Zachwyt polskim folklorem
"Repertuar dla jednego artysty - Miąższ jedzie wiochą" - Radiowy Teatr PiosenkiGdy dziewczyna ma 21 lat i wychodząc na scenę mizdrzy się niemiłosiernie, kręci nieskromnie i śpiewa denerwująco manierycznie; gdy ma 21 lat i mizdrzy się nie dla mizdrzenia, kręci nie dla kręcenia i manieryzuje nie dla maniery; gdy ma 21 lat i robi powyższe, by wszystko sparodiować - błyskotliwie i bardzo świadomie; gdy ma 21 lat i jest jak jest - to jest świetnie, to jest bomba! I wybaczymy jej wtedy nawet różne brzydkie słowa - na przykład "dupa" czyli "daleko ukryta przestrzeń artystyczna". Zwłaszcza że dupa siada w samym sednie
Dziewczyna studiuje na KUL-u filologię polską (co nieco już wyjaśnia), śpiewa od dziesięciu lat, czyli pół życia, a z około czterdziestu festiwali muzycznych - z trzech wróciła bez głównej nagrody (co wyjaśnia już więcej). Dziewczyna nazywa się Joanna Ewa Zawłocka i w sierpniu tego roku wraz z lubelskim zespołem Miąższ otrzymała kolejną główną nagrodę - Trójząb Neptuna 40. świnoujskiej FAMY za najlepsze wydarzenie artystyczne zrealizowane podczas trwania festiwalu. Wydarzeniem był projekt "Repertuar dla jednego artysty - Miąższ jedzie wiochą". Wiele tu zmył. Pierwsza - artystów jest troje - oprócz Joanny dwóch muzyków: Sebastian Pikula - gitara, czasem harmonijka ustna, fujarka i głos, oraz Krzysztof Kolor Gadzało - kontrabas, czasem klawisze, piła i głos. Obaj znani są dobrze w lubelskim środowisku muzycznym, na co dzień grają w zespołach Słoma i Przedwietrze, nierzadko też towarzyszą Jackowi Kleyffowi - co da się zauważyć i dosłyszeć. Druga zmyła dotyczy "wiochy" lub - jak delikatniej określają to Miąższanie - "zachwytu polskim folklorem".
Owa "wiocha" w "Repertuarze dla jednego artysty" jechała w niedzielę w Studiu Radia Kraków podczas koncertu w ramach istniejącego od kwietnia Radiowego Teatru Piosenki Agnieszki Chrzanowskiej. Co istotne, "repertuar" współtworzył w Świnoujściu krakowianin Michał Zabłocki, który w ramach eksperymentalnych warsztatów poetyckich, wraz z paroma innymi autorami, napisał teksty piosenek. Zabłocki coraz chętniej uprawia wyrafinowaną grę słowną: inteligentną, surrealistyczną, a nawet purnonsensową. I to jest clou "Miąższu". "Jadą wiochą" - czyli wszystkim tym, co dla naszych mega-super-hiper-zaje-fajnych gwiazd show-biznesu jest obciachem. Jadą inteligentnym tekstem, zrozumieniem inteligentnego tekstu, umiejętnością śpiewu i gry, dobrym gustem artystycznym, dystansem, czyli - jak sami mówią - "przerostem treści nad formą". I właśnie ową przerośniętą formę będą bezustannie wyśmiewać - czy to napisem "Królowa jest tylko jedna" na koszulce wokalistki, czy to okrzykiem "Jesteście cudowni, kocham was!" - zgodnie z nauką pi-aru scenicznego, czy to obowiązującymi tikami i przyruchami scenicznymi, czy wreszcie - parodią manier i gatunków muzycznych: jazzu, popu, folku, opery, flamenco. Sami zaś najbardziej lubią - zatem i komponują - blues i jazz, a właściwie, tak go określają, "żaz". O czym śpiewają? Najogólniej ujmując: o wyścigu szczurów, szczurów każdej możliwej piwnicy, i o tym, że im się nie spieszy. O tym, że "sztuka nie wiadomo z czego wysnuta" - że można się przeedukować i zgubić siebie, że można się sprzedać i zgubić siebie, że można się zachlać i zgubić siebie. Albo o niczym, czyli o: "kłujko-ssawce", "kremie do wysadzania miasta" i "kocie w pocie".
Przyznaję, nie przepadam za spoconymi kotami i dadaizmem. I tego było dla mnie trochę za dużo. Dlatego z taką przyjemnością wysłuchałam tekstu Jacka Kleyffa z muzyką Michała Lorenca o tym, że "Samo dojrzewa wszystko, co trzeba", i jeszcze, zaraz po nim, góralskiej zadumki o miłości. Nie przepadam, ale doceniam. Doceniam ekwilibrystykę słowną Zabłockiego i ekwilibrystykę wokalną Zawłockiej. Zwłaszcza - gdy wydaje się całkowicie od niechcenia, ot - tak sobie, leciutko. To chyba talent?