Wymyślona i nierzeczywista

(f) Prawdziwa historia - reż. Roman Polański – (Belgia / Francja / Polska) - zdj.: Paweł Edelman - mater. prasowe

Roman Polański przyzwyczaił już nas do swojego specyficznego stylu opowiadania historii. Jego znakami rozpoznawczymi stały się historie osobiste pojedynczych bohaterów (prawie nigdy par czy grup ludzi), nieśpieszne tempo opowieści i niepokojąca, mroczna muzyka, która towarzyszy obrazowi przez cały czas, a jednak wnika do świadomości widza dopiero wtedy, gdy bohater przeżywa chwile grozy lub niepokojąco oddala się od kamery, jakby na chwilę ustępując pola wyobraźni własnej widza, przez większość czasu ścieżka dźwiękowa jest niemalże niezauważalna.

Ktoś złośliwy mógłby do tej listy dodać także osobę głównej postaci żeńskiej w każdym filmie, którą niemalże zawsze odgrywa żona reżysera, Emmanuelle Seigner. Nie można być do końca pewnym czy ten zabieg należy krytykować. Koniec końców, niezależnie od stopnia nepotyzmu występującego przy obsadzaniu głównych ról, Pani Seigner może pochwalić się naprawdę dobrym warsztatem. Potrafi oddzieli zawód modelki od zawodu aktorki. Ta pierwsza bowiem może skupiać całą uwagę na świetnym wyglądzie zawsze i wszędzie, aktorka jednak nie powinna przesadnie się tym zajmować, powinna mieć odwagę do tego, aby na potrzeby sztuki odsunąć osobiste ambicje wyglądu sexbomby i poświęcić własny wizerunek piękności dla fabuły. Jej podstawowym zadaniem jest odegranie roli w taki sposób, aby była spójna i nie została przyćmiona przez osobę aktorki. Mimo wszystko tej roli nie potrafiła odegrać dobrze i w efekcie dostaliśmy słabą grę aktorską, która raczej szybko wypadnie z pamięci.

W „Prawdziwej historii" Polański sięga po stare, sprawdzone zabiegi stylistyczne z tym, że tym razem głównym bohaterem filmu jest kobieta, pisarka- Delphine Dayrieux. Cierpi ona na niemoc twórczą, spowodowaną zapewne zbyt dużą liczbą obowiązków po świetnym przyjęciu jej poprzedniego dzieła. Spotkania literackie, odczyty i rozdawanie autografów na prawo i lewo, wykończyły ją do tego stopnia, że nie potrafi ułożyć choćby jednego sensownego zdania. Wśród tłumu bezbarwnych, nieciekawych osób, powoli zaczyna popadać w otępienie, kiedy pewnego dnia na jednym ze spotkań, poznaje Elle (Eva Green). Już sam moment pojawienia się jej stwarza dziwne wrażenie, ponieważ Delphine z każdej strony jest otoczona fanami, którzy nie dają jej wytchnienia nawet na moment, jednak, kiedy po autograf zgłasza się Elle, cały tłum znika, są tylko one dwie i kameralna atmosfera.

Jak to zwykle bywa, bohaterki nie będą dzieliły ze sobą tylko tej przelotnej chwili. Wkrótce znowu mają okazję do spotkania, i tym razem wiedzą już, że nie powinny pozostawać tylko nieznajomymi, za sprawą zrządzenia losu, ich życia splatają się, coraz bardziej zależąc od siebie nawzajem. Dla Delphine, Elle staje się inspiracją, dawkowane starannie informacje o swoim życiu, jakie jej przekazuje, powodują zamierzony cel zaciekawienia ze strony pisarki. I kiedy już wszystkim wydawać by się mogło, że Elle będzie tutaj jedynie studnią, z której Delphine będzie czerpać natchnienia, okazuje się, że tajemnicza kobieta także potrzebuje pomocy, może nawet bardziej niż udręczona pisarka. Z czasem ich relacja zaczyna być coraz bardziej osobista, aż przeradza się niemalże w związek toksyczny. Autorka nie może się uwolnić od ciągłej obecności Elle, która narzuca jej swoje przekonania i poglądy, chce zrobić z Delphine kopię samej siebie, jednocześnie samemu starając się zmienić w nią.

Gdyby tylko dało się stworzyć dobry film samą fabułą. Chociaż mamy tutaj całkiem niezłą intrygę, pomysł jest dość oryginalny, to czegoś brakuje. Łagodne tempo, do którego przyzwyczaił nas reżyser, i które tak świetnie sprawdzało się w innych jego dziełach, tutaj dostarcza jedynie dłużących się, nudnych scen. To, co w innych produkcjach było najmocniejszą stroną, tutaj okazuje się najsłabszą, powodując, że na siłę próbuje się dopatrzyć tutaj cech Polańskiego, które są tak cenne dla jego twórczości. Nadal widać jego autorki rys w każdej scenie filmu, to, za co widzowie pokochali jego twórczość, w filmie jednak, brakuje czegoś, co spowodowałoby zaciekawienie tym co się wydarzy. Poziom filmu podnosi osoba Evy Green, która wzbudza zaciekawienie i niepokój, ale nawet ona grając w każdej produkcji dość podobne do siebie role, nie może dźwigać na barkach ciężaru całej fabuły. Oglądając filmu uważniej, zauważa się pewna prawidłowość. Delphine przez cały czas jest zewsząd otoczona ludźmi, ale gdy tylko na scenie pojawia się Elle, prawie zawsze są same. Otoczenie nie zwraca uwagi na Elle i zachowuje się jakby nie istniała, ogromne znaczenie jakie ma dla pisarki może w pełni docenić tylko ona sama. To, co dotyczy tajemniczej kobiety wydaje się nierzeczywiste, wymyślone, więc może nierzeczywista jest także ona sama? Nikt nie ma wyobraźni tak rozwiniętej jak pisarze, a po pisarzach grających postać głównego bohatera w filmie, można spodziewać się wszystkiego.

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Wrocław
24 marca 2021
Portrety
Roman Polański
Wątki
FILM

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia