Zagraj to jeszcze raz, Walczak

"Seks, prochy i rock & roll" - reż. Marek Walczak - Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego Płock

Łypie okiem, oblizuje usta, drży mu ręka z plastikowym kubkiem, tańczy z połyskującym w ciemności nożem, śpiewa o Beacie z Albatrosa oraz pokazuje figury. Na końcu daje popis gry na harmonijce ustnej. Zgrabnie zrobiony monodram, z ukłonami w stronę widowni dowodzi, że Marek Walczak świetnie sobie radzi, zapraszając na scenę osobliwe postaci, których nie znajdziemy w słowniku biograficznym.

W monodramie "Seks, prochy i rock&roll" autorstwa Erica Bogosiana aktor jest raz żebrakiem wyciągającym w stronę widowni rękę po pieniądze, milionerem, który ma wszystko najlepsze, właścicielem grilla z nieskończoną ilością programów albo facetem z siatką i w kapeluszu - takim, co nie ma pieniędzy, ale wszystko wie. Zmieniając kostium kreuje następnego bohatera. Każda kolejna etiuda to popis dobrego warsztatu. Przerwy pomiędzy nimi wypełnia muzyka rockowa wykonywana na żywo przez Krzysztofa Misiaka (gitara). W jednej z etiud "Misiu" nawet uczestniczy w dialogu w roli syna. Marek Walczak też czuje rocka. Przebierając się na oczach widowni porusza się w rytmie, nuci, udaje, że gra na instrumencie. Mimo że skutecznie wciąga w swoją opowieść, zdaje się mówić: "to tylko teatr". Można szukać w tych postaciach analogii z rzeczywistością, ale bez przesady.

Tekst monodramu powstał w Ameryce, gdzie toczy się dyskusja na temat dostępu do broni, interwencji w Iraku, walki z terroryzmem. Pewne wątki są uniwersalne, niektóre zostały przystosowane do naszych rodzimych realiów. Te budzą największe emocje publiczności. Milioner z basenem o wymiarach olimpijskich pali hawańskie cygara i jeździ najnowszym modelem bmw. Mógłby kupić starszy, ale po co - żeby go ktoś prześcignął na autostradzie? Z dawnym wspólnikiem stracił kontakt. To był taki porządny człowiek, nigdy nie złamał prawa, nawet nie przeszedł na czerwonym świetle. I co? Wylądował w szpitaliku dla obłąkanych, a jego pieniądze trwonią dzieci.

Walczak ma pomysł na każdą z postaci. Bawi publiczność jako dumny posiadacz grilla w "gustownym" fartuchu i chroniącym przed żarem czepeczku. Rozmawia ze swoim gościem Stefanem, opowiadając mu m.in. o wakacjach all inclusive bez delfinów i spotkaniu z żebrakiem. Gdy demonstruje sposób obserwacji ssaków morskich, nie sposób się nie uśmiechnąć. Jest komiczny, ale i groźny. Gdyby emigranci weszli na działkę posiadacza grilla, zakłócając spokój domowego ogniska, to by ich zabił. Nawet jeśli okazałoby się, że to byli tylko faceci z biura napraw. O zabijaniu mówi też młody chłopak ze słuchawkami i nożem, któremu pomieszały się pojęcia i wartości. Lokalny klimat odzwierciedla facet z siatką. Pije arizonę, niesie ze sklepu główkę kapusty, gada na każdy temat. Jest przekonany że śledzą nas chipy i karty. Tam wszystko jest zapisane i przewidywalne. Żadnej zmiany, bo inaczej system zwariuje.

Wydaje się, że najwięcej o życiu wie żebrak. Nie przypadkiem jego monolog otwiera spektakl. Mógłby powiedzieć coś istotnego i temu milionerowi z basenem, i nam, ale się nie podzieli. Życie trzeba przeżyć - mówi. Tylko jak - poważnie czy na wesoło? Czy odpowiedzią ma być finałowe muzyczne trio (gitara Krzysztof Misiak, harmonijka Marek Walczak i Piotr Jędraszczak na saksofonie), czy wcale nie...

Lena Szatkowska
Tygodnik Płocki
20 kwietnia 2016
Portrety
Marek Walczak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...