Wymowne milczenie

Paweł Passini to reżyser z alternatywnym rodowodem

Paweł Passini to reżyser z alternatywnym rodowodem (Gardzienice, Chorea), laboratoryjnymi fascynacjami, ale i doświadczeniem pracy w teatrach repertuarowych.

Hołubi go teatralna Polska, obsypując pozytywnymi recenzjami, propozycjami i nagrodami (m.in. główny laur gdyńskiego R@portu za "Wszystkie rodzaje śmierci"). Nie zmieścił się jak dotąd w żadnym pokoleniowym klubie, fruwając jako wolny atom pomiędzy uklasyczniającymi się w przyspieszonym tempie niedawnymi rewolucjonistami z warszawskiego TR-u, a najmłodszą, aktualnie promowaną buntowniczą „siódemką wspaniałych”. Artysta permanentnie krążący. Po ubiegłorocznym burzliwym rozstaniu z gminą Srebrna Góra wyszedł z teatralnej bezdomności dzięki otwartej postawie zjednoczonych lubelskich sił administracyjno-kulturalnych, i znalazł swój niewielki kącik w Centrum Kultury.

„U.F.O. Spotykacz” to pierwsza po tym transferze lubelska premiera wymyślonego i kierowanego przez Pawła Passiniego neTTheatre’u. Dodajmy, wykonana w koprodukcji z Teatrem Współczesnym ze Szczecina. Co istotne, także pierwszy spektakl zagrany pod szyldem Teatru Centralnego w nowym miejscu, w Sali tzw. Piątego Elementu przy Chatce Żaka. Splot okoliczności sprawił więc, że była to premiera oczekiwana z ciekawością. I co? Ano nic.

Lubelska premiera odbyła się zaraz po szczecińskiej, tuż przed Nocą Kultury. Ten, komu nie udało się dotrzeć na jeden z pokazów, z lubelskich mediów dowie się najwyżej tyle, że premiera się odbyła. Czy to nie jest zastanawiające, że nie doczekała się w naszej poczciwej prasie lokalnej żadnej recenzji? Mam na wyjaśnienie tego fenomenu swoją prywatną teorię. Pomimo wielu zastrzeżeń zdecydowanie odrzucam od razu najprostsze– że był to spektakl niewarty omówienia.

Science-Fiction w teatrze? Czemu nie – odpowiada Passini, ale, jeśli już, to z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli z utkanym wokół tematu kontaktu międzyplanetarnego kokonem popkulturowych skojarzeń. Reżyser ochoczo i bez ceregieli korzysta z tego arsenału pokazując „bliskie spotkanie piątego stopnia” z Obcym, który jest tutaj – oczywiście – zielonym ludzikiem. Od razu jednak z wątkiem S-F miksuje inne, bardziej chwytliwe dziś odniesienia. Nie jest to przypadek, że przestrzeń stworzona na użytek tego przedstawienia – biały kubik na przestrzał skanowany kamerami, przekazującymi twarze aktorów w „intymnym” zbliżeniu – powiela wzorzec reality show. Ten perfidny cytat wymownie świadczy o intencjach Passiniego, któremu cała zastosowana w „Spotykaczu” multimedialna maszyneria służy zdystansowanemu spojrzeniu na mechanizmy ludzkich zachowań. Z antropologicznym zacięciem grzebie w śmietnisku kulturowych odpadków, wyjmując co ciekawsze eksponaty, zestawiając je w zgrzytliwy teatralny collage.

„Pozaziemski” temat jest więc zaledwie punktem wyjścia, służy jako element nadbudowanej nad fabułą konstrukcji intelektualnej. Jej założenia są dość proste, co z jednej strony grozi popadnięciem w banał, a z drugiej – ma walor komunikatywności. Mówiąc w skrócie – wymowne milczenie zielonego ludzika narzuca mu funkcję lustra. Nie ma nam on nic do powiedzenia, czego byśmy sami o sobie nie wiedzieli. Wobec tego milczenia tym głośniej brzmi nasza gadatliwość, obnażająca ludzką małość, zagubienie, bezradność w kontaktach już nie z cywilizacjami pozaziemskimi, ale i – miedzy sobą, z najbliższymi. Passini – jako autor scenariusza – podąża tutaj śladem lemowskiego „Solaris” (nie tylko zresztą tej powieści, ale całej  olbrzymiej, „klasycznej” gałęzi literatury SF), i – niestety – gubi się w cieniu gigantów.

Kłopot „U. F. O. Spotykacza” polega na tym, że tak wielkie zbiory jak „ludzkość” to materia teatralna skrajnie niewdzięczna, trudno ją w sposób wiarygodny przedstawić na scenie. W spektaklu Passiniego ową ludzkość reprezentować ma tytułowy „Spotykacz”, czyli reprezentant, wybraniec. Owych spotykaczy mamy tutaj trójkę – a chęć przekrojowego ukazania „ludzkości” kończy się stworzeniem dość płaskich i trywialnych postaci, ludzi sprowadzonych do jednej czy dwóch stereotypowych cech, z którymi trudno się w czymkolwiek utożsamić, albo choć na chwilę przejąć się ich problemami. Gwiazdka telewizyjna zadziera nosa i jest lesbijką, młoda matka tęskni za córeczką, dobrze zbudowany pan jest zwolennikiem twardego męskiego wychowania i wielbicielem teorii spiskowych. Pomimo widocznego, potężnego zaangażowania aktorów, ich zmagania ze sobą oglądałem z coraz to większym dystansem, jak przez szklaną szybę.

Nawet ten pobieżny opis przyświeca inność teatru Passiniego, odrębność jego spojrzenia w stosunku do lubelskich teatralnych przyzwyczajeń. To chyba jedyny z powracających do Lublina reżyserów który uparcie bada regiony improwizacji, nie boi się amorficzności formy, szuka teatru w zdarzeniu jednorazowym, i myśli w równym stopniu muzyką jak i tekstem. Przywoływana w ten sposób struktura jest bardzo niestabilna, co i rusz ześlizguje się w niejasność czy banał, mimo wszystko jednak – pozwala zachować nadzieję na wrażenia gdzie indziej niespotykane. I to właśnie egzotyka teatralnej materii „Spotykacza” jest powodem, dla którego Lublin nie wie co ma myśleć, co ma pisać o zjawisku pod tytułem Paweł Passini.

Grzegorz Kondrasiuk
Lubelski Informator Kulturalny
18 lipca 2009
Portrety
Paweł Passini

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...