Yoko Ono – człowiek i fenomen wolności

Rozmowa z Anną Magalską

Praca badawcza nad uniwersum Yoko Ono oglądanym poprzez pryzmat koncepcji filozoficznych o fenomenie wolności uzmysłowiła mi, jak głęboko humanistyczny wydźwięk ma jej twórczość. Artystka ta od zawsze jest wierna złożeniu, że sztuka i aktywizm społeczny to przestrzenie, które absolutnie powinny się uzupełniać. Zatem jawi się nam ona jako czuły obserwator świata manifestujący w swych dziełach-działaniach takie wartości jak: zniesienie rywalizacji, szacunek, tolerancję, pokój, ale też dowcip i dystans

Z Anną Magalską, autorką pierwszej polskiej monografii o Yoko Ono – „Yoko Ono. Wyobraź sobie... wolność międzyludzką", a także aktorką Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu - rozmawia Ilona Słojewską

Ilona Słojewska - Czy John Lennon, o którym zrealizowała pani w roku 2018 monodram „9 razy John L." swojego autorstwa i reżyserii, a który jest pani idolem, stał się pomostem do napisania biografii o Yoko Ono? Czy też ma ona zupełnie inne źródło?

Anna Magalska - Można tak to ująć, Yoko Ono jest przecież częścią historii „The Beatles". Idea zrobienia monodramu chodziła za mną przez lata, przekopałam wszelkie dostępne źródła, przeczytałam chyba wszystko, co napisano o Beatlesach i o Lennonie. W owych publikacjach nie mogło zabraknąć Yoko Ono, i choć ukazywała się w nich zawsze w cieniu sławnego męża, to jej dokonania jawiły mi się wielce porywające i pasjonujące. W czasie lektury odbywałam więc równolegle dwie arcyciekawe podróże – próbowałam wniknąć w świat Lennona, ale też i w świat Yoko, która zaimponowała mi swoją odwagą, kodeksem etyczno-filozoficznym oraz usilnymi próbami połączenia kultur Wschodu i Zachodu. Po premierze monodramu zaczęłam gromadzić materiały o „najsławniejszej nieznanej artystce" i „najsłynniejszej wdowie świata".
Drugim źródłem/impulsem do napisania książki, równie ważnym, był już nie pomost, a raczej mur – ostracyzm, z jakim Yoko Ono miała do czynienia przez całe życie. W większości przeczytanych przez mnie publikacji przedstawiana jest ona w sposób delikatnie mówiąc lekceważący, bagatelizujący. Czasem padały o niej zaledwie dwa, trzy słowa uwydatniające uszczypliwość autora pracy wobec japońskiej konceptualistki. Przyznam, że bardzo mnie to drażniło, dotykało, a wręcz złościło. Nurtowały mnie pytania: dlaczego tak jest? Skąd to postponowanie jej osoby i jej twórczości? Gdzie leży przyczyna tej antypatycznej i zafałszowanej oceny? Buntowałam się przeciwko temu, a że jako nastolatka pragnęłam zostać detektywką postanowiłam zrobić dochodzenie w tej sprawie. Eksplorowałam zatem temat wykluczenia, równości płci, feminizmu, wolności artysty itd.. Im więcej znajdowałam „dowodów" tym robiło się ciekawiej; to było bardzo nakręcające. Z całym tym zdobytym materiałem postanowiłam opisać uniwersum Yoko Ono z mojej perspektywy.
Pozwolę sobie jednak sprostować, że nie jest to biografia sensu stricto, a raczej analiza twórczości i doświadczeń, które ukształtowały ją jako człowieka i artystkę – co wydało mi się bardziej interesujące niż biografia.

- Okres preparacji, to najbardziej twórczy i wyobrażeniowy czas powstawania dzieła. Gdzie szukała pani materiałów źródłowych? Jakie odwiedziła pani miejsca?

- Posiadam całkiem sporą kolekcję książek o The Beatles i Johnie Lennonie, w nich zawarta jest jakaś część wiedzy o mojej bohaterce. Czytałam wywiady z kuratorami jej wystaw, analizowałam artykuły i opracowania jej prac umieszczone na stronach uniwersytetów z Wielkiej Brytanii czy USA. Cennym źródłem okazała się zasobna anglojęzyczna pozycja „Yes, Yoko Ono" autorstwa Jona Hendricksa z 2000 roku. Przekopałam internet, by wyłuskać najciekawsze wywiady z Yoko oraz o Yoko. W 2019 roku poleciałam do Liverpoolu na wystawę „Double Fantasy". W salach wystawowych spędziłam wiele godzin. Wykonałam dokładną dokumentację, katalogowałam wrażenia i emocje, jakie mi towarzyszyły. Kolejną była wystawa „The Learning Garden of Freedom" w Kownie we wrześniu ubiegłego roku. Chociaż wiele prac artystki znałam już wcześniej, to jednak książki/albumy czy inne media nie oddają ducha wystaw Yoko. Notatka, którą zapisałam po obu wystawach brzmiała: Yoko Ono - orędowniczką międzyludzkiej solidarności. Zarówno w Liverpoolu jak i w Kownie sporo było miejsc-pomostów pomiędzy twórcą, a odbiorcami. W przestrzeniach galerii zaaranżowane były pomieszczenia, gdzie ci drudzy mogli się spotkać z siłą własnej wyobraźni poprzez uczestnictwo w działaniach performatywnych, które przygotowała dla nich artystka. W Kownie miałam ogromne szczęście poznać Jeffreya Perkinsa, przyjaciela Yoko Ono. Podczas wielogodzinnych rozmów z nim utwierdzałam się w moich domniemaniach na jej temat – obraz artystki stawał się co raz bogatszy, pełniejszy i bardziej klarowny. Cały ten proces poznawczy był przede wszystkim poszukiwaniem wiedzy o niej samej, jako o człowieku, ale również o artystce zwracającej szczególną uwagę na kruchość/ulotność ludzkiego bytu (w duchu zen).

- Treść monografii uzupełnia pani w bardzo bogaty sposób przypisami, których wartość merytoryczna, ją dopełnia. Czy to sygnał dla czytelnika, że każda informacja o Yoko Ono jest bezcenna?

- Wydało mi się to za równo naturalnym, jak i koniecznym zabiegiem potrzebnym do prowadzenia narracji o tej artystce. Tak naprawdę nigdy nie jesteśmy w stanie ocenić czy przeczuć, co pozostawi w nas ślad na zawsze. Poruszałam się więc w tym temacie trochę intuicyjnie. Podążałam za moją bohaterką starając się nie pominąć fundamentalnych i kształtujących ją zdarzeń-doświadczeń-czasu-ludzi, które to miały istotne konsekwencje w jej osobistym i twórczym życiu.
Starałam się więc, by każdy, kto zanurzy się w tej opowieści, miał wszystko w jednym miejscu – w mojej książce. Aby opisać świat Yoko Ono korzystałam przecież z wielu terminów-nazw-haseł, ale również nazwisk ludzi rzadko funkcjonujących w powszechnym obiegu językowym – wszak opisywałam artystkę awangardową, na dodatek pochodzącą z innego obszaru kulturowego.
Z własnego doświadczenia wiem, że „obce" słowa, których nie mogę od razu rozszyfrować, potrafią uprzykrzyć lekturę, zaburzyć rytm czytania. Dlatego postanowiłam dopełnić historię artystki licznymi przypisami. Wszystko po to, by czytelnik/czka nie musieli korzystać z innych źródeł informacji na poziomie czytania książki. Uważałam to wręcz za swój obowiązek – wyjaśnienie odbiorcy znaczeń-kontekstów-powiązań-zależności-odniesień, których nie mogłam ująć w samej treści książki.

- To pierwsza monografia tej artystki w Polsce. Z jaką materią się pani mierzyła?

- Przyznam, że gdy kilka lat temu na studiach kulturoznawczych pisałam pracę o Yoko Ono czułam się jak ryba w wodzie. Miałam świetny temat, miałam mnóstwo materiałów, ogromnie byłam w to zaangażowana. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie (byłam tym wręcz zdumiona), że w Polsce jeszcze nikt nie pokusił się o monografię artystki. Taki świetny temat-przestrzeń do eksploracji! Cóż, zachęciło mnie to tylko do dalszego pisania. Siłą rzeczy materia, w której się poruszałam była mi już znana. Historia Yoko Ono, performerki, opisywana przez aktorkę, fankę męża artystki oraz fankę samej artystki-aktywistki – to nie może się nie udać! Pomyślałam i ochoczo zabrałam się do prześledzenia całej jej twórczości (w tej kwestii, przyznam, miałam luki). Wszystkie pozycje na jej temat – opracowania/książki/artykuły uniwersyteckie/wywiady itd. są w języku angielskim, w związku z tym praca na tych materiałach nie należała do łatwych. Za to nowe wątki, powiązania, nowe zdobywane treści otwierały mi kolejne poziomy wiedzy, ułatwiały łączenie tropów, sprzyjały analizie. Ten etap pracy, bardzo intensywny, wygenerował konkluzję, iż dzieła Yoko Ono charakteryzują się radykalnością przy jednoczesnej prostocie formy. Ta ascetyczność wyzwala wielopłaszczyznowe odczytania, zostawia ogromne pole do interpretacji. Z całą pewnością było to dla mnie niezwykle inspirujące doświadczenie.

- Dlaczego wybrała pani Adę Jarzębowską, absolwentkę Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, jako ilustratorkę biografii?

- Miałam jakąś niejasną wizję plastyczno-graficzną swojej pracy – widziałam w niej fotografie wykonane osobiście na wystawach, ale uznałam, że to za mało. Intuicja podpowiadała mi, że książka powinna być w duchu zen, w charakterze prac mojej bohaterki – czyli minimalistyczna, przejrzysta, ale oczywiście jednocześnie atrakcyjna. Sprecyzowanie koncepcji przysparzało mi kłopotu. W tej kwestii niezwykle pomocną okazała się moja córka. Marta pokazała mi prace Ady Jarzębowskiej, które od razu mnie zaciekawiły. Przeczuwałam, że to doskonały klucz do zobrazowania mojej wizji. I nie myliłam się. Skontaktowałam się z artystką i przesłałam jej tekst książki. Po jakimś czasie rozpoczęłyśmy długie i konstruktywne dyskusje, nawiązałyśmy świetne porozumienie. Ada Jarzębowska wykazała się wspaniałą intuicją, doskonale wyczuwała moje intencje i wyobrażenia. Jestem zachwycona szatą graficzną jej autorstwa, bo jest dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.

- Intrygujący jest tytuł. Jak wyjaśni pani jego sens, istotę, przesłanie?

- Żeby objąć tak obszerny materiał musiałam znaleźć odpowiednią soczewkę-okular, przez który byłabym w stanie zbadać życie i twórczość mojej bohaterki. Tą soczewką była więc idea wolności.
„Wolność międzyludzka" to termin zaczerpnięty z eseju „Filozofia wolności" polskiego filozofa, ucznia Józefa Tischnera, profesora Tadeusza Gadacza. Pisze on, że człowiek całkowicie wolny byłby istotą totalnie samotną, gdyż funkcjonujemy w społecznościach, wspólnotach, związkach, zatem nasze poczucie wolności jest od nich zależne. I w nich dysponujemy zdeterminowaną pewnymi warunkami wolnością „od" i wolnością „do". Uwalniając się od jednych relacji tworzymy kolejne, nowe sieci powiązań. Zatem nasza wolność jest zawsze ustanawiana w relacji międzyludzkiej. Profesor porównał to do budowania pomostów umożliwiających spotkanie się. Co zaoferujemy drugiemu człowiekowi na owym pomoście zależy wyłącznie od nas – tolerancję, szacunek, bezkonfliktowość, czy coś zupełnie przeciwnego. Studiując filozofię na Uniwersytecie w Tokio, Yoko doskonale przyswoiła sobie myśl Sartre'a, że tylko wolny człowiek jest w stanie uznać wolność innego, dlatego na wszystkich jej pomostach/relacjach (życie/twórczość/aktywizm) postulat wolności wybrzmiewa tak donośnie. A realizować go można wyłącznie między ludźmi. Według artystki najważniejsza jest totalna komunikacja międzyludzka, która niweluje podziały. I do tego wcale nie jest konieczne muzeum, czy obiekty. Najważniejsze jest spotkanie z ludźmi. Dlatego teza Tadeusza Gadacza moim zdaniem celnie odzwierciedla filozofię, etykę oraz zasady, którymi kieruje się artystka.

- Co odkryła pani w Yoko Ono? Co zafascynowało? Czy jest w niej coś, co wymyka się pani dotychczasowemu oglądowi świata?

- Deskrypcja, analiza doświadczeń oraz interpretacja dzieł artystki była wręcz hipnotyzująca: to tak, jak wyciąganie i odpakowywanie czekoladek z pudełka – trudno się doczekać, by otworzyć kolejną. Praca badawcza nad jej uniwersum oglądanym właśnie poprzez pryzmat fenomenu wolności, poprzez tezy filozofów uzmysłowiła mi, jak bardzo głęboko humanistyczny wydźwięk ma twórczość Yoko Ono. Jedno z jej podstawowych założeń mówi o tym, że sztuka i aktywizm społeczny to przestrzenie, które absolutnie powinny się uzupełniać (z czym się absolutnie zgadzam). Zatem jawi się nam ona jako czuły obserwator świata manifestujący w swych dziełach-działaniach takie wartości jak: zniesienie rywalizacji, szacunek, tolerancję, pokój, ale też żart i dystans
Największe wrażenie na mnie zrobił fakt, że mimo tego całego blichtru, jaki jej towarzyszył przez całe życie, najdotkliwszym doświadczeniem artystki było, o czym wspomina, poczucie osamotnienia i ostracyzmu, z którym musiała sobie jakoś radzić. Może właśnie dlatego jej determinacja i upór połączone z odwagą w dążeniu do celów, które sobie wyznaczała są tak godne podziwu.

- Stworzyła pani monografię, nie tylko dla polskiego czytelnika. Myślę, że jej wartością merytoryczną oraz interpretacyjną, chętnie zainteresowaliby się i obcokrajowcy...

- Pisząc starałam się w taki sposób prowadzić narrację, by jej historia była wciągająca. By czytelnik/czka sam poczuł się jak detektyw. Od samego początku założeniem moim było to, by publikacją zainteresować każdego, kto choć odrobinę zwraca uwagę na bardzo szeroko pojmowaną kulturę. Yoko Ono to ikona sztuki awangardowej, aktywistka i feministka, wokalistka i kompozytorka, poetka i malarka, żona słynnego Beatlesa, kobieta z innego obszaru kulturowego, kobieta, która osiągnęła wielki sukces, migrantka, filantropka – a więc wielowymiarowość i unikatowość mojej bohaterki jest atrakcyjna i intrygująca. Starałam się poruszyć każdy ważny wątek z jej życia po to, żeby ukazać całą złożoność jej postaci, przedstawić ją w pełnym światle. Jeśli po tej lekturze choćby jedna osoba zmieni opinię o niej – z tej niesłusznie krzywdzącej na pozytywną – potraktuję to jako sukces. Kiedy John i Yoko organizowali międzynarodową akcję WAR IS OVER, jakiś dziennikarz spytał go: po co to wszystko, kilkanaście milionów wydanych na bilbordy? John wówczas mu odpowiedział: jeśli to ocali choć jedno ludzkie życie, to warto.
Myślę o tym, by przetłumaczyć książkę, ale oczywiście to zależy od funduszy, które musiałabym zdobyć. Nie jest to niemożliwe.

- Napisała pani biografię „tej Japonki" jako aktorka Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu. Co panią jako człowieka teatru w niej zainteresowało? Co sprzyjało pani jako aktorce? Czy było coś, co przeszkadzało?

- Zacznę od tego, że w całym tym procesie otrzymałam ogromne wsparcie od przyjaciół, od wykładowców UMK, od córki. To było bardzo cenne. Dzięki temu nie byłam w tym sama.
Podczas tej swoistej podróży sprzyjało mi chyba wszystko. Zacznę od doświadczenia scenicznego, które ułatwia proces poznawczy i wnikanie w życie postaci, nad którą się pracuje. Pomocna była też moja wewnętrzna ciekawość i wytrwałość w poszukiwaniu prawdy. Nie sprawiała mi kłopotu materia, na której pracowałam, w końcu zbliżona do mojego obszaru działań i prywatnie i zawodowo. Być może z racji mojej profesji dokonując opisów mojej bohaterki podświadomie korzystałam z własnej wieloletniej pracy na delikatnej sferze emocjonalno-psychicznej człowieka. Performerka to przecież też aktorka, tylko działająca na trochę innych zasadach. Eksploracja tak szerokiego i ciekawego zagadnienia, jakim jest performans była również fascynująca. Działania performatywne, jako sposób/akt wyrażania siebie i jako dziedzina sztuki, zawsze mnie ciekawiły. Pisząc książkę mogłam poszerzyć i pogłębić swoją wiedzę na ten temat. Historia Yoko Ono - performerki umożliwiła mi to. Wnikliwie przestudiowałam wszystkie jej performanse z lat 60tych. Były absolutnie ponadczasowe, odważne, wręcz rewolucyjne. Często szalenie proste, lecz przekazujące uniwersalne treści. A co najważniejsze, opierały się na silnej potrzebie komunikacji z odbiorcą. Jak wspomniałam już wcześniej, jej metoda polega na budowaniu pomostów, nie na stawianiu murów.
Tym, co od lat mnie zbliża do mojej bohaterki to jej poglądy społeczne i aktywizm. Ta świadomość dawała mi dobrą energię do poszukiwań i pracy nad książką. Snucie opowieści o Yoko Ono pewnym sensie było też odkrywaniem jakiejś cząstki mnie.

- Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w teatrze i w literaturze!
__

Anna Magalska - Rocznik 63. Grudziądzanka. W teatrze – od 1986 r. Rozpoczęła swoją drogę artystyczną jako adeptka w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Pod czujnym okiem ówczesnego dyrektora, Andrzeja Rozhina, w 1989 r. zdała w Warszawie egzamin eksternistyczny. Ważne role z okresu lubelskiego: Paulinka (Białe Małżeństwo, reż. Andrzej Rozhin, Magda (Sztukmistrz z Lublina, reż. Jan Szurmiej), Pani Lyons (musical Bracia Krwi, reż. Andrzej Rozhin). W roku 1994 zaangażowała się do Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu. Najciekawsze role z okresu toruńskiego: Agnes (Agnes, reż. Anna Augustynowicz), Lucynda (Piękna Lucynda, reż. Wiesław Komasa), Otla ( Pułapka, reż. Peter Gothar), Pan Bajer, Ethel Rozenberg, Pielegniarka i Anioł ( Anioły w Ameryce, reż. Marek Fiedor), Lalunia (Samotny Zachód, reż. Iwona Kempa), Eleonora (Tango, reż. Piotr Ratajczak), Maria (Nieskończona historia, reż. Małgorzata Warsicka).
W 2007 r. przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorowana odznaką ZASŁUŻONY DLA KULTURY POLSKIEJ.
2007 r. – zdobyła statuetkę Wilama dla najpopularniejszej aktorki.
2013 r. – Nagroda czytelników Gazety Pomorskiej dla najpopularniejszej aktorki.
Od lat zaangażowana w działania teatralne – edukacyjne na terenie Torunia i województwa; zwłaszcza z osobami wykluczonymi, z seniorami, dziećmi z terenów powiatowych.
Inicjatorka wielu wydarzeń pozateatralnych, m.in. koncertów charytatywnych.
Współpraca edukacyjna i reżyserska z: Fundacja Pro Theatro ( owocem tego były spektakle, które zakwalifikowały się na zagraniczne festiwale teatralne ), z Akademia walki z Rakiem i Fundacja Światło ( warsztaty i spektakle ).
Autorka, aktorka i reżyserka monodramu o Jonie Lennonie p.t. 9 x John L, granego w rodzimym Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu.
Rok 2020 przyniósł jej 2 wyróżnienia na Konkursie Pamiętajmy o Osieckiej organizowanym przez Teatr Nowy w Poznaniu.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
17 maja 2023
Portrety
Anna Magalska

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...