Zaczarowała aktorską grą

"Tramwaj zwany pożądaniem" - reż. Maciej Prus - Teatr Wielki w Łodzi

Czwarty festiwalowy wieczór dostarczył widzom wyjątkowych muzycznych i wokalnych emocji, autorkami których były głównie kobiety. Joanna Woś kreująca Blanche Dubois, Aleksandra Wiwała w roli Stelli oraz Marta Kosielska, która poprowadziła orkiestrę. Joanna Woś, światowej sławy wokalistka operowa, obdarzona wyjątkowym sopranem, i to takim, by go określić, można sięgać i do słownictwa poezji, zachwyciła nie tylko możliwościami swego głosu, ale także jego pięknem. Zaczarowała swą aktorską grą.

Artystka stworzyła postać Blanche psychologicznie wielowymiarową, niejednoznaczną, o skomplikowanej osobowości. Taką, która u wzbudza zawiść w prostackim i grubiańskim Stanleyu, nie akceptującym nikogo, kto pochodzi z innej wyższej społecznej sfery niż on. Który musi zniszczyć Blanche, za posiadanie własnego, wyimaginowanego świata. Za to, że jej osobowość nie mieści się w jego ograniczonym pojmowaniu świata. Stanley - Szymona Komasy, jest bardzo przekonujący w swoim postępowaniu i jest to niewątpliwie kolejny sceniczny sukces artysty. Jeśli dodamy do tego ciekawe brzmienie głosu, to wierzy się w każdy odcień emocji przeżywanych przez Stanleya. Joanna Woś w scenach z Szymonem Komasą buduje sceniczną dramaturgię, wyzwalającą u widzów głębokie przeżycia.

Przełożony przez André Previna na język muzyki materiał dramatyczny sztuki Tennessee Williamsa „Tramwaj zwany pożądaniem" budzi równie dużo wrażeń, co literacki pierwowzór. Kompozytor osadził go na detalach melodeklamacji, i to głównie w monologach śpiewanych przez Blanche Dubois. I podobnie jak w dramacie, tak i tutaj podkreślają one samotność człowieka. Podróż Blanche Dubois, nabiera metaforycznego znaczenia, zważywszy na symbolikę nazw ulic, prowadzących ją do siostry Stelli i Stanley'a: - „Pożądanie", „Cmentarz" i „Pola Elizejskie". Szczególnie ta ostatnia kojarzy się z miejscem w Elizjum w greckiej mitologii, przeznaczonym dla dusz herosów i ludzi dobrych. Z góry też niejako określająca ten „ostatni przystanek" w życiu Blanche. Wprawdzie scena, podczas której Lekarz prowadzi Blanche do wiadomej placówki jako osobę o zachwianej psychice, odbierając jej nadzieję na wolność i miłość, na bycie sobą, to jednak chciałoby się wierzyć, że wróci do świata.

Aleksandra Wiwała w roli Stelli zaprezentowała nie tylko wspaniale dźwięczny i silny głos, ale także poziom jej aktorstwa wpłynął na wyrazistość kreowanej postaci. I na wiarygodność. Aleksandra Wiwała konstruuje typ kobiety, żony, która ma w sobie dość siły i woli, by rozładować napięcia rodzinne wywoływane przez Stanleya. Postępowanie Stelli, jej relacje z mężem, akceptacja skromnych warunków życia sprawia, że ta na pozór słaba dziewczyna ma w sobie tyle mocy, żeby obronić swoją godność i ją zachować. I nawet jeśli broni jej nie zawsze skutecznie, jest to jej wielkie zwycięstwo.

I muzyka Andre Previna. To ona za sprawą kierownictwa muzycznego Tadeusza Kozłowskiego, ma tak cudowne liryczne i romantyczne brzmienie. I zarazem zachowuje swój prawdziwie amerykański styl. I chociaż obowiązki służbowe nie pozwoliły mistrzowi stanąć za pulpitem dyrygenckim, zastępująca go tego wieczoru Marta Kosielska poprowadziła orkiestrę w cudownym stylu. Wydobyła z tej muzycznej filmowej opowieści jej intymność, zmysłowość, zdolności interpretacyjne. Akcentowała elementy jazzowe, swingowe, bluesowe. Sami zaś muzycy idealnie obrazowali sceniczną akcję. Dźwięki saksofonu, cudownie harmonijne glissando na puzonach, czy solo na kontrabasie stwarzały niepowtarzalną atmosferę. I wsłuchując się w nią, można było sobie uzmysłowić, w jak perfekcyjny sposób soliści na scenie „wpisywali" swoje głosy w ten tak trudny i specyficzny język nowoczesnej muzyki!

Kolejnym atutem spektaklu jest scenografia autorstwa Jagny Janickiej, wspomagana światłami reżyserowanymi przez Rafała Wróblewskiego. W przypadku tego spektaklu można stwierdzić, że obydwoje twórcy skonstruowali wizualną formę nie tylko stanowiącą przestrzeń dla zdarzeń i emocji, a także i dla muzyki, ale głównie wyrażającą najbardziej intymne przeżycia postaci. Zarówno scenografia, jak i światło stylizowane na malarstwo Edwarda Hoppera, stwarzały dodatkowy koloryt dla bycia samotnym wśród ludzi w wielkim mieście.

Maciej Prus, reżyser „Tramwaju zwanego pożądaniem", obecny podczas festiwalu, zebrał od widzów po zakończonym przedstawieniu nie milknące oklaski. A było za co mistrzowi dziękować!

Dwa lata temu, podczas festiwalu, widzowie obejrzeli operę „Dokręcanie śruby" skomponowaną przez Benjamina Brittena, w reżyserii Natalii Babińskiej. A cztery lata temu Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu przywiózł na festiwal „Cyberiadę", fantastyczną operę komiczną według Stanisława Lema, skomponowaną przez Krzysztofa Meyera, w reżyserii Rana Arthura Brauna.

I oby na Bydgoskim Festiwalu Operowym nigdy nie zabrakło współczesnej opery.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
6 maja 2019
Portrety
Maciej Prus

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia