Z siódmego rzędu

"Hangman" - reż. Evgeny Kozlov - Do Theater

Do Theater pokazał swój najbardziej znany spektakl. Zadowoleni byli wszyscy - nawet ci widzowie, którzy w Teatrze Na Woli oglądali go na stojąco. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte na 15 minut przed rozpoczęciem wieczoru.

„Hangman” Do Theater zdobył nagrodę, o jakiej marzą wszystkie zespoły na świecie. Bo First Fringe, jakie w 2007 roku przyznano w Edynburgu rosyjskiej grupie (pracującej w Niemczech), to wielka nobilitacja. W końcu zaszczytem jest już sama kwalifikacja na największy festiwal teatralny na świecie.

Dlaczego go nagrodzono? Reżyser Evgeny Kozlov postawił na niezwykle plastyczne obrazy i pędzącą w niewiarygodnym tempie „akcję”. Użycie cudzysłowu jest tu stosowne, bo mieliśmy do czynienia raczej z zaskakującym miksem pantomimiczno-performatywno-tanecznych epizodów. 

Ten spektakl najlepiej powinni zrozumieć ci, którzy siedzieli we wtorek w Teatrze Na Woli w... siódmym rzędzie. Zanim jednak wyjaśni się, dla kogo był zarezerwowany, warto wiedzieć, co było motywem przewodnim „Hangmana”. Zespół Do Theater przeprowadził nas przez pewien proces. Od pierwszej, bezpiecznej sceny spotkania trójki bohaterów, poprzez scenę morderstwa (wspaniale rozegraną podczas partii kart przy stole, nad którym bujała się metalowa lampa), aż po śledztwo, proces i publiczną egzekucję przez powieszenie. 

Do tego całą scenografię grupa stworzyła z codziennych gazet pokrywających całą powierzchnię sceny. Dzienniki to w „Hangmanie” także rekwizyty i temat jedynego tekstu mówionego (aktorka pokazuje, co ma w walizce: „smallpaper”, „stickypaper”, „shitpaper”). 

Cały ten teatr absurdu, odkrywające się kolejne karty łamigłówki czy urocze plastyczne obrazy (np. cienkie strumienie piasku podświetlone i sypiące się na meloniki bohaterów, dorożka stworzona z dwóch mimów i jednego szczudlarza, zapisujący wszystko skryba wyglądający tak, jak wyobrażamy sobie urzędnika z „Procesu” Kafki) przywodziły na myśl to, z czym na co dzień styka się dziennikarz. A wszyscy akredytowani przy Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Mimu siedzieli w jednym rzędzie. Tym z numerem 7. A trzeba pamiętać, że ten numer symbolizuje niebo i piekło równocześnie. Coś w tym jest.

Sandra Wilk
Zycie Warszawy
27 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia