Wymarzvłam sobie Wałbrzych i teatr

Rozmowa z Karoliną Krawiec

- Kiedy byłam w liceum, zaprosił mnie tutaj Piotr Kluszczyński, wtedy dyrektor artystyczny Szaniawskiego. On zobaczył mnie na festiwalu monodramów amatorskich, czyli "Festiwalu Ewentualnych Talentów Aktorskich" - opowiada Karolina Krawiec, dziś aktorka wałbrzyskiego teatru.

Alicja Śliwa: We foyer i na stronie teatru możemy podziwiać twoje zdjęcie z rowerem. Czy to twój ulubiony sposób na relaks?

Karolina Krawiec: - Tutaj uwielbiam jeździć na rowerze. Są tu góry i kiedy się zdenerwuję albo i nie, to jadę gdzieś do lasu czy do Parku Sobieskiego.

Polecasz jakieś trasy szczególnie?

- Właśnie ten park jest rewelacyjny do jazdy rowerem. Trzeba się sporo namęczyć, żeby wjechać na tę górę. Tam są piękne miejsca albo jak się pojedzie w stronę Podgórza i skręca, nie w stronę Dworca Głównego, ale w lewo a potem długo w górę. Generalnie jest tu pięknie. Pierwszy raz jesień pokochałam, będąc w Wałbrzychu.

Miło słyszeć, że oprócz teatru, podoba się sam Wałbrzych.

- Trochę sobie ten Wałbrzych i teatr wymarzyłam. Kiedy byłam w liceum, zaprosił mnie tutaj Piotr Kluszczyński, wtedy dyrektor artystyczny Szaniawskiego. On zobaczył mnie na festiwalu monodramów amatorskich, czyli "Festiwalu Ewentualnych Talentów Aktorskich". Zrobiłam dosyć poważny monodram o kobiecie chorej na raka na podstawie książki, która mnie poruszyła. To się spodobało i zostałam zaproszona do Wałbrzycha na "V Dni Młodego Teatru". Dostałam wtedy pierwszą teatralną gażę. Byłam tu z moją instruktorką teatralną, którą ubóstwiam - panią Lidią Głodowską. Odwiedziłyśmy wtedy też Szczawno i wody, których się opiłyśmy.

Teatr w Wałbrzychu, mimo że wtedy jeszcze przed remontem, bardzo mi się spodobał. Wtedy Piotr Tokarz grał "Piaskownicę", która też mi się bardzo podobała. Pomyślałam sobie, że mogłabym tu być... no i marzenie się spełniło.

Od zawsze chciałaś być aktorką? Czy miałaś inne pomysły na życie?

- Pomysłów miałam mnóstwo, ale zawsze mnie ciągnęło do sceny i publicznych występów. Gdzieś zawsze mnie interesował teatr, opowiadanie, historie... choć myślałam niekiedy, a może.... kosmonautą, lekarzem, psychologiem, dziennikarką, ale to byty krótkotrwałe pomysły.

Dostałaś się za pierwszym razem do szkoły aktorskiej?

- Nie. Zdawałam do Krakowa i tam byłam pod kreską. Miałam zdawać do Wrocławia jeszcze, ale złamałam sobie nogę w przeddzień egzaminu i nie pojechałam. Poszłam wtedy na pedagogikę do Legnicy na PWSZ. W mojej rodzinie było mnóstwo nauczycieli. Zresztą moja babcia była nauczycielką tu, w Wałbrzychu. Jeden z panów profesorów był rozczarowany - uczcił to minutą milczenia - że nie pójdę tą drogą i że wybieram jednak aktorstwo. Po skończeniu PWST we Wrocławiu trafiłam do Wałbrzycha razem z trzema osobami z mojego roku: Sarą Celler-Jezierską, Czesławem Skwarkiem i Piotrkiem Mokrzyckim. My mieliśmy szczęście, ale wiele osób z mojego roku nie pracuje. U niektórych pojawia się frustracja, a inni uważają, że muszą się czymś innym zająć.

Których pedagogów ze szkoły wspominasz najlepiej?

- Było mnóstwo dobrych pedagogów, którzy wiele mi dali. Bardzo dobrze wspominam zajęcia z Krzysztofem Draczem. Miałam do niego duże zaufanie i dużo od niego dostałam. Miałam zajęcia z Anną llczuk, która oprócz tego, że jest inteligentną kobietą jest także dobrym pedagogiem. Teraz zrobiła świetny spektakl dla dzieci i dla dorosłych "Dzieci z Bullerbynn". Doskonale się na nim bawiłam.

Mimo że niedawno skończyłaś szkołę teatralną, miałaś już możliwość pracy ze świetnymi reżyserami. Którą wspominasz szczególnie?

- Podczas każdej pracy doświadczyłam czegoś innego i jestem wdzięczna za wszystkie doświadczenia. Sebastianowi Majewskiemu jestem chyba najbardziej wdzięczna, bo on mnie tutaj do teatru przyjął. Pokazał także nowe spojrzenie na teatr i było to bardzo otwierające. Cenię sobie również współpracę z Wojtkiem Farugą. Maciej Liber dał mi dużo wolności i dziękuję mu za zaufanie. Miałam szanse dzięki tej pracy poznać inną siebie.

Czy tworząc postać PJ z kabaretu "Dom Aktora" Michała Walczaka wzorowałaś się na jakiejś konkretnej postaci?

- To był zlepek różnych postaci. Było tam trochę mnie, trochę nielubianych i lubianych przeze mnie reżyserów, np. bawienie się włosami podpatrzyłam u jednej z reżyserek. Trochę jest w tej postaci zawartych obserwacji z ludzi, którzy tutaj przyjeżdżają. Często jest tak, że osoby z Warszawy, które tu przybywają, są pełne entuzjazmu. Mówią, że Wałbrzych to takie niesamowite miejsce. Przez pierwsze dwa tygodnie są w stanie takiej euforii, a potem zaczynają już być coraz bardziej zmęczeni, a następnie wyjeżdżają. Dla nich to miasto to egzotyczne miejsce. To był również mój komentarz dotyczący Warszawy, co można określić jako "poza warszawska".

Wydaje mi się, że niezapomnianym przeżyciem było granie w Amfiteatrze spektaklu "PIN-OKIO" Szczepana Orłowskiego.

- Tak. Dzieci są cudowne. Do dzisiaj mówią mi "Dzień dobry" i mnie rozpoznają. Niektóre pamiętają, jak mam na imię. Niektóre mnie zagadują. Chwalą się, że potrafią czytać i np. czytają mi reklamy. Budziłam podziw, dlatego że miałam te różowe brokatowe usta, cała byłam trochę jak laleczka Barbie. Dzieci rysowały dla mnie laurki, robiły sobie ze mną zdjęcia.

Zdarzały się jakieś nieprzewidziane sytuacje podczas tego plenerowego widowiska?

- Dzieci znały już na pamięć tę sztukę i zdradzały czasem jakąś sytuację. To było urocze. Bywało, że się kłóciły. Podczas mojego monologu na pytanie, czy mam wyjechać, krzyczały: "Nie, zostań!", a czasem spały.

Nad czym teraz pracujesz?

- Razem z reżyserem Maćkiem Podstawnym pracujemy nad drugą i ósmą częścią "Dekalogu" Kieślowskiego i Piesiewicza. Spektakl nosi tytuł "Opowieści plemienne". Będę grała postać, która żyje, więc staram się bardzo rzetelnie do tego podejść. Jest to Hanna Krall. 28 lutego premiera. Jesteśmy na półmetku. Jestem pewna, że będzie ciekawie.

Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
13 lutego 2014
Portrety
Karolina Krawiec

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia