Zaczynam widzieć czas – mówi Piotr Kondrat

Ilona Słojewska - Lustro Melpomeny

- Jest czas wschodu i zachodu słońca, czas światła i ciemności, czas wiosny i czas śmierci, czas miłości i czas nienawiści, czas rozkwitu i czas więdnięcia, czas akceptacji i czas pogardy, czas współpracy i czas izolacji, czas nauki i czas gnuśności, czas wolności i czas zniewolenia – zauważa aktor. I każde zdarzenie ma swój czas. Wszak w starych chińskich księgach czytamy o tym, że „wszystkie rzeczy mają swój czas, a kto nie przestrzega tej zasady, może wywołać nieporządek".

Spotkania w czasie

A zatem, w myśl tej zasady, najpierw był czas, w którym Piotr Kondrat pojawił się w sezonie 1996-1997 w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Siedząc na widowni, widziałam go w roli Daniela de Bosoli w spektaklu Johna Webstera „Tragedia księżny Amalfii", w reżyserii Wiesława Górskiego. Potem był „Lalek" Zbigniewa Herberta, w reżyserii Marka Pasiecznego. W tym przedstawieniu aktor wystąpił jako Lalek i Rybak. Potem zagrał Wolnego człowieka i Sędziego w spektaklu „Ubu niewolnik" Alfreda Jarry, w reżyserii Wiesława Górskiego. I dopiero po wielu latach, w roku 2006 bodajże, znalazłam się na Toruńskim Festiwalu Jednego Aktora. Podczas konferencji prasowej Piotr Kondrat zapowiedział swój spektakl według Williama Szekspira „Hamlet:24" w jego adaptacji i reżyserii, przygotowany w czasach, gdy pracował w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Było to osobliwe nokturnowe misterium zagrane w ruinach zamku krzyżackiego, z ogniem, czaszkami, duchami i chorągwiami łopoczącymi na listopadowym wietrze. Spektakl poruszał emocje, odwoływał się do archetypów. Moc, która tamtej nocy zaistniała, wywołana sztuką aktorską Piotra Kondrata, pozostała w tym miejscu do dzisiaj.

Shylock według Szekspira

I dalej, skoro wszystkie rzeczy czekają na swój stosowny czas, to sześć lat temu, także w Toruniu, podczas kolejnego Spotkania Teatrów Jednego Aktora, ponownie spotkałam Piotra Kondrata. I tym razem zrealizował ulubionego Williama Szekspira. Był to monodram „Shylock" na podstawie „Kupca weneckiego" według scenariusza Andrzeja Żurowskiego w reżyserii Marcina Ehrlicha.
„Shylock", skonstruowany został w dwóch czasoprzestrzeniach - historycznej i współczesnej. Piotr Kondrat występuje jako uliczny bukinista, który za sprawą książki przenosi się do XVI-wiecznej Wenecji. Uliczny bukinista zamienia się w Shylocka, od którego to dowiadujemy się o niespotykanych warunkach pożyczki, czyli o „funcie" ciała pożyczkobiorcy, przechodzącym na jego własność, jeśli nie zostanie oddana w terminie. Treść monodramu przekłada się na czasy współczesne, a sam Shylock staje się uosobieniem banków i para-banków, które w bezwzględny sposób egzekwują swojego „funta" od pożyczkobiorcy. Piotr Kondrat wcielając się w dwie postaci, sugestywnie oddaje ogrom przeżywanych emocji. Jego jedno spojrzenie nabiera wiele znaczeń. Znajduje mnóstwo cech wspólnych dla obu postaci, a także znakomicie konstruuje ich odrębność. Z iluż to zróżnicowanych środków aktorskich zbudował Shylocka.
Warto w tym miejscu dodać, że właśnie ten monodram Piotra Kondrata fantastycznie wpisuje się w ideę międzynarodowego „Projektu Szekspir". Bo współczesna wersja „Kupca weneckiego" w interpretacji Howarda Jacobsona „Shylock się nazywam" jest znakomitym literackim przeniesieniem dramatu w obszar powieści. Myśl, że Piotr Kondrat równie idealnie oddaje ducha szekspirowskiego dramatu na scenie, pozwala na umieszczenie go w tym jakże ciekawym pod każdym względem międzynarodowym projekcie oddającym hołd wielkiemu twórcy.

Armenia i Lwów

Z najciekawszych ról Piotra Kondrata, w których wystąpił w tym roku warto przypomnieć dwie. - W kwietniu wystąpiłem w Armenii w międzynarodowym spektaklu "Śnie nocy letniej" Williama Szekspira w roli Puka. W przedstawieniu wzięło udział ośmiu aktorów z różnych państw i każdy grał w swoim języku: w angielskim, włoskim, niemieckim, francuskim, greckim, rumuńskim, litewskim i polskim). Graliśmy to w pięciu miastach Armenii - kontynuuje. - Potem, tydzień po Wielkanocy, zagrałem we Lwowie w "Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka. Spektakl odbył się 28 kwietnia w Katedrze Łacińskiej. Obok aktorów Teatru Polskiego we Lwowie wystąpili aktorzy Teatru Śląskiego w Katowicach - Jerzy Głybin i Andrzej Warcaba w rolach Diabłów, a ja zagrałem Jezusa Chrystusa, jak 25 lat wcześniej u Piotra Cieplaka. Lwowski spektakl wyreżyserował pan Zbigniew Chrzanowski, dyrektor Teatru Polskiego. Zagramy go we wrześniu w Przemyślu, a w październiku w Wilnie.

Czas Stefano Victuale i świata iluzji

Wszystkie zdarzenia i emocje również mają swój właściwy czas, w którym można odnaleźć harmonię twórczą, inspiracje i ciekawą realizację. Bo gdyby tak nie było, nie powstałby spektakl bez udziału Piotra Kondrata - „Momo" według Michaela Edena, w reżyserii Uli Kijak, zrealizowany w roku 2006 w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. „Momo" to powieść niemieckiego pisarza, wydana w roku 1973, zaliczana do dziecięcej klasyki. Traktuje o pojmowaniu czasu, także przez nas współczesnych, a jej warstwa baśniowa jest niezmiernie ciekawie zbudowana. Piotr Kondrat zagrał w niej postać – Stefano Victuale.
I ta jego aktorska kreacja stała się punktem wyjścia do rozmowy o czasie. Piotr Kondrat opowiadał nie tylko o realizacji przedstawienia, ale także podzielił się refleksjami na temat istoty czasu. Wszak i książka, i spektakl opowiadają o nim. Aktor opowiadając o pracy nad spektaklem, mówił o tym, że poznał mistrza sztuk magicznych „Selleno", który nauczył go kilkunastu tricków, a które wprowadził na scenę, wbrew woli reżysera. – Zresztą, mogły one zaistnieć tylko w scenie zbiorowej, ale i tak były jedną z niewielu rzeczy w tym przedstawieniu, które przykuwały uwagę młodej widowni i sprawiały im prawdziwą radość – mówi Piotr Kondrat. - Literatura choćby najwspanialsza jeszcze nie tworzy teatru. Paradoksalnie próby do tego spektaklu to był czas utracony, ale spotkanie z mistrzem to była jego nowa jakość. Gdybym nie spędzał z nim i jego żoną Heleną długich godzin, to pewnie niczego by mnie nie nauczył. Poza umiejętnościami iluzjonistycznymi nauczył mnie też innego podejścia do czasu właśnie. Czasami warto się zatrzymać, żeby czegoś naprawdę się nauczyć. Potem zrobiłem z nim na nowo mojego Hamleta, a potem, mój mistrz odszedł od nas. Niestety czas lekarzy nie był jego czasem. W ramach oszczędności utracił czas bieżący na rzecz czasu wiecznego. Czaszki aktorów z mojego przedstawienia „Hamlet:24" to jego dzieło. Zawsze, kiedy gram mój spektakl myślę o nim. Mistrz Selleno, pan Czesław Paszul. Dziękuję ci mistrzu za podarowany mi czas.

Czas i jego rodzaje

Kiedy Piotr Kondrat rozmawiał ze mną o swoim aktorstwie, teatrze, nie pomijał swoich osobistych refleksji związanych z odczuwaniem świata, o tym, co z czasu już przeżytego pozostało w nim na zawsze. Opowiadał i o tym, jak pojmuje zjawisko czasu. - Jest czas wschodu i zachodu słońca, czas światła i ciemności, czas wiosny i czas śmierci, czas miłości i czas nienawiści, czas rozkwitu i czas więdnięcia, czas akceptacji i czas pogardy, czas współpracy i czas izolacji, czas nauki i czas gnuśności, czas wolności i czas zniewolenia – przekonuje. - Czas zdrowia i czas choroby, czas skupienia i czas rozproszenia, czas obfitości i czas skąpy... Kiedy wymieniam te rozmaite czasy to odwołuję się oczywiście do Księgi Koheleta w Starym Testamencie.

- Problem w tym, że próbujemy manipulować czasem, a on jest święty, tzn. dany nam w swojej pełni, już gotowy, pełny – a nie surowy, półfabrykat... – kontynuuje. - Właściwie dopiero od kiedy urodzili się moi synowie zaczynam rozumieć czas. Zaczynam widzieć czas. Przez czas rozwoju rozumiałem też lepiej czas więdnięcia, czas odchodzenia. Tak się złożyło, że różnica między moimi żyjącymi wówczas rodzicami a moimi dziećmi wynosiła 80 lat. Mama odeszła w styczniu 2014 roku, a Tata w Wielkanoc roku 2015. Za to synowie wspaniale się rozwijają, niedługo mnie przerosną...

Na pytanie, jaki „rodzaj" czasu jest dla niego istotny, odpowiada. - Najciekawszy jest czas rozwoju, wzrostu, Na to, żeby coś wyrosło potrzebny jest spokój, potrzebny jest brak pośpiechu. Żyjemy w tyranii pośpiechu. Wszystko wokół pędzi, więc i my pędzimy, ale nasza istota nie nadąża za nami. Jesteśmy niewolnikami pośpiechu, gubimy w tym samych siebie, gubimy duszę. Uzależnienie jest tak wielkie, że niebezpieczny staje się też czas wolny, czas wakacji, świąt... On staje się czasem tępej rozrywki – nakarmić przytępione zmysły można tylko przez wstrząsy.

Lubię działać szybko

- Czas to nie jest tylko zegar, to nie jest tylko liczba minut, godzin i lat... „Szczęśliwi czasu nie liczą". Odwracając to stwierdzenie – kto liczy czas nie jest szczęśliwy.
Najpiękniejsze powinno być dzieciństwo – nie ma w nim rutyny, nie ma w nim pośpiechu, wszystko jest nowe, ciekawe, tyle rzeczy zdarza się po raz pierwszy. Choć nie ma w nim pośpiechu, zdarza się w nim wspaniały pęd. To może banał, że od dzieci można się wiele nauczyć, ale jeśli się dobrze zastanowić – jest w tym głęboki sens. Słuchając dzieci, słuchamy Boga. Dopóki słuchamy Boga jesteśmy jego dziećmi.

- Wiem, że nic nie wiem... Jakie to wspaniałe. To znaczy, że jeszcze tyle mogę się dowiedzieć, Kto wszystko wie, nie jest szczęśliwy, bo jest ograniczony i nie wie dość, by być szczęśliwy. Jego wiedza nie jest doskonała, bo jest niepełna. Pełną wiedzę ma tylko Bóg – mówi dalej aktor. - Czas doskonały to nieśmiertelność, wieczność. Jeśli umiemy przeżywać czas i uwolnić się z tyranii pośpiechu, możemy doświadczyć wieczności w tym życiu, a nie w życiu po śmierci. Śmierć trzeba pokonać za życia.
Czy jestem wrogiem pośpiechu? Nie. Jestem wrogiem pozoru, jestem wrogiem rutyny i wrogiem zniewolenia. Lubię działać szybko. Żeby czegoś dokonać, trzeba szybko działać. Ale szybkość to nie pośpiech.

Serce jest wspaniałym zegarem

- Nasza życiowa energia ma swoje źródło w naszym wypoczynku. Czerpiemy życiodajne soki ze zdrowego spokojnego snu, z chwil całkowitego relaksu, odstresowania, z naszych marzeń i z naszej fantazji. Człowiek zabiegany nie pobije rekordu świata na sto metrów a w maratonie nie weźmie udziału, bo mu szkoda na to czasu.
- Nasze serce jest wspaniałym zegarem, a jego rytm wyznacza nasz krwioobieg. Nasze życie jest sztuką, kiedy mamy kontrapunkt w sercu – zastanawia się dalej Piotr Kondrat. - Kiedy chcemy, uspokajamy się całkowicie, wyciszamy, a kiedy chcemy zamieniamy w pędzące meteory. Świat jest sumą wszystkich czasów indywidualnych, chociaż ma też swój czas indywidualny. Więc te czasy cząstkowe mogą mu przydać piękna i wspaniałości, ale mogą też doprowadzić do katastrofy, jeśli nie współżyją z czasem świata, czasem Boga. Na szczęście czas świata jest silniejszy od naszych indywidualnych zegarków.
Nie brońmy się przed dojrzałością, ale nie przestańmy być dziećmi. Nie przestajmy się uczyć, rozwijać, nie zabijajmy wyobraźni i ciekawości świata, innych, samych siebie.

A co się dzieje z czasem, który minął? Czy nie przypadkiem przybiera postać tego, czego w życiu dokonaliśmy?

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
28 czerwca 2019
Portrety
Piotr Kondrat

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia