Zagraj to jeszcze raz, Dada!

"Zagraj to, czyli 17 tańców o czymś" - reż. K. Chmielewska, L. Bzdyl - Teatr Dada von Bzdülöw

Po premierze "Zagraj to, czyli 17 tańców o czymś" Teatru Dada von Bzdulow na scenie Malarnia w Teatrze Wybrzeże
Najważniejsze tutaj są obrazy. Nastrój podkreśla snop żółtego światła z wiekowego reflektora. Takie światło mają stare fotosy filmowe.

Nie chce mi się wnikać w to, co głoszą wydumane zapowiedzi, że "Zagraj to, czyli 17 tańców 0 czymś" mówi o tym, iż: "Jest rok 2044. Janina, Jan i Janka przystępują do realizacji eksperymentalnego dokumentu. W jednej z sal dobrze utrzymanego skansenu teatralnego, korzystając z zamierzchłych technologii (MacBookPro, rzutnik multimedialny etc), kostiumów (Milan Fashion Week 2013) oraz emocji (kino, taniec, teatr z początku XXI wieku), Janina, Jan Janka próbują odegrać COŚ, co było tym CZYMŚ". Wolę sobie myśleć, że nowy spektakl Teatru Dada von Bzdiilów to po prostu hołd oddany kinu. Staremu kinu.

Anna Steller wygląda czasem jak gwiazda niemego kina Lillian Gish. Albo Veronika Lakę wktó-rymś z filmów lat 40. Może nawet, w tańcu solo, jak Monika Vitti z "Przygody". Arcydzieło Antonioniego to też, poniekąd, obrazy bez słów. Jak tutaj.

Tytuł najnowszej premiery Teatru Dada von Bzdulow narzuca porównanie do tytułu Filmu Herberta Rossa - "Zagraj to jeszcze raz, Sam" nakręconego według słynnej sztuki Woody'ego Allena. Historia opętanego filmem krytyka to też hołd, złożony kinu, filmowi "Casablanca".

W najlepszej scenie nowego spektaklu Teatru Dada - ona i on w półmroku, nihilistycznie oparci o nagrzaną światłem ścianę palą papierosa. W tej scenie Leszek Bzdyl zdaje się być jak Humphrey Bogart ze sztuki Allena: "- Babki to żadna filozofia. Nie spotkałem jeszcze takiej, co by nie zrozumiała, jak oberwie po buzi albo dostanie kulkę z czterdziestki piątki".

No i ten papieros. Filmowy symbol. Palenie w filmie to coś innego niż palenie w teatrze, coś więcej niż zwykłe wciąganie dymu w płuca. Steller z papierosem jest jak Lauren Bacall w "Mieć i nie mieć". Pali jakby zrzucała kieckę.

Taneczne etiudy Katarzyny Chmielewskiej przywołują inne obrazy, tworzą inne fotosy. Czasem jest jak gwiazda kina lat 30. Jean Harlow, o której mówiono, że zawsze wygląda tak, jakby przeciągała się na tapczanie, czasem jak drapieżna Marlena Dietrich w "Błękitnym aniele", w innej przypomina wstającą z łóżka bohaterkę filmu Renę Claira "Pod dachami Paryża". A jej pończochy na podwiązkach w scenie z krzesłem mogłyby być pończochami Lizy Minnelli z "Cabaretu".

Wystylizowany na bohatera slapsticku jest w swych tanecznych kreacjach Leszek Bzdyl. Jego etiudy zdają się przywoływać wizerunki największych gwiazd kina niemego. Chaplin? Zbyt oczywiste. Może któryś z Braci Mant?

Cała trójka robi na scenie kino. Mamy tu filmowy plan, gdzie rozgrywa się owe 17 tanecznych etiud do muzyki z iTunes (standardy lub techniczne, jak z trzeszczącego radia, zgrzyty i piski). Poszczególne zadania wyznacza filmowy klaps. Mamy garderobę, w której zdej -muje się sukienki i halki, sznuruje buty i rozpina stylowy pro-chowiec. Filmowe studio, gdzie konstruuje się sceny, dobiera muzykę. Kulisy wreszcie, miejsce wywiadów z gwiazdami, które, jak to gwiazdy, nie mają nic do powiedzenia.

Ma się wrażenie, że nic tu nie jest do końcai na zawsze. Że być może każdy kolejny spektakl będzie inny, a każda scena przyniesie w skojarzeniach inny film. Nic tu też nie jest konkretne ani oczywiste. To jedynie, jak zdają się sugerować sami twórcy, dot-

Anna Stellerw jednej z siedemnastu etiud

knięcie czegoś, co jest ulotne i wynika z filmowej materii. A oni przez tę ulotność próbują tylko rozruszać naszą wrażliwość, nasze własne "filmy". Może gramy je każdy w swoim świetle? Co odtwarzamy, jakim obrazom podlegamy? Co je kształtuje? Pod jaką ścianą palimy nasze papierosy? Może kino jest w stanie opowiedzieć o człowieku więcej niż teatr? Może dzięki temu, że możemy je odtwarzać w nieskończoność, zostaje w nas na dłużej? Tylko czemu to kino w nas służy? Po co jest? Dlaczego tkwią w nas te, a nie inne sceny? Ułamki dialogów? Usta aktorek? Wąsik Chaplina? Pojęcia nie mam, dlaczego. Aleobraz, jaki tworzy kino zdaje się być dziś bardziej wyrazisty niż jakakolwiek inna sztuka.

Można potraktować ten spektakl sentymentalnie. Można z właściwym jego twórcom poczuciem humoru, pewnego stylu i elegancji. To, co zdaje się być najważniejsze, to intymność interpretacji. Nie chcę nawet myśleć, że coś tu znaczy inaczej niż znaczy dla mnie. Że są, gdzieś ukryte, inne symbole, odwołania, metafory. Wolę się oddać obrazom. Taki film w teatrze. Czy to nie przez film robisię dziś teatr? Ów, odchodząc od poezji, która była kiedyś jego siłą, staje się światem coraz bardziej realnym. Nie daje już rady zawładnąć naszą wyobraźnią tak jak kino. "...17 tańców o czymś". Nieme kino.

Gabriela Pewińska
POLSKA Dziennik Bałtycki
14 maja 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia