Za drzwiami piękna i ideału

"Dom lalki" - reż. Michał Siegoczyński - Teatr Nowy w Poznaniu

„Dom lalki" w Teatrze Nowym w Poznaniu jest interpretacją dramatu Ibsena włożoną w ramy rzeczywistości showbiznesu w XXI wieku. Pokazuje, że nawet pusta, próżna panienka ma swoje uczucia i pragnienia.

Mimo iż może posłusznie kiwać główką, że wszystko jest cudownie, pięknie i nic więcej do szczęścia jej nie potrzeba, to jednak w jednym z przeszklonych, wypacykowanych pokoi dopada ją głos wnętrza i nagle cała cukierkowatość rzeczywistości zaczyna mieć gorzkawy posmak. A tak bezpieczny, wygodny i przyjemny, mogłoby się wydawać dom, przeradza się w więzienie, w którego ścianach poza blichtrem i blaskami fleszy kryją się intrygi i knowania, przekupstwa, zdrady i potajemny seks. Spektakl jest także pewnego rodzaju demaskacją życia gwiazdeczek, wejściem na ich prywatne grunta.

„Dom lalki", opowiadając o życiu Nory (Anna Mierzwa) i Helmera (Andrzej Niemyt) wpuszcza kamery nie tylko do ich życia, ale także powoduje, że widz pół spektaklu ogląda na dużym ekranie. Aktorzy przemykają za kulisami, gdzie toczy się spora część przedstawienia, a to, co oni robią łapie szklany obiektyw kamery. Cała magia teatru, jego wymiar metafizyczny pryska jak bańka mydlana. Zrozumiałym wydaje się być fakt, że tworząc spektakl o reality show na kształt Big Brothera, nie można nie użyć kamer, jednak chcąc oglądać obraz cyfrowy można równie dobrze pójść do kina albo nawet nie fatygując się wychodzeniem z domowego ciepełka, obejrzeć coś na własnym odbiorniku. Wystarczy tylko wcisnąć jeden guziczek i w rozczłapanych kapciach przed telewizorem, za cenę abonamentu obejrzeć dokładnie to samo. Więc po co wtedy teatr? Zupełnie trywialne wydają się być także sceny uprawiania miłości - bez uczucia, których współczesna telewizja dostarcza nam bez liku. Tutaj pojawia się pytanie, czy teatr także musi? Czy na deskach nie ma innych sposobów do pokazania tego, co wszyscy doskonale już znają? Niemniej jednak scena łóżkowa, przypominająca skecz Krystyny Jandy i Stanisława Tyma w Opolu 2012 pt. „W łóżku", dzięki kamerom nabiera drugiego wymiaru i należy przyznać, że jest to bardzo przewrotnie wymyślone i skomponowane.

W Teatrze Nowym można zauważyć pewną tendencję do tworzenia spektakli z muzyką na żywo jak np. „Osiecka, byle nie o miłości", „Dziady", czy „Imperium", a „Dom Lalki" wcale od tej skłonności nie odbiega i dobrze. Aktorki świetnie naśladują piosenkareczki, które chwytają się wszystkiego, byle zaistnieć. Dają tym samym popis swoich możliwości wokalnych, co jest nie lada gratką dla odbiorcy, i wywołuje śmiech na jego ustach, na przykład gdy Nora śpiewa przekombinowane „Tears in heaven", albo też mocne skupienie i współczucie na piosence końcowej.

Zastanawiającym jest, jak często we współczesnym teatrze, zwłaszcza w sztukach traktujących o teraźniejszości albo do niej się odnoszących, reżyserzy, autorzy scenariusza, czasami bez konkretnego celu, wpychają homoseksualizm do przedstawień. Czyżby dlatego, że to się dobrze sprzedaje? W spektaklu Michała Siegoczyńskiego postać Krotsgarda grana przez Nikodema Kasprowicza była kolorowym przerywnikiem w historii o szantażu i publikacji kompromitującego filmiku w sieci. O cechach trans, deklarował się, że jest jednocześnie hetero i cierpi z powodu utraty ukochanej kobiety. W poplątanej sieci relacji pomiędzy bohaterami jego wątek komplikuje sytuację jeszcze bardziej. Pojawienie się takiej postaci miało pokazać, że mężczyzna może zachowywać się bardzo kobieco, ubierać w babskie fatałaszki i wyginać się, jak fryga, ale to nie zmienia faktu, że jest on jednocześnie facetem, który pożąda kobiety. Narobił się z tego niezły bigos, ale z racji na ładną twarz aktora zjadliwy.

„Dom lalki" nie porusza tematów należących do najprostszych. Zakłamanie w relacji z drugim człowiekiem, ciągła obserwacja i inwigilacja prywatnego życia przez ciekawskich a także brak szczerości w stosunku do samego siebie powodują, że trzeba założyć maskę, skryć się przed światem, przed sobą. Albo inaczej: światu pokazać jedną twarz, kamerom inną, a sobie... Tu może dobrze byłoby zmyć makijaż i pościągać wszystko? Takie działania stawiają aktorom poprzeczkę bardzo wysoko. Grani przez nich bohaterowie ewoluują. Początkowy uśmiech i błyszczące oczy zamieniają się w przerażenie i grymas niezgody. Anna Mierzwa wcielająca się w postać Nory, zdecydowanie lepiej sprawdza się w psychodelicznych rolach od wnętrza, ukazujących drugie dno, rozedrganie emocjonalne i niestabilność psychiczną, niż w wersji puściutkiej panienki, gwiazdeczki, chociaż i ta kreacja nie jest zła, a dość wierna. W stylizacji podobnej do Amy Winehouse, pod koniec spektaklu pijana rzeczywistością, strachem i winem idzie na występ „live", ledwo trzymając się na nogach. Jednak trasa z garderoby na scenę mogłaby być ciut krótsza. W percepcji widza dłuży się okrutnie, ponieważ w kółko powtarza się dokładnie to samo działanie: aktorka patrzy w kamerę, słania się na nogach, pociąga z butelki, przewraca się, mąż ją podnosi... Jeżeli reżyserowi chodziło o oddanie efektu męki, jaką przeżywa Nora, to niewątpliwie się udało, ale gdyby było trochę krócej, nikt by na tym nie ucierpiał.

Pomysł na realizację spektaklu wydaje się być bardzo nowatorski, wykorzystujący technikę i jej możliwości, jednak zabierający wiele z klimatu teatru. Ciekawy, aczkolwiek niknący gdzieś w tłumie współczesnej nagonki telewizyjnej. Poruszający tematy jak najbardziej aktualne, o których głośno wokół, tylko robiący to w sposób bardzo podobny do tego, stosowanego przez media, różniący się jedynie tym, że aktorzy grają na żywo, a perspektywy kamer niekiedy milkną. Ukazuje bardzo jasno i wyraźnie pozorną wspaniałość, więzienie wolności. Wyrazy, które wyrzucane są bardzo szybko i mechanicznie. Potoki słów niosą sens, mało znaczący dla odbiorcy, w stronę którego płyną. Aktorzy musieli pamiętać tak o widzu, jak i o szklanych oczach, śledzących każdy ich ruch. Zostało im rzucone wyzwanie koncentracji, prawdziwości i uważności, któremu podołali. Trochę przerażająca wizja rzeczywistości, odkrywana przed oczami widzów przez wścibskie kamery teatru.

Daria Bełch
Dziennik Teatralny Poznań
9 grudnia 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia