Zabij mnie monologiem

"Kocham" - reż. Krzysztof Prus - Teatr Nowy w Zabrzu

Tak ważny dla nas dzień jak Międzynarodowy Dzień Teatru, który przypada na 27 marca został godnie uczczony w Teatrze Nowym w Zabrzu. W pierwszej kolejności zostało odczytane orędzie Krzysztofa Warlikowskiego przez Zbigniewa Stryja oraz zostały przyznane nagrody dla zasłużonych pracowników teatru – nie tylko aktorów . Następnie odbyła się uroczysta premiera spektaklu „Kocham” w reżyserii Krzysztofa Prusa.

Sam tytuł spektaklu od razu sugeruje widzowi czego może się spodziewać. Z pewnością można oczekiwać tematyki miłosnej oraz problemów z nią związanych, ponieważ - jak wiadomo - nie ma „róży bez kolców". Tym bardziej, że głównym bohaterem sztuki jest pisarz, który posiada duszę romantyka oraz pragnie miłości takiej jak w „Mistrzu i Małgorzacie". Gdy w końcu poznaje swoją Małgorzatę, jego życie diametralnie się zmienia.

On (Grzegorz Cinkowski) – pisarz, romantyk, niskiego wzrostu, rozwodnik, posiada syna. Ona (Joanna Pawińska-Romaniak) – nauczycielka, wyższa od niego oraz o większych gabarytach, jest rozwódką, posiadającą córkę. Są w sobie zakochani, ale wciąż się kłócą. Czy zatem związek ten ma szansę przetrwać? Jak to zwykle w życiu bywa, początki zawsze są najpiękniejsze. Wypełniają go czułe słówka, częste telefony oraz schadzki. Pełen romantyzm przeplatający się z konkretnymi wymaganiami partnerki w stylu „ściągaj mi majty!". Jego jedynym zmartwieniem jest to, czy da radę kochać się z nią dwa razy. Ewentualnie zawsze może zrezygnować ze spaceru.

Do tego momentu spektakl był dość ciekawy, pełen śmiesznych sytuacji oraz rubasznych wypowiedzi z domieszką przekleństw. Ale czar prysł podczas monologu głównego bohatera. Właściwie tak naprawdę był to pijacki bełkot rozczarowanego mężczyzny, który czuje się zmiażdżony przez kobietę. Pewnie każdy z nas przeżywał rozczarowanie miłością i obiecywał sobie, że już nigdy więcej, jednak żale bohatera trwały stanowczo zbyt długo. Siedząc w fotelu miałam wrażenie, że upłynęło o wiele więcej czasu, niż w rzeczywistości. Jednym słowem męczyłam się wraz z biednym pisarzem. Niefortunny monolog ratowała jedynie gra aktorska Grzegorza Cinkowskiego . Za te ogromne emocje oraz energię wkładaną w kreację postaci należy mu się duży plus. Na pochwałę zasłużyła również Joanna Pawińska-Romaniak, która doskonale wcieliła się w swoją rolę. Zagrała kobietę, która wiedziała czego chce oraz jak sprawić, by omotać sobie Adama wokół palca.

Oczywiście nie należy zapominać o tak ważnym słowie jak „kocham", które przecież znajduje się w tytule sztuki i nie może być przecież bez znaczenia. Cóż tak naprawdę znaczy to słowo? Gdy Małgorzata wyznaje Adamowi miłość po raz pierwszy jest pewna, że go kocha. A on? Jak sam mówi, kocha trochę. Nietrudno się dziwić, że kobieta jest oburzona, bo przecież jak można kochać tylko trochę? Pisarz zaczyna się tłumaczyć, lecz tak naprawdę pogrąża się. Drugą sceną, w której został poruszony ten temat był moment, w którym Adam usilnie próbował namówić swoją partnerkę do seksu oralnego. W końcu jeśli by go naprawdę kochała to przecież by to zrobiła, a tak to pokazuje, że go kocha od góry do pasa. Scena dwóch dorosłych ludzi w łóżku bardziej przypominała rozmowę dwóch nastolatków, w której chłopak żąda od dziewczyny dowodu miłości. Muszę przyznać, że ta scena akurat nie przypadła mi do gustu, ponieważ miłość została tutaj sprowadzona jedynie do cielesnej przyjemności, natomiast odmowa wiązała się brakiem kochania. Takie zachowanie nie może dobrze świadczyć o mężczyźnie, a także o jego dojrzałości.

Oprócz doskonałej gry aktorskiej Grzegorza Cinkowskiego oraz Joanny Pawińskiej - Romaniak warto zwrócić uwagę na wizualną stronę spektaklu, w której panował minimalizm. Nie można było odnaleźć niepotrzebnych rzeczy. Wszystkie dekoracje jak łóżko, szafka z telewizorem i telefonem, toaleta oraz pół fiata 126p były mobilne. Ciekawe było również posługiwanie się multimediami. Scena była tak skonstruowana, że dało się na niej wyświetlać obrazy tańczącej pary, przejeżdżającego pociągu czy też brzegu rzeki. Nie zapominajmy również o młodej parze w tle, która występowała podczas przemówień bohatera. Odgrywali sceny ze ślubu mówiąc sobie „tak", tańcząc oraz ciesząc się sobą nawzajem.

Myślę, że na sam koniec warto wspomnieć o klamrze kompozycyjnej. Spektakl zaczynał się oraz kończył w ten sam sposób. Powtarzaną częścią był rozbudowany fragment z samego opisu spektaklu: Nasz bohater zawsze marzył, że przydarzy mu się „to, co przydarzyło się Mistrzowi i Małgorzacie. Że oto spotkam mą nieznaną ukochaną i że miłość napadnie na nas tak, jak napada wyrastający w zaułku morderca..." Dzięki temu widz wiedział, że za niedługo jego męki się skończą.

Magdalena Kapłańska
Dziennik Teatralny Katowice
21 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia