Zaczarowany wieczór z „Czarodziejskim fletem"

„Czarodziejski flet" - komp. Wolfgang Amadeusz Mozart - reż. Suzanne Andrade, Barrie Kosky - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Niekiedy spotykamy się w codziennych sytuacjach z niełatwymi wyborami. Wyborami dotyczącymi pójściem za głosem serca czy bardziej rozsądku. Niewątpliwie zostajemy wystawiani na próby walki z pokusami.

Historię zahaczającą o wcześniejsze stwierdzenia, miałam okazję zobaczyć jedenastego lutego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej - w postaci opery zatytułowanej „Czarodziejski flet" , stworzonej przez wybitnego człowieka - jakim był Wolfgang Amadeusz Mozart. Całe dzieło wypełnione głosami wspaniałych solistów.

Genialna, precyzyjna i emocjonalna Gabriela Legun w roli Paminy - skradła niejedno serce tamtego wieczoru. Ciemna i ciepła barwa Emila Ławeckiego grającego Tamina również nie pozwala o sobie zapomnieć. Obecność Aleksandry Olczyk - wcielającą się w rolę Królowej Nocy - z pewnością była powodem przyjścia wielu do teatru tamtego dnia. Artystka debiutowała w roli tej już w niejednej zagranicznej operze. Cóż się dziwić, malowała głosem niczym Pablo Picasso po płótnie. Idealnie prezentowane przejścia dźwiękowe w formie legata. Olczyk doprowadziła do pojawienia się ciarek na ciałach niejednego z wtedy tam obecnych.

Za to aktorsko - spektakl bez wątpienia należał do Huberta Zapióra ,który wzorowo prezentował się na scenie pod postacią Papagena. Muzyka sama w sobie jak i cała twórczość Mozarta wykonywana była wyjątkowo precyzyjnie po względem technicznym. Piano orkiestry otulało serca słuchaczy. Całe widowisko wzbogacone zostało o fenomenalną scenografię w formie animacji zaprojektowanych przez Paula Barrilta. Naprawdę zapierających dech w piersiach. Czcionka partii rzekomo mówionych, kawałki części ciał postaci, pory doby... Zostało to wykonane wyjątkowo.

Spektakl z obecnością zabawnych fragmentów. Perfekcyjna synchronizacja aktorów z multimedialną scenografią. To było imponujące - proszę uwierzyć. Jak to i u Mozarta bywa - wszystko zostało szczegółowo dopracowane. W tym dziele - nie ma miejsca na przypadki. Soliści śpiewający z różnych wysokości w dokładnie przemyślanych kostiumach i charakteryzacjach. Ostatecznie, pod koniec - wygrywa uczucie i upartość w realizacji swoich założeń a miłość ,która jest nagrodą rekompensuje wszystko.

Podsumowanie choć mogłoby być długie - skrócę do minimum. Jedna z najlepszych produkcji jakie miałam okazje zobaczyć. Czy warto? Niezaprzeczalnie. To obłęd obserwować znakomitą aranżację wraz z idealnie dobraną i niesamowicie zdolną obsadą. Ten wieczór na pewno - nie zapewne - pozostanie w mojej pamięci na długo.

Dla takich spektakli warto odwiedzać operę. Nadal - jestem pod ogromnym wrażeniem.

Martyna Studnicka
Dziennik Teatralny Warszawa
18 lutego 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia