Zabrakło szczypty dramatyzmu

"Rigoletto" - reż. Natalia Babińska - Opera Nova w Bydgoszczy

Po świetnej realizacji "Cyganerii" Pucciniego, przyszła pora na drugiego genialnego Włocha. Bydgoscy artyści zmierzyli się z Verdim. Włoska opera jest wymagająca. Niemal każdy przecież potrafi zanucić, a bywa, że i zamruczeć - kilka z najsłynniejszych arii. Dla artystów Verdi i Puccini to wyzwanie, ale i wielka przyjemność śpiewania tak dobrze znanych dźwięków.

Nie inaczej było w minioną sobotę na deskach bydgoskiej Opery Nova, która na początek sezonu artystycznego 2014/15 przygotowała premierę "Rigoletta" Giuseppe Verdiego ze sławetną arią "La donna e mobile" Księcia Mantui. Wykonujący ją w III akcie Pavlo Tolstoy na szczęście odkupił nią nienajlepszy początek przedstawienia, ale właśnie z powodu tego startu nie dał jednak melomanom pełni radości tej arii, którą wszak wykonywał swego czasu sławny Caruso.

Wysokie "c"

Bydgoscy śpiewacy udźwignęli jednak tę sztukę, a przecież "Rigoletto" to przedstawienie wymagające dla reżysera i scenografa. Dyrektor Maciej Figas zaprosił do współpracy znaną już publiczności Opery Nova Natalię Babińską (jeszcze raz podziękowania za świetnie przygotowaną "Halkę") oraz Dianę Marszałek, której realizację "Cyrulika Sewilskiego" z Teatru Wielkiego w Łodzi podziwialiśmy podczas XXI edycji Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Ruch sceniczny i dekoracje w "Rigoletcie" są oszczędne, ale wyraziste. Nie brakuje w nich ukrytych znaczeń i odniesień. A sceny z udziałem rozwiązłego księcia ocierają się niemal o "momenty", nie przekraczając jednak granicy dosłowności.

Klasą samą w sobie ponownie była orkiestra pod batutą dyr. Macieja Figas. Widać i słychać było, że włoska muzyka naszym profesorom, jak zwykł był ich nazywać Sławomir Pietras, sprawia przyjemność grania. Doskonale prowadzili partie solowe, pozwalając śpiewakom pokazać skale swoich możliwości wokalnych. Nie inaczej było, kiedy władanie sceną przejmował chór, przygotowany przez chórmistrza Henryka Wierzchonia. Nasz chór od kilku już sezonów pokazuje, jak wiele znaczą sceny zbiorowe w przedstawieniach operowych, nic więc dziwnego, że soliści mają coraz trudniejsze zadanie w artystycznym starciu z tym partnerem. Wychodzi to na dobre wszystkim.

Goście, goście

Sobotnie wykonanie miłośnicy opery nagrodzili długimi brawami, jednak nie zerwali się z miejsc. Bo też "Rigoletto" to porządnie wykonana praca, ale zabrakło w niej szczypty dramatyzmu, którego ta opera jest przecież wręcz pełna.

Tragedia ojca i córki, nieukarana zbrodnia - toż to najprostszy przepis na wielkie widowisko! Nie tym razem jednak. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym przedstawieniem widowiskiem będzie się stawać, że artyści porzucą właściwą pierwszemu wieczorowi tremę, poczują się komfortowo w swoich rolach i długo jeszcze będą wzruszać widzów Opery Nova, a być może i sceny warszawskiej, bowiem podczas sobotniej premiery na widowni obecny był Waldemar Dąbrowski, dyrektor naczelny Opery Narodowej.

Wśród gości tego wieczoru byli także m.in. Radosław Sikorski, marszałek Sejmu, dr Jan Kulczyk (w kuluarach żartowano, że być może znów ożyją spekulacje na temat inwestycji najbogatszego Polaka w naszym regionie) oraz posłowie.

Najważniejsza jednak była wierna bydgoskiej operze widownia, która od lat z życzliwą uwagą śledzi działania naszego zespołu pod kierownictwem Macieja Figasa. Dyrektor nie ukrywa, że sztuka tak wysoka nie jest tania i co roku boryka się z problemami finansowymi, na tyle poważnymi, że podczas poprzedniej edycji BFO trzeba było ograniczyć liczbę zaproszonych realizacji. Oby bytność podczas premiery "Rigoletta" zarówno Waldemara Dąbrowskiego słynącego z dobrej ręki do finansowania sztuki, jak i Jana Kulczyka - dały nadzieję, na większe subsydia, które dyr. Figas zamieni w wielką sztukę.

Alicja Polewska
Gazeta Pomorska
21 października 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia