Zabawka w czerwonej szacie

"Madama Butterfly" - reż. Waldemar Zawodziński - Opera Krakowska

Ciężkie dzieciństwo, szybkie wkroczenie w dorosłość, później okres naiwności i nieszczęśliwa miłość. Tak pokrótce można streścić wystawioną 5 czerwca w Operze Krakowskiej Madama Butterfly Gioacomo Pucciniego, w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego. To nie tylko historia gejszy porzuconej przez porucznika marynarki Stanów Zjednoczonych, ale także obraz egzotycznej Japonii

Libretto do opery napisał Luigi Illica. Inspiracji dostarczyły mu opowiadania Luthera Longa o życiu O-Cho-San z Nagasaki oraz sztuka o tym samym tytule, autorstwa Davida Belasco (1900). Prapremiera Madama… odbyła się 17 lutego 1904 roku w Teatro La Scala, gdzie została przyjęta nader chłodno, a nawet - wygwizdana. Opera pierwotnie składała się tylko z dwóch aktów, stanowczo zbyt długich, stąd role Cio-cio-san oraz Suzuki (jej służącej) były bardzo wyczerpujące. W konsekwencji cztery miesiące po premierze akt drugi podzielono na dwie części; 3-aktowe dzieło wystawiono w Brescii. Jednak prawdziwy sukces Madame Butterfly odniosła dopiero w 1907 roku w Metropolitan Opera. Cieszy się niesłabnącą popularnością do czasów współczesnych, o czym może świadczyć zrealizowanie w 1995 roku musicalu o tym samym tytule.

Przy komponowaniu Madama Butterfly Puccini starał się dogłębnie poznać japońską kulturę. Płynnie splótł hymn amerykański oraz siedem autentycznych melodii z Kraju Kwitnącej Wiśni (lub tylko ich fragmenty). Trzeba przyznać, że reżyser i scenograf Waldemar Zawodziński, choreografka Janina Niesobska oraz kostiumolog Maria Balcerek również doskonale oddali ducha japońskiej kultury. Stroje, jakie noszą wykonawcy, odpowiadają starodawnej tradycji. Cio-cio-san w dniu ślubu z Pinkertonem ma na sobie czerwoną szatę, która symbolizuje miłość i krew. W trzecim akcie natomiast przywdziewa biały strój – tak jak Japończycy zdecydowani popełnić seppuku, czyli rytualne samobójstwo za pomocą tantõ (noża). A w tle okna, amerykańska flaga, kotwica, ogromna twarz japońskiego bóstwa, zdradzonego przez Cio-cio-san dla „amerykańskiego boga”.

Madama… wpisuje się w nurt opery werystycznej (vero = prawda), który Puccini zapoczątkował pod koniec XIX wieku. Wówczas fantastyka, tak hołubiona przez romantyków, ustępuje miejsca realizmowi. Kompozytor rezygnuje z inspiracji ludowych: mitów, opowiastek, japońskiej baśniowości. Opowiada historię życia biednej dziewczyny, Cio-cio-san, niecnie wykorzystanej przez porucznika Pinkertona. Bohaterka od początku jest skazana na śmierć. Śmierć czai się nawet w drugim imieniu -  Madama Butterfly, bowiem w kulturze japońskiej motyl symbolizuje duszę zmarłej osoby.

W jej rolę wcieliła się Ewa Biegas, kreując wspaniałą postać kobiety skazanej na niespełnioną miłość oraz rozczarowanie; postać oddanej żony i matki, zranionej i porzuconej samobójczyni. Jej pełen blasku sopran dramatyczny był szczery, finezyjny, głęboko poruszający. Natomiast zawiódł Tomasz Kuk jako Pinkerton, ponieważ wielokrotnie zagłuszyła go orkiestra. Na uznanie zasługuje wcielający się w rolę Sharplessa (konsul USA w Nagasaki) Mariusz Godlewski, który zaprezentował techniczne mistrzostwo wokalne i aktorskie. Nie można również nie wspomnieć o Joannie Dobrakowskiej wcielającej się w postać Suzuki.
Muzyka Pucciniego wprowadza w niezwykle egzotyczny świat. Pulsuje wzruszeniem, ekstazą, nie brak w niej również dramatyzmu, co kunsztownie ukazała orkiestra Opery Krakowskiej pod batutą Tomasza Tokarczuka.

Patrycja Nowak
Dziennik Teatralny Wrocław
11 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia