Zabawy z publicznością

Chick Corea w Filharmonii Krakowskiej

Na jego utworach wychowały się pokolenia fanów i muzyków, jego nazwisko, tematy i płyty zna niemal każdy, kto choć otarł się o jazz. Ci, którzy nigdy nie słyszeli go na żywo - w Krakowie grał po raz pierwszy - nareszcie mieli sposobność przekonać się, jaką moc mają dźwięki tego artysty, płynące prosto ze sceny

Poniedziałkowy solowy występ Chicka Corei w Filharmonii Krakowskiej był pierwszym punktem w programie festiwalu Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie. Koncert składał się z dwóch części. Pierwszą artysta rozpoczął od utworu "Armando`s Rhumba" dedykowanego ojcu, który przed laty wprowadzał go w świat jazzu. Kolejno pojawiały się standardy Davisa, Billa Evansa, Monka i Buda Powella; był to niejako powrót pianisty do korzeni, do dziedzictwa tych gigantów jazzu, których dokonania go ukształtowały. W swych interpretacjach idealnie połączył własną stylistykę z najbardziej charakterystycznymi cechami języka muzycznego wymienionych artystów (słychać tam było także echa m.in. Arta Tatuma i Horace`a Silvera).

Druga część zaskoczyła ogromnym zróżnicowaniem repertuaru, wieloma zwrotami akcji i elementami show. Set rozpoczął się bardzo serio; pianista zagrał preludium Scrabina, ozdabiając je fragmentami improwizowanymi. Potem przyszła pora na autorski "The Yellow Nimbus" poświęcony gitarzyście flamenco Paco de Lucii, zaś kolejnym punktem programu było... malowanie dźwiękami muzycznych "portretów" osób zgłaszających się z widowni; dwie kolejno (w tym była miss - Ewa Wachowicz) zasiadły naprzeciw pianisty, by inspirować go do krótkich improwizacji. Atmosfera rozluźniła się na dobre, gdy padła propozycja muzykowania na cztery ręce. I znów nie zabrakło odważnych; podobał mi się zwłaszcza drugi z ochotników, posiadający pewne podstawy muzyczne i wyczucie jazzu. Po tych zabawach z dźwiękami znów powrócił klimat z pierwszej części; pianista wykonał kilka fragmentów ze swojego cyklu utworów na fortepian solo "Children`s Songs", łączących elementy muzyki klasycznej (Ravel, Debussy) z jazzowym pulsem. Ten fragment był, przynajmniej dla mnie, kulminacją całego występu - Corea mógł zaprezentować nie tylko swój niezwykły kunszt kompozytorski, ale i najwyższej próby warsztat pianistyczny; 70-letni artysta wciąż pozostaje w znakomitej formie (technika, artykulacja), co jest efektem nie tylko talentu, ale też codziennych ćwiczeń.

I to miał być w zasadzie koniec koncertu, jednak publiczność stanowczo domagała się bisów. Corea znów postanowił pobawić się ze słuchaczami, śpiewając z nimi (na cztery głosy), dyrygując i "podrzucając" im motywy do powtarzania (prastara technika call & response). Mało kto się domyślił, że owe motywy zostały wyprowadzone z tematu słynnego "Spain", który pianista zagrał w kolejnym bisie. Ciągłą owacją na stojąco publiczność "wymusiła" jeszcze standard "Some Day My Prince Will Come".

To był fantastyczny koncert, który na długo pozostanie w pamięci. Wielkie brawa dla wybitnego artysty, czujnej publiczności i organizatora, którym było Stowarzyszenie Artystyczno-Edukacyjne Jazzowy Kraków.

Bogdan Chmura
Dziennik Polski
14 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia