Zagrano po prostu tekst Levina

"Dziwka z Ohio" - reż. Adam Sajnuk - Teatr WARSawy

Kolejny już sezon nie mija zachłyśniecie polskich scen twórczością Hanocha Levina. I słusznie. Wiele jego dramatów to perełki: „Krum”, „Szyc” czy „Pakujemy manatki”. Ale ma on w swej twórczości i gorsze kawałki. Nie znam powodu, dla jakiego w Teatrze WARSawy wystawiono „Dziwkę z Ohio”, bezsprzecznie najsłabszy tekst z tomu opublikowanego przez ADiT.

Daleko szukać. Na stronie internetowej teatru znaleźć można dość szczerą odpowiedź, dlaczego ten tekst zawędrował do rąk reżysera Sajnuka. „Dziwka z Ohio" – napisano – to jedyny do tej pory nie inscenizowany tekst wybitnego izraelskiego dramaturga Hanocha Levina." No, a skoro nie wystawiany, to... wystawić trzeba. By jednak wystawić, należy prócz szczerych (w co nie wątpię) chęci posiadać jeszcze...? POMYSŁ. A w WARSawskiej realizacji zagrano po prostu tekst Levina, nie interpretowano go. Wyuczono się, pokazano, a ja postaram się szybko o niej zapomnieć.

Reżyserii podjął się, jak napisano na stronie „jeden z najciekawszych młodych polskich reżyserów – Adam Sajnuk". Ja rozumiem, że Adam (jesteśmy na „ty", więc sobie pozwalam) kilka niezłych, w tym dwa bardzo dobre spektakle ma w dorobku, ale by od razu najciekawszy? Rozumiem też to wieloletnie parcie o dostrzeżenie na warszawskich salonach: realizacja w Teatrze Polonia, niebawem w Teatrze Polskim. Zaś co do tej młodości, co do metryki, to... lepiej zmilczę.

Wyzłośliwiam się, a powinienem o spektaklu. Trójka bohaterów: Broncacki – tytułowa dziwka z Ohio, Hojbitter i jego młodszy syn Hojmar – obaj żebracy. Hojbitter kończy siedemdziesiąt lat i idzie zrobić sobie prezent urodzinowy – zaliczyć uliczną dziwkę. Targuje się z nią (początek spektaklu), cel osiąga, Broncacki opuszcza majtki pod latarnią. Staremu penis odmawia posłuszeństwa, zastępuje go syn. A potem następuje to, co w dramacie najciekawsze, czyli sen w którym pragnienia mężczyzn się urzeczywistniają. Hojbitter pragnie dziwki z Ohio, wspomina też swoją miłość. W inscenizacji Sajnuka najistotniejszą warstwę oniryczną pokazano poprzez zmianę świateł, kostiumu, sekwencje choreograficzne.

Na stronie internetowej teatru napisano: „W najnowszej inscenizacji Teatru WARSawy zobaczymy przejmującą rolę Zygmunta Malanowicza." Postać Hojbittera jest, jak to często u Levina, i śmieszna, groteskowa i rozdarta, tragiczna zarazem. Jego pragnienie kobiety wynika z głębokiej samotności. Pragnienie, a w zasadzie projekcja kobiety. To rola napisana na aktorski popis, rola złamana w połowie sztuki, pęknięta. Są w niej momenty piękne, liryczne, służące do pokazania aktorskiego geniuszu. Z niewiadomych przyczyn Hojbittera gra w Sajnukowej realizacji Malanowicz, który obsadzany jest w każdym niemal spektaklu Warlikowskiego ale... w e-pi-zo-dach! I najczęściej po warunkach. Tam nie kreuje postaci, która mają pociągnąć całą fabułę. A tu, zagubiony, wciąż na jednej intonacji, ledwo słyszalny, mylący się w tekście starszy aktor budzi większe politowanie niż postać, którą gra.

Jak zwykle świetna jest Agnieszka Przepiórska. Próbuje grać męską projekcję kobiety idealnej, boginię seksu. Zaraz jednak wraca do kontenera, w którym mieszka, zbierając pieniądze, by odmienić swoje puste życie. Materiał do grania jest, Przepiórska z niego korzysta. Bartosz Adamczyk w roli syna próbuje partnerować Malanowiczowi, słuchać go, nie szarżować. Problemem jest jednak to, że starszy aktor mówi nieraz „na biało", a odniesienie się do takiej nazwijmy to „gry" sprawia Adamczykowi niemałe problemy.

Publiczność, siedząca po obu stronach sceny pełnej elementów realistycznej scenografii i filmowych odniesień, jak na premierę reagowała dość chłodno. To, że Sajnuk potrafi reżyserować wiem, bo widziałem i „Kompleks Portnoya" i „Zaklęte rewiry". Oby dobierał lepsze dramaty. Lub choćby takie, na które ma jakiś pomysł. Tego w grudniowej realizacji zabrakło.

Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
29 grudnia 2013
Teatry
Teatr WARSawy

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia