Zagrajmy to jeszcze raz

"Dybuk" - reż. Anna Smolar - Teatr Polski w Bydgoszczy

Na samym początku spektaklu aktorzy przyznają, że choć mają wystawić "Dybuka" Szymona An-skiego, to na tym, co żydowskie (poza dowcipami o Żydach) nie bardzo się znają. Tajemnicze hebrajskie słowa przyswajają na zasadzie skojarzeń, pamiętają ze szkoły kilka piosenek na czele z "Miasteczkiem Bełz". Dramat An-skiego nie będzie im zresztą potrzebny do egzorcyzmowania polskiej historii, "użyją go", żeby w szkolnym przedstawieniu zmierzyć się ze śmiercią kolegi, Grzesia.

Anna Smolar dobrze wie, czym jest "Dybuk" w polskiej tradycji teatralnej, a w bydgoskim spektaklu nawiązuje również do filmu Michała Waszyńskiego z 1937 roku, który, oglądany po Zagładzie, stanowi poruszający obraz nieistniejącego świata. Pobielone twarze aktorów, łączący się w tańcu filmowa Lea i zgromadzeni w synagodze, śpiewający nabożne pieśni mężczyźni, chałaty, pejsy i jarmułki, to elementy powracające wciąż w przedstawieniach przedwojennych Żydów. Są wielokrotnie powtarzane właśnie w ikonografii filmowej, wydają się więc oswojone, zupełnie niegroźne. Można powiedzieć, że uczniowie inscenizując "Dybuka", wykorzystują to, co znają i co przychodzi jako skojarzenie ze słowem "Żyd". Zabawa w skojarzenia pojawia się zresztą na samym początku spektaklu. Dżi (Hanna Maciąg) prowokuje widzów do zgłaszania swoich propozycji: "Kiedy ja mówię Żyd - wy mówicie...?". Zawiesza głos na tym pytaniu i namawia do podawania pierwszych skojarzeń, szczelnie zamykając ich świat w znajomym kodzie reprezentacji. Powtórzenie jako praktyka prowadząca z jednej strony do oswojenia tego, co traumatyczne i wyparte ze świadomości, a z drugiej - umieszczająca to, co zostaje przedstawione w cudzysłowie, jest najważniejszym środkiem, z którego korzysta Smolar. Scenografia stworzona przez Annę Met to trzystopniowa szkatułkowa konstrukcja, podwajająca efekt "teatru w teatrze". Kolejne kurtyny opadają, ujawniając coraz to nowe poziomy fikcji, którą już zdążyliśmy uznać za rzeczywistość.

Grześ (Michał Wanio) popełnił samobójstwo z powodu upokarzającego filmiku nagranego przez dziewczynę, w której się zakochał. Na scenie funkcjonuje po trosze na prawach swoich żywych kolegów, wchodzi z nimi w interakcje, jakby nie miał w sobie niczego z ducha. Nie jest dybukiem, chociaż poczucie winy, jakie wywołuje w każdej osobie ze swojego otoczenia, sprawia, że jego obecność, bardzo materialna, jest dla pozostałych bohaterów bolesna i uciążliwa. Jako jedyna postać przenika do inscenizowanego dramatu i pojawia się na scenie obok aktorów (Sonia Roszczuk i Maciej Pesta) odgrywających jakby "za wszelką cenę" sztukę An-skiego. Historia Grzesia i pary zakochanych z "Dybuka" łączy się tam, gdzie pojawia się temat winy. W przypadku Grzesia jest to panujące wśród nauczycieli przekonanie, że byli nie dość uważni, a wśród uczniów poczucie, że dopuścili się bezmyślnej przemocy, której skutków nie przewidzieli. "Dybuk" oglądany i czytany po Zagładzie stał się metaforą tego w jaki sposób pamięć o eksterminacji Żydów "nawiedza" polską współczesność, powracając jako przypomnienie o występku, jakim jest pozostawanie biernym świadkiem. Wobec tytułowego dybuka z dramatu An-skiego największą winę ponosi Sender, ojciec Lei, który przed laty obiecał swojemu przyjacielowi, Nissenowi, że jeżeli jeden z nich będzie miał syna, a drugi córkę, połączą ich na ślubnym kobiercu. Nissen zginął w noc, w którą jego żona urodziła mu syna, Chonena. Kiedy po latach Chonen przybywa do miejscowości, w której mieszka dorastająca Lea ze swoim ojcem, Sender nie rozpoznaje w nim potomka przyjaciela, któremu przed laty przyrzekł rękę córki i planuje wydanie Lei za młodzieńca, który zapewni jej dostatnie życie, jednocześnie uniemożliwiając dziewczynie małżeństwo z chłopakiem, w którym jest zakochana. Historię Sendera i Nissena przytacza pośpiesznie Irena Melcer, jakby wciąż podkreślając: to nie o to chodzi! Reżyserka nie chce korzystać z fabuły zapisanej przez An-skiego, ale właśnie z metaforycznej postaci powracającego ducha, który nie daje spokoju i przypomina żywym o ich winie. Nim właśnie staje się Grześ, momentami zastępujący w aranżowanym przez uczniów przedstawieniu aktora odgrywającego Chonena, młodzieńca, którego dybuk wstąpił w Leę.

Twórcom bydgoskiego "Dybuka" zależy, by widzowie nie znajdowali się zbyt długo w stanie równowagi. Smolar buduje w spektaklu mocne opozycje: scena-widownia, świat żywych-świat martwych, teatr-rzeczywistość, po czym je narusza. Umieszczone w oknie scenicznym kolejne ramy, wyjątkowo archaiczne i przykuwające uwagę, tematyzują sytuację na scenie jako fikcję, a jednak Smolar sugeruje, że to teatralna fikcja wytwarzana celowo przez uczniów. Gra aktorów wcielających się w postaci z "Dybuka" jest przerysowana, cechuje ją wyrazisty gest, dodatkowo pojawiają się elementy tradycyjnych żydowskich strojów i biały makijaż twarzy. Charakteryzacja nie zostaje jednak zmyta na czas, kiedy ci sami aktorzy grają nauczycieli i kolegów Grzesia, co narusza realność scen dziejących się w szkole. Wydaje się, że to właściwie nie tytuł, a podtytuł dramatu An-skiego (Na pograniczu dwóch światów) najpełniej określa zainteresowania reżyserki.

Zuzanna Berendt
Teatralia
21 grudnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...