Z aktorami się nie sypia

rozmowa z Janem Nowickim

W piątek do kin w całej Polsce wchodzi fabularny debiut znakomitego łódzkiego dokumentalisty Jacka Bławuta.

Rozmowa z Janem Nowickim 

Jakub Wiewiórski: Gdy rozmawialiśmy w Skolimowie powiedział Pan, że może się założyć o wszystkie swoje pieniądze, że "Jeszcze nie wieczór" będzie filmem bardzo dobrym, o ile nie wybitnym. Czy jest Pan teraz spokojny o swoje pieniądze? 

Jan Nowicki: Jestem spokojny, bo w ogóle ich nie mam. Popłaciłem jakieś podatki, mam niedługo ślub, na który idą potworne kwoty, więc nawet jeżeli bym przegrał, to nie wiem czym bym się wypłacił. Dlaczego tak wtedy mówiłem? Bo widziałem, w którym miejscu stoi kamera i jacy ludzie się przed tą kamerą zjawili. To, kto został zaproszony do udziału w filmie, zostało bardzo mądrze a zarazem sprytnie przez reżysera wymyślone. A to przecież o to chodzi, żeby znaleźć takie miejsce i taką historię, które w jakimś sensie same się fotografują. Starzy aktorzy i dzieci to są najlepsi aktorzy. Ci w średnim wieku zajmują się głównie pracą koncepcyjną: jak się znaleźć w tym zawodzie, jak się rozwinąć, jak się pokazać. Ten film nie mógł być zły i nie jest. Jest bardzo dobry. Czy mógłby być wybitniejszy? Jasne. Wszystko może być piękniejsze niż jest, łącznie z Kaplicą Sykstyńską. Zatem o wszystkim, co się pojawia w świecie kultury, należy mówić wyłącznie w kategoriach krytycznych. 

Film, nawet jeśli mógłby być piękniejszy, to już odniósł sukces w Pana prywatnej klasyfikacji. Obejrzał go Pan, mimo że się zarzekał, że nie ogląda filmów ze swoim udziałem. 

- Nie dało się nie obejrzeć, bo Jacek jest bardzo ekspansywny. I od razu chciał zasięgnąć mojej opinii. Zobaczyłem go, co nie znaczy, że zrobiłem to z jakąś szczególną przyjemnością. Oglądanie siebie samego na ekranie jest rzeczą przykrą. Każdy zawód artystyczny, o ile aktora można nazwać artystą, opiera się na niespełnieniu. Na poczuciu, że mogłoby być lepiej. Jak się ogląda siebie samego i nie można już tego zmienić, to najzwyczajniej w świecie boli. Dlatego generalnie nie oglądam siebie, bo po co? 

Wróćmy do Skolimowa. Powiedział Pan tam, że mógł podczas kręcenia nabrać powietrza do płuc. 

- Granie w filmie to jest wielka przyjemność. Ja bym tego nie nazywał nawet pracą. Praca to jest w teatrze. Zagrać Króla Leara, to jest praca. Natomiast jeśli ktoś się męczy przy robieniu filmu, powinien rzucić tę robotę i przestawić się np. na produkcję salcesonu. Człowiek powinien być, jak długo się da, łagodny dla siebie. Przecież jak sami się nie zabawimy i jak nie odpoczniemy, to nikt za nas tego nie załatwi. 

Zresztą Skolimów to miejsce, przed którym należy zdjąć kapelusz. Aktorzy to dziwna nacja, nie zawsze ciekawa. Mój ulubiony cytat brzmi: "z aktorami się nie jada, nie sypia, nie rozmawia". To powiedziała Marta Gelhorn, jedna z żon Hemingwaya i miała rację. Aktorów można podziwiać, ale po co rozmawiać lub sypiać. Ale aktorzy potrafią się pięknie zachować. Potrafili pięknie bojkotować telewizję w stanie wojennym, nie mając co jeść, a w przypadku młodych ryzykując swoje kariery. A dom w Skolimowie to ewenement na skalę światową. Widziałem i ten w Weimarze, i inny w Finlandii - to w porównaniu ze Skolimowem są psie budy. Wolałbym żyć w nim i spacerować po pięknym ogrodzie niż mieć za ścianą wnuka, który uczy się grać na skrzypcach. Albo mieć dzieci obok siebie, które udają, że mnie kochają, a tak naprawdę czekają kiedy kopnę w wiadro. Skończyła się kultura kochania starej matki i starego ojca. Kiedyś to było wpisane nie tylko w zasady religijne, ale też w kodeks postępowania ludzkiego. Nikt nie wysyłał starca do szpitala, nie pozwalając mu umrzeć w domu. A to, że dziś się tak robi, jest dowodem zdziczenia młodych. Młody jest od tego, żeby trzymać starego za rękę, gdy odchodzi. Bo za chwilę będzie szukał ręki sam.

Jakub Wiewiórski
Gazeta Wyborcza Łódź
14 maja 2009
Portrety
Jan Nowicki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia