Z dużego ekranu na teatralną sceną

"Przełamując fale" - reż. M.Podstawny - 2. Festiwal Debiutantów Pierwszy Kontakt

Tylko do piątku potrwa w Toruniu 2. Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt". Za nami kolejne spektakle. Niezwykle dobrze przyjęte przez publiczność "Marzenia Nataszy" oraz niepokojące "Przełamując fale".

Najbardziej lubię ten rodzaj teatru, który nie powoduje za wiele uśmiechu na ustach. Który wstrząsa widzem i przyciska go do podłogi, nie dając za wiele wytchnienia. Bez zbytniej iskierki nadziei na happy end, ale za to z odważnymi pytaniami, z którymi publiczność zostaje pozostawiona już po opadnięciu kurtyny. Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego z Kalisza zmierzył się z taką właśnie sztuką, przenosząc na teatralne deski słynne "Przełamując fale". Spektakl jest adaptacją scenariusza filmu Larsa von Triera, który w 1996 roku nagrodzono Złotym Globem, Cezarem i Złotą Palmą.

Śledzimy losy zamkniętej społeczności na wybrzeżu Szkocji. Konflikt pojawia się już na samym początku. Oto Bess (grają Sara Celler-Jezierska), mimo sprzeciwu całej wspólnoty, decyduje się poślubić Jana (Dobromir Dymecki), robotnika, który przyjechał okresowo pracować na platformie wiertniczej. Jak łatwo się domyślić, ich związek zostanie wystawiony na próbę.

W wyniku wypadku Jan zostaje sparaliżowany od szyi w dół. Przykuty do łóżka postanawia zwolnić Bess z przysięgi wierności. Wykorzystując bezgraniczne oddanie prostej wiejskiej dziewczyny nakłaniają do perwersyjnej gry. Bess ma sypiać z innymi mężczyznami, a później opisywać mu szczegóły tych zbliżeń. Jej zachowanie rzutuje nie tylko na relacje z Janem, ale wzbudza też sprzeciw religijnej społeczności, w której nikt nie jest bez winy. "Każdy się tu przecież k..., więc o co to wszystko?" - pada ze sceny.

Rola Bess jest dość trudna do zagrania. Balansująca na styku zagubienia i psychiczno-społecznej niepełnosprawności. Wymagająca od aktora sporych umiejętności, aby nie została przerysowana. Debiutująca w spektaklu Sara Celler-Jezierska weszła w nią tak mocno, że można było odnieść wrażenie, iż jeszcze kilka minut po spektaklu, gdy kłaniała się przed publicznością, wciąż w niej tkwiła.

A sam spektakl? Bardzo dobrze zagrany, choć momentami nużący. Z powodzeniem można go było o kilka motywów skrócić.

Tomasz Bielicki
Nowości
31 maja 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...