jest!

SIKORSKA-MISZCZUK Wtedy jeszcze nikt się nie bał gendera! Na studiach scenariuszowych pisałam rzeczy okropne. Starałam się pisać zgodnie z podręcznikiem, i to była "kaszanka", o czym wiedziałam najlepiej. Ale były też sytuacje oświecające - na przykład rozmowa z Markiem Koterskim o tym, jak pisze dialogi, jak stworzył swój niepowtarzalny styl. Facet przyszedł do nas na trzy godziny i opowiedział, jak szukał swojego głosu. Zapytał nas: "Wiecie, dlaczego pisałem? Bo miałem ambicję i to mnie uruchamiało".

CIEŚLAK Marek Koterski opowiadał mi, jak wzorem Hansa Castorpa z Czarodziejskiej góry królował, czyli tworzył w marzeniach swój świat. Królował po peerelowsku - w małej kuchence z nogami opartymi o zlewozmywak.

SIKORSKA-MISZCZUK O tym nam nie powiedział, ale mówił, że kupił sobie zestaw zeszytów - takich ładnych, które zatytułował "Dzieła zebrane Marka Koterskiego".

CIEŚLAK Tacy są mężczyźni. Kierują się ambicją. Czasami chorą.

SIKORSKA-MISZCZUK Tacy są faceci. A ja myślałam: "Jak to jest? Facet nic nie napisał, a kupuje zeszyty i pisze na nich Dzieła zebrane. I jeszcze jest w stanie wskoczyć piętro wyżej i napisać te dzieła. Chciał i miał".

Teraz pisząc o Hansie Castorpie, mogę powiedzieć w stylu Castorpa: "Aha, wezmę sobie coś od Marka Koterskiego, ale nie chcę być taka, jak on". Bo Hans Castorp każdego mentora ustawiał tak, jak mu się podobało, a za resztę dziękował.

CIEŚLAK Ale czy odnalazł swój głos?

SIKORSKA-MISZCZUK Odnalazł. Ale do tego jeszcze wrócimy na koniec rozmowy A wtedy, szukając swojego głosu, czułam się w filmówce i na Gender Studies jak w przestrzeni, która pomaga mi siebie odkryć. Zbiegło się to z otwarciem teatru na polską dramaturgię. Teatr zawsze mnie pociągał - już od dzieciństwa, zawsze coś sobie wymyślałam, budowałam.

Może nie tak jak Hanno w "Buddenbrokach", który dostał miniaturową scenę i wystawiał na niej "Fidelia", ale teatr był dla mnie od zawsze naturalną sytuacją. Uwielbiałam też książeczki, które po otwarciu ujawniały inną, trójwymiarową przestrzeń i można było w nich przesuwać papierowe figury.

Po odejściu z agencji przełomowym momentem było ogłoszenie przez Teatr Rozmaitości projektu TR Warszawa, który m.in. miał wyłonić młodych autorów pracujących nad swoimi sztukami. Pamiętam, że nie łapałam się wiekowo na ten nabór. Mimo to wysłałam CV, dziesięć stron tekstu i list, w którym tłumaczyłam, że moim zdaniem spełniam warunki wiekowe bo jestem cofnięta w rozwoju. Kuratorzy zadzwonili do mnie, śmiejąc się z całej sytuacji. Tak znalazłam się w grupie z Pawłem Demirskim, Markiem Kochanem, Szymkiem Wróblewskim, Michałem Bajerem. Demirski w połowie kursu wyjechał do Teatru Wybrzeże, a ja wtedy poznałam Andrzeja Chyrę, który występował jako pan profesor. Mieliśmy zajęcia na scenie. Zabawa była przednia. Jednocześnie Tadeusz Słobodzianek, jeszcze wtedy w Teatrze Narodowym, organizował czytania. Dramatopisanie eksplodowało. Zaczęłam pisać. A kiedy to mówię przypominam sobie, że miałam wcześniej bardzo ciekawe doświadczenie z polską wersją Ulicy Sezamkowej z headwriterem Joshem Seligiem.

CIEŚLAK A jednak!

SIKORSKA-MISZCZUK Zapomniałam! Kiedy szukano scenarzystów, producent rozesłał wici po agencjach reklamowych, prosząc o wytypowanie najlepszych copywriterów. Dyrektor Mroszczak o mnie zapomniał. "O, kochany - pomyślałam - nikt nie będzie mi takiej rękawicy rzucał!". Sama poszłam na spotkanie kwalifikacyjne. Ze stu osób wybrano finałową trójkę, w tym mnie. Fenomenalny był ten Josh Selig. Kiedy teraz prowadzę zajęcia ze studentami, spłacam swój dług wobec Josha. Nie prowadził żadnych wykładów teoretycznych, mieliśmy zadanie, czyli sezon do zapełnienia. Trzeba było zrealizować cel edukacyjny i artystyczny: miało być śmiesznie i komunikatywnie. Josh zawsze mówił nam, że bardzo fajnie napisaliśmy i gdyby ten bardzo fajny pomysł poprowadzić jeszcze lepiej

CIEŚLAK Nie krytykował, tylko motywował?

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. Wyłuskiwał perłę spośród ziarenek fasoli. Nigdy nie było sytuacji marnowania materiału. Zakładał, że jego partnerem jest równie kreatywna osoba jak on, a różnica polega na bagażu doświadczeń, które on miał. Jego zadaniem było dolewać do mojej szklanki wody, która mnie ożywi, wzmocni. Nie było w tym żadnego egomaniactwa i zgrywania wielkiego artysty. Aha znowu zapomniałam Jeszcze w agencji wygrałam konkurs na scenariusz filmu animowanego.

CIEŚLAK Czyli Twój romantyczny gest miał jednak pewne racjonalne podstawy!

SIKORSKA-MISZCZUK Poszukiwania były, ale zerwanie z przeszłością nastąpiło gwałtownie.

CIEŚLAK Wcześniej nic nie pisałaś - żadnych wierszy?

SIKORSKA-MISZCZUK Nie.

CIEŚLAK To rzeczywiście zdobyłaś się na romantyczny odruch. A jaka była Twoja pierwsza sztuka?

SIKORSKA-MISZCZUK "Psychoterapia dla psów i kobiet" w TR Warszawa.

CIEŚLAK Czyli gender!

SIKORSKA-MISZCZUK Oczywiście!

CIEŚLAK A co Cię na Gender Studies pchnęło?

SIKORSKA-MISZCZUK A koleżanka z podwórka. Niedużo to kosztowało. Tysiąc złotych rocznie. Nie miałam zresztą poczucia, na co się zapisuję - do momentu, kiedy nie dostałam dwunastu przedmiotów do wyboru. Wszystkie mnie zaciekawiły. Jeden blok dotyczył historii polskiego ruchu feministycznego, drugi był literacki i omawiał m.in. obraz matki, a trzeci był psychoanalityczny. Kulturowa tożsamość płci była przepuszczana przez różne filtry.

CIEŚLAK Jak to Cię zmieniło? Poczułaś się silniejsza?

SIKORSKA-MISZCZUK Absolutnie tak, bo poza zajęciami miałam ciągle kontakt z różnymi osobami, które uzmysławiały mi względność społecznych ról i przekonań, w jakich bywamy wychowani i zamknięci.

CIEŚLAK Ale jakiej konkretnie roli po Gender Studies już nie chciałaś grać?

SIKORSKA-MISZCZUK Największe wrażenie zrobiła na mnie francuska książka "To trzeba powiedzieć", historia o kobiecie, która nieustannie krwawiła i lekarze nie byli w stanie temu zaradzić. W końcu zaczęła chodzić na klasyczną psychoanalizę. Bohaterka była dla mnie obrazem osoby uznanej za wariatkę, która nie potrafi siebie wyrazić. Zrozumiałam, że jeśli nie odnajdę w sobie potencjału i go nie uwolnię - rozchoruję się, bo to, co mam, zwyrodnieje we mnie, zdeformuje mnie nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Pamiętam, że zaczęłam z siebie wypuszczać dziwne historie, pisane tak, jakbym śniła, w tym wizje wędrówek duszy, na której różne rzeczy się wykonywały. Pisząc to po nocach, napisałam w końcu zdanie: "Potencjał musi się zrealizować". To nie było "może się zrealizować", tylko "musi". To był imperatyw. Jakby to była jakaś siła niewidzialna No, teraz to trochę pojechałam. Ale tak było.

CIEŚLAK Miałaś imperatyw, ale jaki był Twój temat?

SIKORSKA-MISZCZUK Myślę, że objawił się już w "Psychoterapii dla psów i kobiet". To był prosty tekst, ale z elementami zakrzywionej rzeczywistości. To była historia faceta i kobiety - o kolejnym zdejmowaniu masek, o tym, jak ona wypróbowuje na nim swoją nową tożsamość. Na dosyć niewinnym facecie. Trochę mu kłamie, trochę się kreuje. Trochę jest napastliwa, a trochę bezbronna.

CIEŚLAK Niby realizm, ale odkształcony. To chyba dla Ciebie charakterystyczne. Jednak wiele odkształconych tekstów jest niekomunikatywnych. Twoje są komunikatywne.

SIKORSKA-MISZCZUK Bo nie ma sensu opowiadanie historii, których nikt nie rozumie. Historię opowiadamy w konkretnym celu. W każdym razie ja się zastanawiam, po co opowiadam. Uważam, że nie można igrać z oczekiwaniem widzów wobec historii, bo oni czekają na to, co się stanie.

CIEŚLAK Teraz wszystko się rozpieprza w drobny mak.

SIKORSKA-MISZCZUK Może się rozpieprzać, jeśli to jest historia o rozpieprzaniu. Jeśli nie - to wszyscy się wku....ją.

CIEŚLAK Niektórym tylko o to chodzi.

SIKORSKA-MISZCZUK Ale nie mnie.

CIEŚLAK Pierwszym pełnowymiarowym spektaklem była "Śmierć Człowieka-Wiewiórki" na kanwie biografii Ulrike Meinhof, aktywistki terrorystycznej grupy Frakcja Czerwonej Armii.

SIKORSKA-MISZCZUK I to była jednocześnie moja pierwsza praca z Marcinem Liberem, jeszcze na Inżynierskiej w Warszawie, zanim doszło tam do pożaru. Potem pracowaliśmy w Legnicy przy "Katarzynie Medycejskiej" i "III Furiach".

CIEŚLAK Zainteresowała Cię sama Ulrike czy problem walki o zmianę - o dobro, które ma być wprowadzone przemocą?

SIKORSKA-MISZCZUK Zainteresowała mnie ta kobieta i jej droga. To była osoba, która nie chciała być obojętna wobec rzeczywistości, wobec niemieckich wewnętrznych rozliczeń.

CIEŚLAK W Polsce mało się pamięta, mało wie, że Republika Federalna Niemiec była również rządzona przez byłych nazistów, którym udało się uniknąć kary za zbrodnie popełnione w Europie i w Niemczech.

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. Ulrike, będąc dziennikarką, scenarzystką i matką - nagle przekroczyła ramy swojego życia, które teoretycznie było jej przeznaczone. To było dla mnie ciekawe. Ale był, oczywiście, też paradoks: Ulrike, mówiąc, że działa w imię Dobra, weszła na ścieżkę przemocy. Taka sytuacja, odbierana przeze mnie, czyli Polkę, która żyła w systemie deklarującym Dobro, a opartym na przemocy - tym bardziej ciekawa. Lewicowi zachodni Niemcy poszukiwali Dobra w systemie, który u nas był kompletnie zdeformowany. Co dopiero w Rosji, gdzie spędziłam kilka lat i widziałam horrendum przemocy, a przede wszystkim zakłamany system bezprawia, które niszczy ludzi.

CIEŚLAK Co robiłaś w Moskwie?

SIKORSKA-MISZCZUK Byłam tam jako dziecko z rodzicami, przebywającymi na placówce. Chodziłam do polskiej szkoły. Funkcjonowałam w dwóch rzeczywistościach - rosyjskiej i polskiej, dużo więcej wiedząc na temat Rosji od przeciętnego Rosjanina, bo czytałam zakazane książki i znałam prawdziwą historię ZSSR. Również dzięki temu rozumiałam, jak bardzo od Rosji różni się Polska, chociaż była członkiem tego samego układu wojskowo-politycznego.

CIEŚLAK W "Wiewiórce" zaczęłaś już pracować nad tym, żeby nie opowiadać linearnie, wprost, tylko znaleźć inną formę opowieści - postdramatyczną, w której wydarzenia stają się na naszych oczach.

SIKORSKA-MISZCZUK Dlatego dawała mi satysfakcję praca z Marcinem Liberem, który zaufał tekstowi. Natomiast Natalia Korczakowska chciała w Jeleniej Górze wykorzystać moją sztukę do własnych celów. Część wzięła, a resztę dopisała, tymczasem mój tekst jest bardzo precyzyjnie skonstruowany. Zgodziłam się na to "kawałkowanie", bo byłam ciekawa.

CIEŚLAK Dochodzimy do kwestii Stowarzyszenia Dramatopisarzy i Dramaturgów, którego jesteś prezesem i jednak zdecydowanie rozdzielasz te dwie specjalności, lokując się w pierwszej grupie jako autorka kompletnego świata przedstawionego.

SIKORSKA-MISZCZUK Tak, i uważam, że to, co robię, jest trudniejsze, niż klejenie oraz przepisywanie. A jednocześnie istnieje druga, "dramaturgiczna" ścieżka, przez niektórych uważana za pełnoprawną propozycję dla widzów.

CIEŚLAK Często gorsza.

SIKORSKA-MISZCZUK Uważam, że musi powstać - musi zostać stworzony osobny świat. Uważam, że na szczycie jest artysta, kreator - autor opowieści, którą daje się drugiej stronie.

Choć może ten nowy, "przepisywany" z innych świat, też jest osobny?

Ostatnio jeżdżę po polskich teatrach jako jurorka konkursu "Klasyka Żywa". Jedna z jurorek zapytała mnie, czy jeśli mamy recycling dawnych dzieł - powstaje coś od nich lepszego? Lepszego od oryginału? To jest bardzo dobre pytanie, a ja nie jestem wcale pewna, czy powstaje. Grzegorz Jarzyna, który jest czarodziejem na scenie, za co bardzo go lubię, wystawił T.E.O.R.E.M.A.T. według Pasoliniego. Piękny spektakl, a jednak bez ducha. Pasoliniemu o coś chodziło, i to bardziej niż Jarzynie.

CIEŚLAK Zaczyna nam się kłaniać Mrożek z jego dziesięcioma zasadami i hasłem "reżyserze, nie zmieniaj mojego tekstu". Ale są też twórcy, którzy rozwalają wszystko według własnego widzimisię. Z kim Ci po drodze?

SIKORSKA-MISZCZUK No, na pewno nie z tymi, co wszystko rozwalają. Oczywiście, zdarza się bezczelność świeża, fajna, twórcza, która pozwala wstać z kolan klęczącym przed pomnikiem. Jest też młoda, nowa publiczność i ona nie zdzierży starego języka, nie rozumie go.

CIEŚLAK Na takie argumenty najlepszym kontrargumentem jest "Aktor" Michała Zadary, który rzekomo anachroniczny, hermetyczny tekst Norwida podał w lekki, klarowny sposób. Okazuje się, że dobry reżyser potrafi uruchomić starą teatralną machinę, nawet jeśli innym wydaje się, że już nie zadziała.

SIKORSKA-MISZCZUK Takim przykładem dla mnie są "Dziady" Zadary.

CIEŚLAK Ale akurat ten spektakl jest obciążony jego interpretacją, czemu, nie wiem dlaczego, zaprzecza, mając prawo do interpretacji.

SIKORSKA-MISZCZUK Zadara przepuścił przez siebie świat autora i efekt jest poruszający. Oglądałam spektakl, siedząc na widowni z gimnazjalną publicznością, która patrzyła jak zaczarowana. Zapomniała nawet o swoich telefonach komórkowych. Czyli można! Ale moim zdaniem celem Michała nie było ego, tylko większa sprawa. Nie chcę dopisywać Michałowi intencji, jednak jest na skrajnym biegunie wobec reżyserów, dla których tekst dramatopisarza jest odskocznią do własnych fantazji i popisów. Dlatego po wysłuchaniu i obejrzeniu Dziadów wyszłam jak ogłuszona - językiem i jego urodą.

CIEŚLAK A czy byli tacy reżyserzy, którzy próbowali grzebać Ci w sztukach?

SIKORSKA-MISZCZUK Oczywiście, ale prościej mi dopisać scenę, niż zgadzać się na inny kompromis. Kiedy Natalia Korczakowska zrobiła kolaż z mojego i jej tekstu - zgrzytało mi. Wiedziałam, o co chodzi, ale zgrzytało mi. Nie rozumiałam, dlaczego precyzyjnie napisany tekst jest tylko częściowo wykorzystany. Dlaczego tekst o Ulrike Meinhof stał się kanwą opowieści o przemocy w teatrze, przemocy reżysera wobec aktorów. Inna sytuacja: robiliśmy z Michałem Zadarą w wiedeńskim Volkstheather "Mesjasza" o zaginionym rękopisie Brunona Schulza.

CIEŚLAK O tym, że czasami jest lepiej dążyć i szukać, niż odnaleźć.

SIKORSKA-MISZCZUK W pewnym momencie Michał chciał coś dopisywać. Powiedziałam "nie". Mogę dodać scenę, ale nikt nic nie będzie do mojego tekstu dopisywał. To w ogóle nie wchodzi w grę, bo tak jak ja piszę - nie napisze nikt. Czasami się mogę pogubić, bo brakuje mi czasu. Zgoda. Ale wtedy proszę o dodatkowy. Albo się spóźniam z tekstem.

CIEŚLAK Lubisz znaleźć sprężynę dramaturgiczną wynoszącą temat w nową przestrzeń. Tak było w "Walizce" - o potomku żydowskich ofiar Auschwitz, który chciał zapomnieć o swojej tożsamości, w czym przeszkodziła tytułowa walizka ojca zobaczona na wystawie ofiar nazizmu. W Popiełuszce do opowieści o kapelanie "Solidarności" użyłaś postaci Antypolaka.

SIKORSKA-MISZCZUK Musi być, lepszy-gorszy, ale paradoks Właśnie paradoks. Najpierw trzeba to znaleźć, namierzyć. To mi zajmuje najwięcej czasu. Pisanie zajmuje mi zdecydowanie mniej. Rozmawiałam z kolegami po piórze i każdy ma inną drogę. Kiedy się szuka własnego głosu, trzeba wiele wiedzieć o sobie.

CIEŚLAK Bohaterów, zarówno "Walizki", jak i "Popiełuszki", łączy to, że nie chcą się angażować w inny niż własny świat, nie chcą siebie przekroczyć, ale życie pokazuje nową drogę, stawia im wyzwania.

SIKORSKA-MISZCZUK Mnie się zawsze bardzo podoba, że można przekroczyć siebie. Że w każdym z nas to jest, taka możliwość. I to jest dla mnie porywające.

CIEŚLAK Ciekawe, że żaden katolicki autor nie napisał o Popiełuszce. Ciebie pociągnęła wizja wolności, o którą walczył ksiądz Jerzy - dla wierzących i niewierzących.

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. Bo przekroczenie to jest sprawa ludzka - zarówno dla katolickiego księdza, jak i naukowca-ateisty.

Wydaje mi się, że rutyna życia, w której większość z nas funkcjonuje, spełniając jakiś kolektywny sen - nie nasz, zabija na raty. W ten sposób marnujemy możliwości. Naszą wolność. Potencjał. Chodzi o to, że jest coś do namierzenia w nas samych. Chodzi o zbicie szklanego sufitu, który sobie zbudowaliśmy nad głową. O bycie kimś więcej.

CIEŚLAK "Walizka" była oparta na prawdziwej historii.

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. Zaciekawiło mnie, że główny bohater całe życie nosił nazwisko ojczyma. I kiedy zobaczył walizkę ojca na wystawie w Paryżu - coś w nim pękło, sytuacja zmieniła go. Wrócił do siebie, do swoich korzeni i przybrał nazwisko ojca.

CIEŚLAK W "Burmistrzu" świadomość głównego bohatera zmienia Matka Boska, która przychodzi we śnie, wzywając go do rozliczenia się z przeszłością miasta żyjącego w hipokryzji.

SIKORSKA-MISZCZUK Mamy do czynienia z normalnym człowiekiem, którego okoliczności stawiają wobec ekstremalnych wyzwań. Może obronić się tylko wtedy, jeśli zaufa swoim przekonaniom, które są niepopularne, nieoczywiste i konfliktują go z otoczeniem. Prawda nieoczywista daje największą siłę, taką siłę, jaką ma góra - że można ustać. Przynajmniej na czas wyzwania. Bo jak wiadomo, pierwowzór głównego bohatera wyemigrował potem do Ameryki. Nie mówię, że zrejterował. Kiedy stanął sam przeciwko wszystkim, zachował się jak w westernie.

CIEŚLAK Temat przekraczania łączy się też z empatią wobec ludzi, których nie lubimy, a wręcz nienawidzimy. Czy są osoby, o których nie chciałabyś napisać? A może jednak są granice przekroczenia i empatii?

SIKORSKA-MISZCZUK A jakie nazwiska masz na myśli?

CIEŚLAK Na przykład ojciec Rydzyk.

SIKORSKA-MISZCZUK Mogłabym napisać.

CIEŚLAK Pokochalibyśmy go - czy wyszłaby z tego "Szajba", w której naśmiewałaś się z polskich paranoi?

SIKORSKA-MISZCZUK Byśmy siebie w ojcu Rydzyku zobaczyli. Rydzyk to jest na pewno bohater. "Bigger than life", jak mówią Amerykanie. Można w nim zobaczyć wiele cech, które i dla innych Polaków są ważne w życiu. Rydzyk umie organizować, tworzyć, porywać za sobą. Oczywiście jest pytanie o cele i sposób. Ale nie można pisać tylko o pozytywnych bohaterach.

CIEŚLAK A już myślałem, że dostaniesz zamówienie od ojców redemptorystów!

SIKORSKA-MISZCZUK Nie zaakceptowaliby tego, co bym napisała - o czym przekonałam się przy okazji "Popiełuszki". Pewnie wielu krytykowało tę sztukę, nie widząc jej i nie czytając. Bo jeżeli jest uczciwa debata - a wszystko było w sztuce przeze mnie zdokumentowane - to znaczy, że są ludzie, którzy nie chcą znać prawdy.

CIEŚLAK W "Popiełuszce" naruszałaś tabu prymasa Glempa, który był źle nastawiony do księdza Jerzego i, paradoksalnie, działał w zgodzie z władzami PRL.

SIKORSKA-MISZCZUK Trudno się kopać z koniem.

CIEŚLAK W sztuce "Kobro", o Katarzynie Kobro, bardziej interesowała Cię cena za uprawianie sztuki czy artysta w rodzinie?

SIKORSKA-MISZCZUK Raczej kwestia ceny.

CIEŚLAK Płacisz taką cenę?

SIKORSKA-MISZCZUK Wiesz, są inne czasy. Ja mam chłopaków, dwóch synów. Nie mogę mówić o takiej sytuacji, jaką przeżywała Kobro z Władysławem Strzemińskim. Nie chciałam zresztą wchodzić dosłownie w ich prywatną historię. Nie miałam przekonania, że tak można. Zdecydowałam się pokazać to, co mogło być - przez pryzmat córki, konstruując rzecz ze strzępów relacji i moich interpretacji. Jeśli chodzi o mnie, zawsze starałam się stworzyć taką sytuację dla moich synów, by wiedzieli, że nie mają matki, na przykład, dentystki. Aby czerpali z faktu mojej nietypowej profesji jakiś rodzaj radości, na tyle, ile w swoim wieku byli w stanie ogarnąć. Tak się składa, że z jednym i drugim synem siedziałam w domu przez ich pierwsze trzy lata i nawet PiS nie mógłby się do mnie w tej kwestii przyczepić. Rodzinne wartości spełniałam. Może nie do końca, bo najpierw rozwiodłam się z ojcem pierwszego, a potem drugiego - co nie zmienia faktu, że byli i są bardzo kochanymi dziećmi. Jednocześnie czuję, że bycie artystą to jest bagno. Naprawdę. Wciąga w świat obsesji, szaleństwa, skupienia się na tworzeniu. Thomas Mann najlepszym przykładem. Żona dbała o czarodziejski dom z biurkiem i pięknym widokiem z okna, żeby tylko mógł pisać. Bycie pisarzem na pewno oznacza funkcjonowanie w dwóch światach, a może pomiędzy tymi światami. Czasami myśli się o czymś tak bardzo, że dziecku trudno się przebić. Wtedy ono macha ręką i mówi: "Mamo, hello!". Trzeba mu wtedy odmachać.

CIEŚLAK Zostałaś prezesem niedawno powołanego do życia Stowarzyszenia Dramatopisarzy i Dramaturgów. Jak oceniasz ekonomiczne i systemowe warunki funkcjonowania obu tych zawodów?

SIKORSKA-MISZCZUK Stowarzyszenie jest wciąż w fazie rejestracji, ale na Facebooku mamy już ponad dwustu członków. Oczywiście z pisania dla teatru utrzymuje się - ja wiem - może dziesiąta część? Myślę, że najbardziej kompromitujący dla państwa jest brak możliwości ubezpieczenia emerytalnego dla pisarza. Nas dla państwa nie ma. Można oczywiście założyć fikcyjną firmę i płacić miesięczną składkę, czyli tysiąc złotych, co przekracza możliwości wielu z nas. Jeśli chodzi o ubezpieczenie zdrowotne - możemy się ubezpieczyć dobrowolnie. Płacę składkę zdrowotną, emerytalnego ubezpieczenia nie mam. I to jest moja wizja przyszłości: brak jakichkolwiek pieniędzy. Cała ta sytuacja wskazuje, że rządowe wyobrażenie pisarza oscyluje między romantyczną wizją artysty, który pisze, bo musi - z porywu serca - a wizją skrajnie kapitalistyczną: "A co nas k..wa obchodzi: jak chcesz pisać, to się martw!". Mam zresztą na ten temat rozmowy rodzinne. Mój brat jest producentem w branży obuwniczej. Mówi mi, że ubezpieczenie to moja sprawa, bo większym problemem jest zalew tanich towarów z Chin. Mój brat jest wkurzony, kiedy państwo wybiórczo obejmuje opieką niektóre grupy - głównie grupy nacisku, czyli rolników, górników. Piszących dla teatru wśród nich nie ma. Wiadomo: płonącą oponą w rząd nie rzucimy.

CIEŚLAK Ile może otrzymać dramatopisarz za sztukę?

SIKORSKA-MISZCZUK Zależy, jak kto działa. To jest również pytanie o wydolność. Artur Pałyga pewnie się nie obrazi, jak powiem, że bardzo dużo pisze. Dużo pisze Paweł Demirski, który jest zjawiskiem totalnym.

CIEŚLAK 40 tysięcy za sztukę liczący się pisarz może dostać.

SIKORSKA-MISZCZUK Myślę, że to są najwyższe stawki - najlepszych. Nieznany autor, albo mniej znany, dostanie parę tysięcy. Wielu pisarzy zgadza się na brak tantiem. Ja się nigdy na to nie zgadzam. Dla zasady.

CIEŚLAK Bo to jest Twoja szansa na emeryturę. Zauważmy, że ważne dla pobudzenia polskiej dramaturgii okazały się rządowe konkursy, w tym Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

SIKORSKA-MISZCZUK Oczywiście. Konkurs to świetna zachęta do ożywiania rynku. Wspomnijmy też Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną oraz R@Port, festiwal nowej polskiej dramaturgii, a także poznańskie "Metafory Rzeczywistości". Jeśli laureat otrzymuje 25 albo 50 tysięcy złotych - przez pół roku lub przez rok może spokojnie pisać. Jest to rodzaj stypendium, które można też otrzymać w programie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Konkurs na sztukę tv rozpisała też Telewizja Polska. I dobrze zadziałała "Teatroteka", czyli premiery Dwójki produkowane z niższymi budżetami przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych.

CIEŚLAK Niedawno była emitowana w tej serii "Walizka".

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. I również za granicą budzi zainteresowanie fakt, że za niewielkie pieniądze, z mniejszymi gażami reżysera i scenografa, można przyzwoicie produkować prapremierowe spektakle w nowocześniejszej formie, które może obejrzeć wiele osób.

CIEŚLAK Jakie są oczekiwania Waszego Stowarzyszenia?

SIKORSKA-MISZCZUK Są bardzo cechowe. Nie chcemy wolnej amerykanki przy wejściu do zawodu. Dlatego stworzyliśmy wzór umowy dla pisarzy i teatrów, który będzie do pobrania na stronie linkowej z portalu Instytutu Teatralnego. Zamierzamy określić rolę dramaturga, który wspomaga reżysera w pracy z aktorami. Zależy nam też na znalezieniu optymalnej formy dla programu rezydencjalno-stypendialnego oraz ustanowienie ministerialnego konkursu dla młodych. To są nasze hasła, ponieważ Stowarzyszenie nie jest zarejestrowane. Za wszystkie te sprawy wezmę się po premierze Czarodziejskiej góry.

CIEŚLAK Pisać libretta zaczęłaś od "Graczy" w reżyserii Andrzeja Chyry w Operze Bałtyckiej w Gdańsku.

SIKORSKA-MISZCZUK Moja przygoda zaczęła się od tego, że zobaczyłam w prasie wzmiankę na temat jego premiery. Pomyślałam, że znam rosyjski, piszę dla teatru, opera to nowa przygoda, a poza tym we śnie przyszedł do mnie pies na dwóch łapach. Zapukał do drzwi, ja mu otworzyłam, a on powiedział: "Najważniejsza jest miłość i muzyka klasyczna". Skoro tak - odezwałam się do Andrzeja i zapytałam wprost, czy nie potrzebuje dramaturga. Powiedział: OK. Tak to się zaczęło. W bardzo prosty sposób.

A potem zaczęła się ta moja wielka przygoda: opera, dziewięciu facetów śpiewa, męskie klimaty i pytania, jak to zrobić? Andrzej na pewno zyskał w mojej osobie partnera do rozmów i analiz, ale przede wszystkim przetłumaczyłam na nowo libretto, które wcześniej było bardzo akademickie. Zrobiłam też adaptację. Myślę, że wydobyłam schizę, którą podszyty jest tekst Gogola. Dzięki temu widz był dotykany przez muśnięcia szaleństwa historii o cynicznej przemocy, jaką stosują wobec siebie faceci z dziwnym poczuciem humoru. A kiedy Andrzej otrzymał od Michała Merczyńskiego, dyrektora Malta Festival Poznań, propozycję wyreżyserowania Czarodziejskiej góry, poprosił mnie o libretto. Wiadomo było, że komponować będzie Paweł Mykietyn.

CIEŚLAK Znalazłaś niesamowity punkt wyjścia do otwarcia opery.

SIKORSKA-MISZCZUK Napisałam postać Amerykanki, która mieszkała w pokoju nr 34 sanatorium Berghof w Davos do czasu śmierci, tuż przed przyjazdem Hansa Castorpa. Tuż przed śmiercią śni się jej Hans trzymający jej szpilki. Ale pierwszym impulsem była sugestia Andrzeja dotycząca głębokiej więzi, jaka łączy Hansa z kuzynem Joachimem, którego Castorp przyjeżdża odwiedzić w Davos. Na początku, zanim zostanie zdiagnozowana u Hansa choroba, Joachim i Hans są kompletni. Ta kompletność była wyzwaniem dla mnie i dla Andrzeja. Również dlatego, że takie książki jak Czarodziejska góra czyta się na różnych etapach życia, i czyta różnie, a także powraca do nich, co zależy w dużej mierzy od naszej osobistej perspektywy. Musieliśmy więc utworzyć z Andrzejem "my" - wspólne dla nas obojga. Wiedzieliśmy, że Joachim i Hans są awersem i rewersem, że Joachim jest szczęśliwy z powodu przyjazdu młodszego kuzyna, ale paradoksalnie, gdy Hans zostaje w Davos, ich drogi zaczynają się rozchodzić. Joachim oczekuje, że obaj będą nieprzejednani wobec miłości, która wsącza się w ich serca, bo Joachim zakochuje się w Marusi, zaś Hans w Kławdii. Castorp widzi, co się dzieje z kuzynem, bo na widok Marusi Joachim dostaje plam i wypieków na twarzy. A sam Castorp, na swojej drodze dojrzewania, ma przygodę z Kławdią. Joachim, wojskowy, który marzy o powrocie do armii, mówi miłości "nie". Woli umrzeć, niż miałby się poddać uczuciu. Wyjeżdża z Berghofu z pełną świadomością, że wyjazd go zabije. Ale wraca szczęśliwy. Dlatego stworzyłam scenę, w której Joachim, już po śmierci, rozmawia z Marusią. Dopiero kiedy umarł - jest wolny. Może jej powiedzieć: głaszcz mnie i dotykaj.

CIEŚLAK A Hans?

SIKORSKA-MISZCZUK Castorp całkowicie otwiera się na miłość. Przyjeżdża, de facto, jako chłopiec, i zaczyna się nabudowywać. Zakochuje się w Rosjance, śni mu się, a jednocześnie on musi dojrzeć do miłości, żeby stać się partnerem.

CIEŚLAK Ale nie podołał temu na czas.

SIKORSKA-MISZCZUK Dlaczego? To się dzieje w scenie nocy Walpurgii. Hans, wykorzystując karnawałową zabawę, przekracza samego siebie. Znowu mamy ten motyw. To przekroczenie jest podwójne. Najpierw mamy retrospekcje związane z Przemysławem Hippem, szkolnym kolegą, w którym się zakochał. Wtedy, w młodzieńczych czasach, nagle coś w niego wstąpiło i podszedł do kolegi, mówiąc: "Pożycz mi ołówek". Obaj doskonale wiedzieli, o co chodzi, czego dotyczyła ta wypowiedź. Hans zachował się bezwstydnie. Zrzucił maskę. Dokładnie taka sama scena ma miejsce w Berghofie. Na końcu pierwszego tomu Hans, który na początku historii nie był w stanie wytrzymać nawet spojrzenia Kławdii, bo tak bardzo się wstydził - podchodzi do Kławdii śmiertelnie blady i mówi: "Pożycz mi ołówek". Kławdia dziwi się, że Castorp mówi do niej per ty, a on odpowiada "A jak inaczej?". Wprost rozmawia z nią o tym, że ją kocha.

CIEŚLAK Za późno. Ona następnego dnia wyjeżdża.

SIKORSKA-MISZCZUK Ale idą do łóżka. Dochodzi do tego, co wydawało się zupełnie niemożliwe. Kiedy Kławdia wyjeżdża - on na nią czeka.

CIEŚLAK Wraca, ale z nowym partnerem, Holendrem Peeperkornem.

SIKORSKA-MISZCZUK Fakt. Na pewno Kławdia po powrocie lekceważy Hansa. W książce można przeczytać opisy "scenariuszy", jakie snuł Hans na temat powrotu Kławdii i co wtedy będzie. Tymczasem noc, która była najważniejsza dla niego, Kławdia traktuje jak nieznaczący epizod. Kompletnie go ignoruje - on dla niej nie istnieje. To trwa cztery tygodnie, co w morzu czasu, jaki opisany jest w powieści, może nie brzmi imponująco. Ale można za to zapytać, czy cztery tygodnie cierpienia to mało?

CIEŚLAK Po czterech tygodniach Hans staje do walki.

SIKORSKA-MISZCZUK Tak. Kławdia odzywa się niespodziewanie, przedstawia go Peeperkornowi, ten zaś czując, że wcześniej rozegrała się jakaś historia, każe mu pocałować Kławdię, ale w czoło. Na co Hans, oczywiście, się nie godzi.

Nie wierzę w przyjaźń Hansa z Peeperkornem. Nie wierzę w żadną przyjaźń Hansa. Wiem, że ten młody facet każdego ze swych mentorów połyka. Bierze z nich to, co chce, a resztę odrzuca. Mann, dla którego Castorp jest rodzajem emanacji, nienawidził szkoły i wszystkich mentorów, którzy mówili mu, jak ma żyć. Poza tym wszyscy mentorzy w Czarodziejskiej górze są przemocowi - zarówno rzekomo liberalny Settembrini, jak i jezuita Naphta, który wprowadziłby Królestwo Boże na ziemi ogniem i mieczem. Obaj nie dają żadnej opcji wyboru. Żądają tego, co jest zgodne z ich światopoglądem. Peeperkorn, sybaryta, król życia, też jest przemocowy: organizuje zabawę, kolację i wszyscy muszą w niej brać udział. Wszyscy mają być, pić i jeść. Podobny jest radca Behrens. Mówi: po śmierci nie ma nic, a w życiu jest tylko ciało, które po zgonie pęknie jak u żaby, więc korzystaj z ciała za życia i nie dorabiaj do tego romantycznych historii. Oczywiście, Mann jest misterny, zawoalowany. To jest narracja półsłówek. Behrens też nigdy nie mówi nic wprost. Ale ma w gabinecie pornograficzne rzeźby. A portret, jaki malował Kławdii, świadczy, że zna z bliska każdy por jej skóry.

CIEŚLAK Do czego dojrzewa Castorp?

SIKORSKA-MISZCZUK Na pewno do zemsty - żeby załatwić takiego faceta jak Peeperkorn i odpłacić Kławdii za to, że go zlekceważyła. Hans rozgryzł Peeperkorna. Wie, że w jego wieku przy życiu trzyma go miłość do młodszej kobiety. Kiedy dowie się, że jego ukochana się "puszczała" - co Castorp wsączy mu powoli, znowu półsłówkami, jako prawdę o Kławdii - już w następnej scenie mamy samobójstwo Peeperkorna. A kiedy Kławdia wzywa Hansa, ten mówi: "Proszę pani, panią to ja tylko w czoło pocałuję".

Jednak, jak mówią, zemsta jest rozkoszą bogów. Hans płaci swoją cenę. Jest wypalony. Pusty. Ale wtedy objawia mu się Joachim, który dla wszystkich uosabiał czystość, szlachetność, niezłomność. A muzyka przeprowadza Hansa poprzez wszystkie jego stany i pozwala mu zintegrować wszystkie doświadczenia, jakie miał.

"Czarodziejską górę" kończy piękne zdanie: czy narodzi się nowa miłość, czy z tego błota, w którym ginie podczas wojny Castorp, po siedmiu latach dojrzewania, czy z tego gorączkowego snu - narodzi się nowa, piękna miłość. Właśnie z tego zdania w moim libretcie narodziła się postać Amerykanki. Hans ma szpilki, które ona kupiła. Miałam na ten temat sen. Kobieta mówiła do mężczyzny o strzaskanym niebie, które trzeba pozbierać i złożyć na nowo. To strzaskane niebo zamieniliśmy potem na buty-szpilki, konkretny rekwizyt, którym możemy posługiwać się w teatrze. Na koniec mamy ślub. Ale jest też wojna. Czy to jest ślub ze śmiercią? A może nowa miłość?

Jacek Cieślak
Teatr Pismo
29 października 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...